Nie wszyscy w PiS będą głosować, jak Gosiewski każe
Treść
Z posłem Sebastianem Karpiniukiem (PO), wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, rozmawia Wojciech Wybranowski Skąd taki konflikt wokół ratyfikacji traktatu? Jeszcze w grudniu ubiegłego roku PO i PiS, co prawda różniły się w ocenie "rozmiarów sukcesu", ale były zgodne co do ratyfikacji. - Do tej pory w ogóle sfera polityki zagranicznej była tą domeną naszego państwa, niezależnie od tego, kto akurat rządził, w której panowała jedność wszystkich stronnictw. Źle się stało, że tej jednolitości już nie ma. Trzeba to uznać za błąd, a w tym wypadku uważam, iż większą odpowiedzialność za ten błąd ponosi opozycja, dlatego że to na niej głównie spoczywa obowiązek wstrzemięźliwości. W poprzedniej kadencji Platforma Obywatelska jako opozycja starała się wspierać rząd w sprawach polityki zagranicznej, w tym również w sprawach związanych z UE. Tak? Wynik negocjacji w Lizbonie Platforma Obywatelska nazywała "udawanym sukcesem". Mówiono o tym, że wynegocjowana umowa nie spełnia polskich oczekiwań, wreszcie że "Kaczyńscy wynegocjowali minimum tego, co mogli osiągnąć". Teraz traktat nagle stał się wspaniały? - Panie redaktorze, na pewno nie były to idealne warunki, pewnie można było wynegocjować więcej. Strona rządowa mówiła, że wynegocjowała wszystko, co się dało, opozycja, iż można było osiągnąć więcej, natomiast nie było specjalnego sporu ani awantury w tamtym okresie na temat traktatu reformującego UE. Natomiast później wspólnym kierunkiem było to, że będziemy ratyfikować traktat i rozumiem, iż w tym względzie był konsensus najważniejszych stronnictw politycznych w kraju. Wydawało się, że jesteśmy w stanie uniknąć kompromitacji na arenie międzynarodowej. Dzisiaj PiS, które udaje, iż broni środowisk związanych m.in. z "Naszym Dziennikiem", bo podkreślam - tylko udaje, próbując zatrzymać ten elektorat, moim zdaniem prowadzi do ogromnej utraty prestiżu naszego kraju. Skąd taki sprzeciw wobec ustawy czy - jak sugeruje w ramach ustępstw PiS - uchwały zabezpieczającej interesy naszego kraju? Pan mówi o prestiżu Polski, ale kraj, który nie dba o swoje interesy, nigdy nie będzie szanowany. - Uważam, że polem kompromisu jest właśnie uchwała sejmowa, w której możemy pomóc PiS wyjść z twarzą wobec środowisk, które popierają tę partię. Dlatego Platforma poszła w tym kierunku, to był krok w kierunku problemów PiS, żeby pomóc tej partii rozwiązać jej problemy i dać możliwość nieawanturniczego przyjęcia zapisów traktatu w Sejmie. Natomiast najwyraźniej nastąpiła eskalacja i pan prezydent wbrew temu, co obiecywał, że będzie próbował dążyć do kompromisu, z pomocą reżysera Kurskiego wyprodukował teledysk, który, moim zdaniem, jest kompromitacją takiej instytucji, jaką było do tej pory orędzie prezydenta. Panie Pośle, jaką moc prawną ma uchwała w porównaniu z ustawą czy umową międzynarodową, jaką jest traktat lizboński? - Uchwała w kontekście źródeł prawa oczywiście jest niższej rangi. Natomiast naszą intencją było pozwolenie na wyjście PiS z honorem wobec środowisk, które to ugrupowanie popierają. Był to z naszej strony bardzo solidny gest w stosunku do PiS. No tak, to jakby ktoś zapomniał, że Platforma jest takim pełnym miłości i życzliwości w stosunku do opozycji ugrupowaniem. Sam Pan przyznaje, że uchwała nie ma żadnej mocy prawnej. - Nie, nie. Nie to, że nie ma mocy prawnej... Jest niższej rangi niż ustawa, której przyjęcia domaga się PiS. - Tak, jest niższej rangi, jest jak gdyby pewnym wskazaniem politycznym. Jak pan zapyta konstytucjonalistów, to wielu z nich powie, że jakby zawrzeć to, co chce PiS, w ustawie, to byłby ogromny problem dotyczący konstytucjonalności takiego aktu prawnego. Złośliwi mówią, iż pewnie o to właśnie chodzi PiS. Natomiast ci, którzy są mniej złośliwi, uważają, że politycy PiS nie zdają sobie sprawy z konsekwencji, jakie z tego wynikają. Dlatego zaproponowaliśmy na tyle daleko idący kompromis, na ile jest to możliwe w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Problem w tym, że uchwała nie jest wiążąca w stosunku do umowy międzynarodowej, jaką jest traktat. - Ale panie redaktorze, wszystko to, co było do wynegocjowania, to zostało wynegocjowane przez obu bliźniaków. I nic więcej nie jesteśmy w stanie wynegocjować w Polsce, negocjując sami ze sobą. Dzisiaj możemy tylko albo ratyfikować traktat, albo go nie ratyfikować. Chwilę wcześniej mówił Pan, że można było zapewne wynegocjować więcej. Skoro traktatu w żaden sposób nie da się, Pana zdaniem, podważyć w żadną stronę, to po co w takim razie była uchwała Sejmu z 20 grudnia, w której wyrażano nadzieję na to, że Polska z czasem odstąpi od protokołu brytyjskiego? - Ona miała dokładnie taką samą siłę sprawczą, jak ta ewentualna uchwała, która byłaby elementem kompromisu ze strony PO. Dokładnie taką samą siłę sprawczą. To znaczy, byłaby elementem deklaracji politycznej, która hipotetycznie mogłaby mieć miejsce w przyszłości. I tylko tyle. Przepraszam, że przerwę, ale z tego, co Pan mówi, wynika, że uchwała byłaby pewnego rodzaju wskaźnikiem politycznym kierunkującym działania rządu w przyszłości... - Nie wskazującym kierunki działania rządu w przyszłości, tylko pokazującym PiS możliwości wyjścia z twarzą. Ja rozumiem, że te rzeczy, które PiS proponuje, nie są sporne. Wiemy, jakie mamy akty prawne w Polsce, ustawy u nas, póki co, nie zajmują się związkami partnerskimi, nie mamy wątpliwości, że integralność terytorium Polski jest zupełnie oczywista i nie podlega jakiejkolwiek dyskusji. To są zupełnie oczywiste dla nas sprawy. Powiedział Pan "póki co". Póki co nie ma projektów ustaw legalizujących związki homoseksualne etc. - Niech mi pan wierzy, ja mogę mówić tylko w swoim imieniu, ale nie będę posłem wnioskodawcą takiego projektu. Ale inni posłowie, np. Janusz Palikot... - Panie redaktorze, starajmy się mówić bardziej poważnie... Mamy dziś w Polsce osiągnięty pewien - nazwijmy to - konsensus światopoglądowy. I naprawdę starajmy się ten konsensus pielęgnować. Bo jeśli wywołamy wojnę ideologiczną, to będą straty i dla kraju, i dla każdego ze stronnictw politycznych. Tak Pan mówi o tym konsensusie, że muszę zapytać. Platforma Obywatelska powiedziała, iż jeśli chodzi o ustępstwa w sprawie ustawy ratyfikacyjnej, to "ani kroku dalej", PiS powiedziało, że nie wycofa się z projektu ustawy prezydenckiej, nie ma rozmów między obydwoma klubami, to jak ma dojść do tego konsensusu? - Nie widziałem jeszcze projektu pana prezydenta. Platforma jest ugrupowaniem, któremu bardzo mocno zależy na osiągnięciu w tej sprawie kompromisu. Jesteśmy ludźmi, którzy nie chcą w sprawie traktatu reformującego robić jakichś irytujących igrzysk w Polsce i będziemy przekonywać naszych partnerów z PiS, że uchwała sejmowa jest dobrym rozwiązaniem. Jestem też przekonany, iż w Prawie i Sprawiedliwości jest niemała grupa osób, która - jeśli zostanie przyciśnięta przez Przemysława Gosiewskiego do ściany, będzie pewnie głosować zgodnie z własnym sumieniem, a nie sugestiami posła Gosiewskiego. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-19
Autor: wa