Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie więcej jak 700 złotych?

Treść

Sytuacja na rynku zbożowym wciąż jest daleka od stabilizacji, ale eksperci po pierwszych alarmistycznych prognozach uspokajają, że nie grozi nam gwałtowny wzrost cen ziarna. Pszenica na polskim rynku po żniwach ma kosztować nie więcej niż 700 zł za tonę. Podnoszone są też argumenty, że zakaz eksportu rosyjskiej pszenicy nie powinien - wbrew oczekiwaniom części analityków, a zwłaszcza inwestorów spekulacyjnych - spowodować lawinowego wzrostu cen ziarna na światowych giełdach towarowych.
Najnowsza prognoza Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej mówi o spadku zbiorów zbóż w porównaniu do żniw 2009 roku o 12-13 proc. (rok temu zebraliśmy prawie 30 mln ton, razem z około 2 mln ton kukurydzy). Ale profesor Andrzej Kowalski, dyrektor IERiGŻ, zastrzega, że sytuacja na rynku zbóż jest bardzo dynamiczna i wszystkie prognozy zbiorów, nie tylko w Polsce, są wciąż korygowane w dół. Wpływ na to ma pogoda: w jednych krajach zbiory zmniejszają upały i susza, a w innych ulewne deszcze. Mimo to IERiGŻ się nie spodziewa, aby cena dobrej jakości pszenicy konsumpcyjnej była po żniwach wyższa niż średnio 670-700 złotych. Teraz w niektórych regionach za zboże najwyższej jakości trzeba już zapłacić około 700 zł i niektórzy analitycy zapowiadają dalszy wzrost cen skupu, opierając się m.in. na danych z zagranicznych giełd towarowych, gdzie pszenica w przeliczeniu na złotówki jest prawie o 200 zł droższa niż w Polsce.
Profesor Kowalski podkreśla, że gwałtownym zwyżkom cen w Polsce będzie przeciwdziałać to, że mamy spore zapasy ziarna z 2009 roku. IERiGŻ twierdzi, iż zapasy na przednówku wynosiły 5 mln ton, choć np. organizacje rolnicze twierdzą, że te dane są zdecydowanie zawyżone. Instytut odpowiada, że od lat bada zapasy tą samą metodą i do tej pory nie było pomyłki.
Zboże może zacząć tanieć również za granicą, choćby z tego powodu, że dobre żniwa zapowiadają się w USA, a Amerykanie to największy na świecie producent zbóż. Ponadto nie brakuje głosów, iż świat, a zwłaszcza Europa nie powinny się obawiać skutków zmniejszenia plonów pszenicy w Rosji i na Ukrainie, głównie z powodu katastrofalnej suszy i upałów. Profesor Andrzej Kowalski przypomina, że oba kraje mają bardzo duże zapasy ziarna z ubiegłego roku, które zamierzały sprzedać, i nie wiadomo, czy tego mimo wszystko nie zrobią, jeśli zmusi je sytuacja gospodarcza.
Negatywnego wpływu Rosji na światowy rynek zbożowy nie obawiają się także eksperci BGŻ. Już teraz, jak podkreśla BGŻ w swoim raporcie, możliwe są spadki cen ziarna na giełdach światowych, bo "część inwestorów widząc, iż dane odnośnie do popytu eksportowego na zboże amerykańskie nie odzwierciedlają gwałtownych wzrostów cen, wycofało się z kontraktów na dostawę zboża, obawiając się ewentualnych spadków". Według analityków banku, trzeba poczekać na przełom sierpnia i września, gdy zaczną się pokazywać "pierwsze twarde dane odnośnie do tegorocznej produkcji zbóż w UE, krajach basenu Morza Czarnego (głównie w Rosji) oraz Ameryce Północnej, które uspokoją nastroje na rynku". Ponadto, jeśli Rosja utrzyma embargo na eksport pszenicy, to może się okazać, że jej miejsce na rynku zajmą inni producenci, w tym unijni, przede wszystkim Francja. Dotyczyć to ma w pierwszym rzędzie takich krajów jak Egipt, Syria i Turcja (z Rosji sprowadzały one rocznie nawet kilka milionów ton pszenicy). Może się więc okazać, że Rosja mimo swojej trudnej sytuacji niedługo wznowi eksport, aby nie tracić rynków zbytu. To będzie prawdopodobne, zwłaszcza jeśli potwierdziłyby się dane o sporych zapasach pszenicy w rosyjskich elewatorach. Na razie jednak rząd Władimira Putina zapowiada, iż embargo może zostać utrzymane nawet do końca przyszłego roku. Jednak eksperci nie wierzą w taki scenariusz, gdyż Rosja nie może pozwolić sobie na wypadnięcie ze światowego rynku na dwa lata.
KL
Nasz Dziennik 2010-08-18

Autor: jc