Nie zabrali telefonów
Treść
Niewiele wyjaśniła konfrontacja między byłym już zastępcą prokuratora generalnego Ryszardem Stefańskim (na zdjęciu z lewej) a byłym szefem warszawskiej prokuratury apelacyjnej Zygmuntem Kapustą (z prawej). Nie dość, że rozbieżności między ich zeznaniami wciąż są bardzo duże, spotkanie odbyło się w żenującej atmosferze wzajemnych oskarżeń. Wcześniej komisja przesłuchała dwóch innych prokuratorów - Barbarę Sznajder i Zbigniewa Ordanika.
Zastępca prokuratora okręgowego w Warszawie Zbigniew Ordanik opowiadał o powodach odmowy wszczęcia śledztwa w sprawie notatki Urzędu Ochrony Państwa z 7 lutego 2002 r. Powiedział, że to słabość materiałów UOP i decyzja Prokuratury Rejonowej w Płocku, która rok wcześniej umorzyła śledztwo w sprawie kontraktu PKN Orlen z J&S, były decydujące dla tego postanowienia. Śledztwo w Płocku dotyczyło współpracy obu spółek i zostało wszczęte na podstawie anonimu. - W dokumentach z UOP było wiele stwierdzeń hipotetycznych, nie było mocnych dowodów - mówił przed komisją Ordanik. Ponadto, w odpowiedzi na pytanie posła Antoniego Macierewicza (RKN), stwierdził, że tak czy inaczej Modrzejewskiemu nie można by było postawić zarzutów z art. 296 par. 1, czyli spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego państwa, a co najwyżej działania na niekorzyść spółki PKN Orlen. Ordanik zeznał też, że pojechał do Płocka tylko dlatego, że zarządził tak prokurator Kapusta.
Jako kolejny świadek zeznawała Barbara Dąbrowska-Sznajder, kierownik działu nadzoru służbowego w I Wydziale Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Powiedziała ona, że od razu uznała zatrzymanie Modrzejewskiego w sprawie IX NFI za niezasadne. Potem jednak przeczytała notatkę UOP i zmieniła zdanie.
- Jestem długoletnim prokuratorem, ale akta, które zobaczyłem w Kancelarii Tajnej, zdumiały mnie, a notatka UOP, a głównie podpisy na niej, przekonały mnie, że trzeba natychmiast działać w tej sprawie - mówiła Sznajder. Z jej słów wynikało, że to po jej interwencji Kapusta zadzwonił do prokuratury okręgowej i zlecił czynności w tej sprawie. Dlaczego więc Kapusta zeznał, że nakazał mu to Stefański? Nie wiadomo, ale niejasności te miała rozwikłać konfrontacja między oboma prokuratorami. Nie dość, że nie rozwikłała, to jeszcze doprowadziła do kłótni między przedstawicielami organów ścigania. Kapusta powiedział w pewnym momencie, że jest zbulwersowany sposobem interpretacji swoich zeznań przez Stefańskiego.
- Pierwszy raz spotykam się z tym, że w resorcie zostaje dokonana ocena moich zeznań - mówił. Dodał, iż może potwierdzić swoje zeznania, że rozmawiał telefonicznie ze Stefańskim i ten "insynuował podjęcie czynności w tej sprawie". - To nie było polecenie, to mogła być rada - odpowiadał Stefański. - Czy my mamy do czynienia z prywatną prokuraturą, żebyśmy sobie rad udzielali? - ostro zareagował Kapusta. - Panie ministrze, nie telefonowalibyście do prokuratury apelacyjnej w ważnych i drażliwych sprawach tylko wtedy, gdyby wam telefony z biurek pozabierać - dodał.
Później jednak dostało się także Kapuście, bo pytania Konstantego Miodowicza (PO) unaoczniły wiele niejasności w jego zeznaniach przed komisją, choćby w świetle zeznań złożonych w prokuraturze. - Pana pamięć sprawia wrażenie pamięci wyspowej - mówił Miodowicz. - Nie pamięta pan nic poza tym, co zapisane w kalendarzu, nawet faktu prowadzenia rozmów telefonicznych, ale akurat fakt, że Stefański panu coś nakazywał, pamięta pan świetnie - podsumował.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 13-10-2004
Autor: Ku8a