Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie widać dróg wyjścia

Treść

Prezydent Wiktor Juszczenko oświadczył wczoraj, że nowe wybory to jedyny sposób, aby przywrócić na Ukrainie normalne życie polityczne. Juszczenko nie bierze pod uwagę możliwości odwołania dekretu o rozwiązaniu parlamentu, jednak deklaruje, iż podporządkuje się każdej decyzji ukraińskiego Sądu Konstytucyjnego, który rozstrzygnie o jego konstytucyjności. Zwolennicy i członkowie odwołanej koalicji na czele z premierem Wiktorem Janukowyczem niezmiennie wzywają do wycofania dekretu.

- Sytuacja na Ukrainie to nie dramat, lecz normalny rozwój demokracji w kraju - stwierdził Juszczenko, który porównał ostatnie wydarzenia do czasu przed "pomarańczową rewolucją", gdy miało miejsce brutalne manipulowanie głosami wyborców. Winą za kryzys prezydent obarczył członków odwołanej koalicji, którzy posuwając się do niekonstytucyjnych działań, doprowadzili do przejścia części deputowanych z frakcji opozycyjnych do koalicji. Przypomnijmy, że Konstytucja Ukrainy dopuszcza tylko frakcyjne kształtowanie większości parlamentarnej. - To nie demokracja, gdy miejsca w parlamencie są kupowane za grube pieniądze. Nowe wybory parlamentarne będą politycznym katarsis - oświadczył prezydent Ukrainy.
Na pytanie, jak odbiera hasła, które publicznie nawoływują do podziału kraju, Juszczenko odpowiedział, że służby państwowe będą eliminować akcje organizacji antypaństwowych w kraju. Zdecydowanie zaprzecza informacjom podawanym przez deputowanych PRU, jakoby do siłowego rozwiązania sytuacji było przygotowywane ukraińskie wojsko.
Premier Janukowycz twardo stoi przy żądaniu odwołania dekretu o rozwiązaniu parlamentu i odmawia wykonania decyzji o sfinansowaniu nowych wyborów z budżetu państwowego.
Według lokalnych sondaży większość Ukraińców niechętnie myśli o nowych wyborach, gdyż dla przeciętnego Kowalenki zmiana władzy nie oznacza wzrostu stopy życiowej i zmniejszenia korupcji.

Wystarczy iskra...
W centrum Kijowa nadal protestują obok siebie dwa wrogie obozy polityczne zwolenników prorosyjskiej koalicji rządowej oraz "pomarańczowej" opozycji Bloku Julii Tymoszenko i Sojuszu Ludowego "Nasza Ukraina". Pierwsi, zasilani przez mieszkańców wschodnich i południowych regionów kraju, niezmiennie żądają odwołania dekretu prezydenta. Drudzy, wspierani przez zachodnie i centralne regiony, obstają przy konieczności przedterminowych wyborów. Sytuacja jest tak napięta, że najdrobniejsza iskra może spowodować wybuch, a politycy tak z jednej, jak i drugiej strony barykady podgrzewają atmosferę napięcia i wrogości.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2007-04-13

Autor: wa