Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie wystarczą deklaracje

Treść

Dzieje się coś dziwnego z nami. Z jednej strony chcielibyśmy, by chrześcijaństwo wraz ze swoją symboliką, systemem wartości zajmowało poczesne miejsce w kulturze, przestrzeni publicznej, z drugiej - niewiele robimy, by tak się rzeczywiście stało. Wybieramy kierunek naprzód - a w rzeczywistości się cofamy. W czym tkwi sedno problemu?
Dziedzictwem postsowieckim, które ciągle niesiemy w naszych umysłach, jest przekonanie, że miejscem wyznawania wiary jest kruchta kościoła, dom - ale już nie miejsce pracy czy szkoła. Daliśmy sobie wmówić, że wiara jest sprawą prywatną, jej obecność zaś w świecie codziennych, zwyczajnych spraw - zbędnym naddatkiem, niepotrzebną fanaberią stanowiącą znak niezdrowej dewocji i przejaw braku tolerancji dla nielicznej mniejszości, której to się akurat nie podoba. Milcząc, bezwiednie poddajemy się nowej wizji świata, a ponieważ rzeczywistość nie znosi pustki, w miejsce wstydliwie ukrywanej chrześcijańskiej aksjologii wchodzi nowy, pogański system wartości.
W poniedziałek w jednej ze stacji radiowych dziennikarka rozmawiała z Krzysztofem Krawczykiem na temat jego najnowszej płyty. Zapytany o tytuł albumu ("Warto żyć") zaczął mówić o Bogu, o nadziei, o wierze, która pozwoliła mu przetrwać trudne lata. Rozmówczyni natychmiast mu przerwała, twierdząc, że z pewnością zna się na tym dobrze, ale teraz nie ma czasu na katechezę. Boimy się mówić o Panu Bogu otwarcie, wstydliwie chowamy symbole religijne do lamusa, z góry zakładamy, że kadrowanie świata przez pryzmat wartości chrześcijańskich jest niepotrzebnym udziwnieniem. Pana Boga trzymamy w zanadrzu na sytuacje extra - łaskawie wspominamy o Nim, kiedy "autoryzuje" nam przeżywane akurat uroczystości rodzinne, ewentualnie nadaje rangę tradycji bądź obyczajowi. Wielu przeszkadza fakt, że bohaterami (co gorsze - pozytywnymi) seriali są księża i siostry, natomiast zupełnie nie dziwi wypranie z jakiejkolwiek aksjologii setek produkcji filmowych czy pustka najrozmaitszych show. Tak chętnie przecież po nie sięgamy! To od nas zależy, jakie filmy oglądamy, jak spędzamy wolny czas, jaki system wartości i symbolika są nam bliższe. Także jakie kartki świąteczne kupujemy i wysyłamy naszym bliskim - czy będzie na nich mikołajopodobny stwór, choinka czy Dzieciątko Jezus? Czy życzenia ograniczą się do ogólnika typu: "wszystkiego najlepszego", "wesołych świąt" (zawsze zachodzę w głowę, co to znaczy?), czy pojawi się tam wspomnienie pierwszego powodu przeżywanej radości, odniesienie do wiary, nadziei zapisanej w Ewangelii?
"Staromodne" obyczaje
Szkoda, że zanika zwyczaj oddawania czci Bogu poprzez gest zdjęcia czapki przed kościołem, znak krzyża wykonany obok przydrożnej kapliczki. Praktycznie nieobecne jest już w naszej obyczajowości chrześcijańskie pozdrowienie, które zostało wyparte przez pogańskie "dzień dobry". Walczymy o prawo obecności krzyża w biurze i szkole, a zarazem poddajemy się walkowerem wtedy, gdy trzeba swoją postawą uzasadnić tę obecność. Wołamy chóralnie: "santo subito", ale kiedy trzeba podjąć myśl Jana Pawła II, np. w kwestii obrony życia, tak samo kolektywnie nabieramy wody w usta. Ze strachu? Przed kim? Przed sobą nawzajem?...
Zbyt łatwo my, kapłani, zamieniamy sutannę na strój tzw. krótki, czyli koszulę z koloratką i ciemny garnitur. Jak bardzo ważny jest to znak, niech świadczy fakt, że zaborcy zakazywali osobom duchownym chodzenia w stroju duchownym. Tłumaczymy siebie: że tak łatwiej, wygodniej, że inne czasy mamy, że to też przecież symbol (choć nieco zmodyfikowany) innej rzeczywistości. Owszem. Tylko że czasem jest on bardzo mało widoczny, niemy... Przypomniał o tym niedawno ordynariusz legnicki ks. bp Stefan Cichy podczas uroczystości obłóczyn kleryków III roku. - Różne słyszymy opinie na temat księdza w sutannie - mówił. - Niektórzy twierdzą, że czasem łatwiej zobaczyć księdza w sutannie w serialu telewizyjnym niż na ulicy. Tymczasem sutanna to znak przynależności do Chrystusa Pana - dodał. Hierarcha przytoczył też apel ludzi świeckich: "Drodzy kapłani, nie ulegajcie złudzeniu. Potrzebujemy was widzieć w tym 'staromodnym' stroju. Potrzebujemy publicznego świadectwa waszej i naszej wiary, szczególnie w czasach, gdy znów tak ważne są symbole. Potrzebujemy tego, byście odważnie pośrodku naszych miast pokazywali całymi sobą, że wiara nie jest kwestią prywatną, którą powinno się uprawiać we własnych czterech ścianach, ale jest aktem publicznym. Przecież sami mówicie nam o tym z ambon. Bądźcie tego żywym dowodem. Jeśli dziś w imię wygody lub poprawności zdejmiecie sutanny, sami pozwolicie się zepchnąć na margines".
Nam, Polakom, łatwo jest łapać za szabelkę i wywijać nią, kiedy pojawia się zagrożenie, trudniej potem utrzymać wartość na powierzchni. Tak jest z wolnością, religią, solidarnością, poczuciem odpowiedzialności. Protestujemy, że pozbawia się nas prawa do swobodnego wyznawania wiary, ale jednocześnie sami nie znajdujemy odwagi, by otwarcie okazywać swoją wierność Bogu. Krzyż to nie tylko dwie skrzyżowane belki. Gdyby tak było, zły duch nie drżałby przed nim. Krzyż to nie ozdoba, talizman - sam w sobie nie ma żadnej mocy. Akceptacja faktu, by zajmował on pierwsze miejsce, to zarazem przyjęcie bardzo konkretnej koncepcji życia, która za nim stoi. To zgoda na życie wedle określonej logiki, której weryfikacja dokonuje się codziennie. I tylko takie chrześcijaństwo ma sens. Żadne inne.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-12-24

Autor: wa