Nie szukaj książki skarg i wniosków u Pana Boga, ale buduj z Nim relację więzi i miłości
Treść
Oczyszczać duszę trzeba bojaźnią Bożą i miłością do Boga, niekoniecznie przez praktyki ascetyczne, takie jak post, umartwianie się czy czuwanie.
Wiarę i zawierzenie trzeba silnie rozróżnić i doprecyzować. Co Paweł rozumie przez pojęcie „wiara” mówiąc, że „wiara usprawiedliwia”? Na pewno nie quantum wiadomości katechizmowych o Bogu. Można doskonale znać wiele religii, a nie mieć wiary. Wiara według św. Pawła jest relacją, którą nawiązujemy z Panem Bogiem. To bardzo dobrze pokazuje fragment z 2 Listu św. Piotra:
Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości. 17 Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie (2 P 1, 16–17).
To jest wiara: mocno zakorzenione w sercu człowieka przekonanie, że Bóg jest Panem świata i władcą historii, a ja jestem Jego sługą. Wszystkie artykuły wiary są sprawą drugorzędną. Stąd ufność, że skoro taką więź z Panem Bogiem mamy, to po to, by Pan Bóg nas zbawił. Świat dziś potrzebuje ludzi, którzy będą o takiej swojej wierze w Boga mówić, nie tyle słowami, co życiem.
W tym duchu będziemy czytać Regułę św. Benedykta, która jest rodzajem podręcznika wychowującego nas do zawierzenia, a zwłaszcza jej Rozdział VII O pokorze. Wiemy, że pokora nie jest dyskomfortem z powodu własnych niedoskonałości, ale bardzo głębokim doświadczeniem siebie i Pana Boga.
Gdy św. Benedykt mówi: Reguła, ma na myśli całe Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu i Tradycję: Bazylego, Kasjana, Apoftegmaty, Augustyna, Tertuliana i innych oraz Regułę Mistrza. Sama książeczka Reguła św. Benedykta nie zawiera zbyt wiele treści dotyczących życia wewnętrznego. Po prostu św. Benedykt nie powtarza tego, co wcześniej powiedzieli inni. (Np. nie pisze wiele o modlitwie i o śpiewie Psalmów, bo to jest u Kasjana.)
Reguła jest pewnym ideałem, do którego się dąży. Nie jest kodeksem prawa, ale wskazuje kierunek. Taką Regułę może przyjąć ten, kto głęboko zawierzył Panu Bogu w takim sensie, jak o tym piszą św. Piotr i św. Paweł.
Pierwszy stopień pokory.
O pierwszym stopniu pokory mówimy wówczas, jeśli człowiek ma stale przed oczyma bojaźń Bożą i gorliwie się stara o niej nie zapominać. Zawsze pamięta o wszystkim, co Bóg nakazuje, i ustawicznie w sercu swoim rozważa zarówno ogień piekielny palący tych, którzy Bogiem wzgardzili, jak i życie wieczne przygotowane dla tych, którzy Boga się boją. Każdej zatem chwili wystrzega się błędów i grzechów popełnianych myślą, językiem, rękami, nogami, czy to wolą własną; a broni się przed pożądaniami ciała. Człowiek powinien być przekonany, że Bóg z nieba patrzy nań zawsze i o każdej porze, a także, iż czyny jego w każdym miejscu rozgrywają się przed oczami Bożymi, aniołowie zaś w każdej chwili donoszą o nich Bogu (RegBen 7,10–13).
Ten tekst jest kamieniem węgielnym życia wewnętrznego według Reguły pojętej w tym szerokim sensie. Pojęciem kluczowym jest pojęcie Obecności Bożej. W Starym Testamencie pojęciem analogicznym jest „Chwała Boża”. „Oczy” – to obraz czujności i Bożej bojaźni. Bojaźń Boża w tradycji monastycznej to najwyższy stopień miłości człowieka do Pana Boga. Człowiek jest przekonany o tym, że Bóg jest obecny w każdym czasie i w każdym miejscu i to, co jedynie człowiek powinien czynić, to oddawać Bogu chwałę, a unikać tego, co może Bogu przynieść ujmę. Motyw Bożej Obecności i pamięci należy łączyć z modlitwą nieustanną.
U Kasjana celem mnicha jest dążenie do czystości serca i to dążenie od razu pokazuje, o jakim Bogu pamiętamy: czy jest to surowy Sędzia, który ma nas za przestępców i strzeże nas, byśmy nie zboczyli z drogi życia, czy Bóg, który pomimo wydarzeń, jakie dzieją się w naszym życiu: ran, upadków, wątpliwości, jest zawsze po naszej stronie. U Kasjana czystość serca jest cechą ludzi przekonanych, pomimo wszystko, że Bóg jest miłością.
Ustaliliśmy już, że wiara i zawierzenie są nie tyle wiedzą religijną czy zbiorem informacji o prawdach wiary, ile raczej szczególną więzią z Panem Bogiem. Kształtowanie więc całego naszego życia powinno odbywać się w perspektywie tej więzi, więzi z Jezusem Chrystusem, Jego wcieleniem, życiem, męką, śmiercią i zmartwychwstaniem. Jeżeli się przyjmie, że Wcielenie dokonało się prawdziwie, to nie podobna dalej żyć tak, jak się żyło do tej pory, nasze życie musi to wszystko uwzględniać, musi być do tego dostosowane.
Co więc należy robić, jak w życiu postępować?
Reguła św. Benedykta w siódmym rozdziale „O pokorze” mówi:
Czynić własną wolę zabrania nam Pismo Święte słowami: powstrzymaj się od twoich pożądań (Syr 18,30). Podobnie też prosimy Boga w modlitwie, by Jego wola w nas się wypełniała. Słusznie nas zatem uczą, byśmy nie czynili naszej woli. W ten sposób unikniemy tego niebezpieczeństwa, o którym mówi Pismo Święte: Jest droga, co zdaje się słuszna, a w końcu prowadzi do śmierci (Prz 16,25) (RegBen 7,19–21).
W zacytowanym tekście istotne jest zrozumienie różnicy między własną wolą, której mamy się wystrzegać i wolą Bożą. Zauważmy najpierw pewien problem językowy: w Regule i tradycji termin „własna wola” występuje najczęściej w liczbie mnogiej – voluntates, (w lp. voluntas). Po polsku należałoby więc raczej mówić nie własna wola, ale własne pragnienia, pamiętając, że nie chodzi tu o pragnienie jako zachcianka czy wyobrażenie.
Jeżeli w życiu prowadzi nas jedno pragnienie (voluntas), to idziemy konsekwentnie w jednym kierunku. Natomiast jak jest w nas wiele pragnień (voluntates), na ogół sprzecznych, to jesteśmy jak ludzie prowadzący narowistego konia, który ciągnie nas w różne strony tak, że w końcu możemy być rozerwani. Ewagriusz używa do opisu tej sytuacji jeszcze innego obrazu: mówi, że gdy mnich ulega wielu pragnieniom, to jest jak jeleń, na którego rzuciły się psy i w końcu go rozszarpały.
Ale nawet jeżeli kierujemy się jednym pragnieniem, to ono może być niezgodne z wolą Bożą.
Przeciwstawianie własnej woli woli Pana Boga prowadzi do nieuporządkowania, rozproszenia, rozbicia osoby ludzkiej, wewnętrznego konfliktu, nieustającej frustracji, ciągłego niezadowolenia. Z drugiej strony człowiek, który pełni wolę Bożą, jest uporządkowany, zintegrowany wewnętrznie, wie czego chce od życia, potrafi dążyć konsekwentnie do celu wyznaczonego wolą Bożą i nie zbacza z drogi. Gdy realizuje swoją wolę, idzie po drogach w jego mniemaniu słusznych, ale ich koniec znajduje się na ogół w czeluściach piekła.
Jeżeli człowiek przyjmie wolę Boga i wyrzeknie się tych rozrywających go pragnień, to znajdzie wewnętrzne zjednoczenie i pokój. Trzeba się zdecydować, czy wybieramy rozbicie czy uporządkowanie, spełnienie własnej woli czy pełnienie woli Pana Boga. Jeżeli dokonamy tego wyboru, zniknie przeciwstawienie my – Bóg. Pojawi się siła do rezygnowania z własnej woli.
Przylgnięcie do Bożej woli wiąże się z wiarą i zawierzeniem, patrzymy wtedy na Pana Boga jako na Ojca, który posłał swego Syna, aby nas zbawił. Syn zaś o każdym z nas myśli i pamięta. To, co możemy mu w zamian ofiarować, to przyjąć Go do swojego serca. Ta prawda jest fundamentalna dla całego monastycyzmu.
Przy okazji zauważmy, że słowa monastycyzm, mnich pochodzą z języka greckiego od μοναχóς „ten który jest sam, pojedynczy”. Ale nie tylko. Jest jeszcze drugie określenie mnicha, pochodzące z języka syryjskiego: „człowiek, który ma jedną wolę, jeden cel – zbawienie”. Mnicha interesuje tylko Bóg. Wszystko, co robi, robi wyłącznie ze względu na Boga. Jak pości, to dla Boga, jak naucza, to dla Boga, jak się modli, to dla Boga, jak śpi to dla Boga. Pan Bóg jest dla niego celem nadrzędnym. Podobnie widzi to św. Benedykt, gdy mówi: „Spieszmy się i to czyńmy, co nam przyniesie korzyść na wieczność”.
W 2006 roku ukazała się książka Odkryć w sobie mnicha. Pielgrzymując na górę Athos (austriackiego dziennikarza Heinza Nussbaumera). Są w niej refleksje na temat potrzeby odkrycia w sobie harmonii i prostoty, których doskonałym zaspokojeniem jest duchowość monastyczna, czyli milcząca kontrpropozycja i przeciwwaga dla wszystkiego, co przychodzi z hałaśliwego świata i chce nami rządzić. Każdy z nas musi odkryć w sobie mnicha w tym sensie, żeby zobaczyć, jaki ma cel w życiu, żeby zintegrować swoje sprzeczne pragnienia. I nie chodzi tu o integrację pragnień dobrych i złych, bo zła należy unikać, a dobro krzewić. Chodzi często o pogodzenie dobrych pragnień, których jest w nadmiarze, które się wykluczają i nie wiemy, co wybrać. Podpowiedź dają tu święci, np. św. Teresa od Dzieciątka Jezus bardzo bolała, że nie może robić wszystkich rzeczy, które chciałaby robić dla Pana Boga jako karmelitanka i znalazła rozwiązanie: trzeba okazywać miłość Bogu. Miłość bowiem pozwala spełnić wszystkie pragnienia.
Temat własnych pragnień i woli Bożej występuje też u Ewagriusza w traktacie, De oratione (O modlitwie). W rozdziałach 31–33 pisze na ten temat:
31. Nie módl się o spełnienie swych własnych pragnień: niekoniecznie bowiem muszą się one zgadzać z wolą Bożą. Raczej módl się tak, jak się nauczyłeś, słowami: bądź wola Twoja we mnie. I w każdej sprawie proś Go, aby spełniała się Jego wola. Bo przecież chce On tego, co dobre i korzystne dla twojej duszy – ty zaś nie zawsze tego szukasz.
Następnie Ewagriusz, jako dobry pedagog, daje przykład z własnego życia:
32. Często modląc się, prosiłem o to, co wydawało mi się dobre dla mnie i obstawałem przy mej prośbie, bezmyślnie przymuszając wolę Bożą. Nie dopuszczałem, aby raczej On sam udzielił mi tego, o czym wiedział, że jest dla mnie korzystne. A jednak kiedy otrzymałem to, o co prosiłem, czułem się bardzo przygnębiony, że nie prosiłem raczej o spełnienie się Jego woli – to bowiem, co otrzymałem, nie było takie jak się spodziewałem.
I konkluduje:
33. Cóż innego jest dobrem, jeżeli nie Bóg? Pozostawmy więc Jemu wszystko, co nas dotyczy, a będzie nam dobrze. Ten bowiem, który jest samą dobrocią, jest także dawcą dobrych darów.
W powyższych zdaniach Ewagriusz opisuje swoim uczniom pewną metodę postępowania. Ta metoda polega na zmianie stosunku do rzeczywistości modlitwy, na przemyśleniu sposobu przebywania z Panem Bogiem.
Na samym początku, w rozdziale 31, mnich traktuje Pana Boga jakby był królem albo maszynką do spełniania jego zachcianek. Mnich ma listę spraw do załatwienia i przychodzi z nimi do Boga. To jest także częsty sposób naszego postępowania. Przypomnijmy sobie, o co prosiliśmy Pana Boga, co wydawało nam się dobre i korzystne dla nas? Dobre dlatego, że tak chcieliśmy, by było. O co się modliliśmy? Pomyślmy, jak często uważamy, że modlimy się w słusznej sprawie, bo Bóg tego chce. O co mógł się modlić św. Paweł, gdy kamienował św. Szczepana? Żeby tych chrześcijan zaraza wytraciła? O co mógł się modlić św. Piotr, gdy Jezus chodził po ziemi? O to, by Bóg zachował Go jak najdłużej przy życiu? Co by się z nami stało, gdyby Pan Bóg tych modlitw Pawła i Piotra wysłuchał? Gdyby wola Boża uległa ich pragnieniom – fantazjom? Gdzie byśmy dzisiaj byli?
W tej sytuacji Ewagriusz proponuje zasadę; człowieku, wołaj wtedy: bądź wola Twoja we mnie. Z tym pragnieniem, z tym wezwaniem, które powinno stać się wzorem dla naszego pragnienia, powinniśmy się powoli oswajać, nie dlatego, że ta wola Boga jest jakby ostrzem gilotyny, która spada na naszą głowę, ale dlatego, że wola Boga jest tym najlepszym, co nas może spotkać. Nie ma nic lepszego jak spełnianie się woli Boga w naszym życiu. I tak jak to było w przypadku innych różnych modlących się pobożnych ludzi przez tysiąclecia, Ewagriusz przypomina nam to wezwanie: bądź wola Twoja jako modlitwę, werset do powtarzania.
Ewagriusz proponuje także podobne postępowanie w przypadkach walki z myślami – pokusami. Pisze o tym w traktacie Antirrheticus (O sporze z myślami), w kontekście pokus, jakie mnicha nachodzą:
Słowa, którymi chcemy odpowiedzieć atakującym nas złym duchom, nieprędko przychodzą nam do głowy w godzinie walki, gdyż rozsiane są po całym Piśmie i ciężko je uchwycić, przeto starannie wybraliśmy słowa z Pisma, abyśmy walcząc z demonami mogli je odeprzeć z całą mocą, jak Filistynów stających do bitwy…
W tym traktacie jest wiele takich słów, które mają stanowić słowny miecz, aby diabła odgonić. I choć jest ich wiele, to w traktacie O modlitwie wskazuje na ich wspólny mianownik: bądź wola Twoja we mnie!
Co to dla nas praktycznie oznacza? Nie zanudzaj Pana Boga swoimi sprawami, a módl się do Niego: bądź wola Twoja we mnie. Nie szukaj książki skarg i wniosków u Pana Boga, ale buduj z Nim relację więzi i miłości.
Przytoczony wyżej rozdział 33, oraz następny:
Nie smuć się, jeżeli od razu nie otrzymasz tego, o co prosisz. Pragnie On bowiem udzielić ci jeszcze większego dobra, jeśli tylko będziesz trwał z Nim cierpliwie na modlitwie. Cóż bowiem lepszego nad obcowanie z Bogiem i przebywanie w Jego obecności?
Zwróćmy tutaj uwagę, jak nazywa Ewagriusz najlepszą relację z Bogiem. Jest to obcowanie. Obcowanie to greckie słowo, które oznacza pewną zażyłość w przebywaniu z sobą, słowo to opisuje także intymne relacje zażyłości między mężczyzną i kobietą. I właśnie tym słowem posługuje się Ewagriusz opisując więź, jaka powstaje między człowiekiem i Bogiem, gdy człowiek modli się istotnie, gdy chłonie Pana Boga całą swoją duszą i z całych sił. Tak naprawdę tylko to się liczy.
Adwent jest właśnie takim czasem, kiedy wyrzekać się możemy własnej woli. Dają nam tutaj przykład bohaterowie adwentu: prorok Izajasz, Jan Chrzciciel i jego ojciec Zachariasz, Najświętsza Maria Panna, św. Józef. I którąkolwiek byśmy z tych postaci wzięli, widzimy, w jaki sposób oni wyrzekali się własnych, sprzecznych, rozrywających pragnień i w jaki sposób budowali osobistą więź z Bogiem, która polegała przede wszystkim na tym, że wierzyli, byli głęboko przekonani, że Bóg zrobi to, co obiecał.
Jan Chrzciciel, który całe życie nic innego nie robił, tylko trwał w aktywnym oczekiwaniu, urodził się z oczekiwania swoich rodziców, wiedział, że musi czekać z całym Izraelem na objawienie się Mesjasza i na podstawie pism prorockich próbował wyrobić sobie pogląd na to, jaki ten Mesjasz będzie. W jego rozumieniu, Mesjasz miał przyjść i zaprowadzić porządek. Wytykał więc współbraciom: „Plemię żmijowe, nawracajcie się, bo siekiera do pnia już jest przyłożona, w oczach Boga jesteście nikim, bo jeśli zechce, to wzbudzi potomstwo z tych kamieni, nadchodzi na was zagłada” (zob. Mk 3,7-9).
Kiedy Jan zostaje uwięziony, Bóg mu nie pomaga i go nie uwalnia. Siekiery nie ma, a Jezus mówi o miłosierdziu, spotyka się z grzesznikami… I Jan się zawahał, zaczął się zastanawiać, czy się nie pomylił, i czy całe jego życie nie okazało się pomyłką. Pyta więc: Czy Ty jesteś Mesjaszem, czy innego mamy oczekiwać?
Jezus nie interweniuje w cudowny sposób, nie przychodzi do niego w nocnych widzeniach, nie posyła do niego aniołów, tylko mówi do niego przez jego uczniów i dalej oczekuje od niego wiary. Pomyślmy o tym Janie, którego życie postawiło przed murem, ścianą, którą był Jezus. Sam Jezus powie o nim, że jest największym spośród zrodzonych z niewiasty. Rzeczywiście był gigantem, który szedł przez życie w sposób niezłomny, nie miał względu na osoby, służył Bogu z całego swego serca i doszedł do ściany, przy której musiał się wyrzec swojego obrazu Mesjasza. I wtedy ta ściana przestała go już krępować.
Pomyślmy o Najświętszej Marii Panie, która musiała się wyrzec swoich planów w momencie, kiedy przyszedł do niej Archanioł. Miała przecież kilkanaście lat, była poślubiona mężowi, którego bardzo kochała. Te jej plany to pewnie rodzina, gromadka dzieci z Józefem, przekazanie im wiary ojców. Wszystko to w jednej chwili zostaje zburzone; nie będziesz miała dzieci z Józefem, ale poczniesz z Ducha Świętego. Maryja nie wie, co zrobić, wie natomiast, że za to przyjęcie Zwiastowania czeka Ją ukamienowanie. Pomyślmy o dramacie Józefa w tej sytuacji. Cisnące się pytania: czyje to dziecko? Sąsiada?
Jak oni oboje musieli zaufać Bogu, by wyrzec się swoich pragnień, swoich planów na życie i przyjąć Jego wolę. Jakiej to wymagało pokory i samozaparcia.
To są przykłady, które pokazują, że wola Boga z jednej strony niszczy nasz mały udeptany, bezpieczny świat, a z drugiej pokazuje rzeczywistość, do której o własnych siłach nigdy byśmy nie doszli. Dzieje się to wszystko w rzeczywistości modlitwy. Dla tych ludzi to nie była tylko sprawa zrezygnowania ze swojej woli, ale przylgnięcia w rzeczywistości modlitwy do Boga i zrozumienia, kim naprawdę jest Bóg.
Rozważania te można podsumować, odwołując się do bojaźni Bożej, o której mówiliśmy już, analizując pierwszy stopień pokory z Reguły św. Benedykta.
Jest taki apoftegmat o św. Makarym:
Pewni ojcowie zapytali abba Makarego Egipcjanina: „Dlaczego twoje ciało jest wychudłe zarówno kiedy jesz, jak i wtedy, gdy pościsz?” Starzec im odpowiedział: „Tak jak kij, którym człowiek ciągle przesuwa drwa w ognisku, spali się w końcu w ogniu, tak też człowiek, jeśli będzie oczyszczał swą duszę bojaźnią Bożą, zostanie spalony przez tę bojaźń aż do szpiku kości”.
Oczyszczać duszę trzeba bojaźnią Bożą i miłością do Boga, niekoniecznie przez praktyki ascetyczne, takie jak post, umartwianie się czy czuwanie. Celem jest ostateczne zjednoczenie z Bogiem, czyli przyjęcie Ducha Świętego. Ta perspektywa przyjęcia Świętego Ducha była kluczowa dla duchowości monastycznej w IV – VI wieku. Opierano się tutaj na analogii do Zwiastowania. Każdy człowiek powinien przyjąć Ducha Świętego, a przyjmuje Go, jeśli wyrzeknie się własnych pragnień, własnych pomysłów na życie. Wtedy będzie dążył z całych sił do tego, by zrealizować cel, który mu Bóg wskazał.
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.
Żródło: cspb.pl, 10
Autor: mj