Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie rezygnujmy z suwerenności monetarnej

Treść

Rezygnacja z niezależnej polityki walutowej i ryzyko spadku tempa wzrostu gospodarczego to tylko niewielka część negatywnych skutków przystąpienia Polski do strefy euro. Wczoraj z informacją rządu i Narodowego Banku Polskiego na ten temat zapoznała się sejmowa Komisja Finansów Publicznych. Przedstawiciele resortu finansów i banku centralnego akcentowali korzyści, które ich zdaniem ma przynieść wejście do eurolandu. Z założeniami raportu nie zgodzili się opozycyjni posłowie, którzy zaprezentowali alternatywny program utrzymania narodowej waluty.
Z informacji o skutkach przystąpienia Polski do strefy euro, przedstawionej przez przedstawicieli rządu i NBP na wczorajszym posiedzeniu sejmowej komisji finansów, wynika, że podstawowym kosztem wejścia do eurolandu będzie rezygnacja z niezależnej polityki monetarnej i utrata możliwości stabilizowania wahań koniunktury gospodarczej. Wstępując do strefy euro, Polska będzie zdana na politykę realizowaną przez Europejski Bank Centralny, która - jak przyznaje NBP - może się okazać nieodpowiednia dla polskiej gospodarki. Ponadto realizacja jednego z warunków gospodarczych przynależności do strefy euro, czyli obniżenie inflacji, może spowodować przejściowy spadek tempa wzrostu gospodarczego.
Krytycznie do przedstawionej informacji odnieśli się posłowie opozycyjni. Gabriela Masłowska (LPR) zakwestionowała arbitralne jej zdaniem założenie, iż likwidacja złotego jest warunkiem przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Parlamentarzystka zwróciła uwagę, że jest wiele krajów - np. Australia, Nowa Zelandia, Chile czy "tygrysy" azjatyckie - które zachowały waluty narodowe i dobrze się rozwijają. - Nie wolno traktować suwerenności monetarnej Polski jako towaru - podkreśliła Masłowska, wyrażając niezadowolenie z faktu, że nie odbyła się publiczna debata na forum Sejmu, a temat został zepchnięty do komisji.
Według Masłowskiej, istnieje alternatywa wobec wejścia do strefy euro - jest nią dalsze zachowanie waluty narodowej i co za tym idzie suwerenności monetarnej. Jednym z założeń tego programu jest koncepcja "monobanku", który gromadziłby depozyty od gospodarstw domowych i udzielał kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw. Ponadto bank centralny poprzez swoją politykę odpowiednich regulacji wahań koniunktury gospodarczej pozytywnie oddziaływałby na banki komercyjne, niejako wymuszając na nich podejmowanie kroków korzystnych dla polskiej gospodarki.
Niezwykle ważną kwestią jest, zdaniem części opozycyjnych posłów, odbudowanie narodowego charakteru polskiego systemu bankowego, który w 85 proc. znalazł się w rękach obcego kapitału. Należy zmierzać do tego, budując narodową grupę finansową, złożoną m.in. z PKO BP i PZU, sprzedawać sanowane banki polskim inwestorom oraz zobowiązać niektóre instytucje do prowadzenia rachunków w polskich bankach. Posłanka LPR przypomniała, że koncepcje bankowości narodowej są realizowane w wielu azjatyckich krajach.
Trzecim celem na drodze do zachowania waluty narodowej jest podjęcie działań proeksportowych, m.in. poprzez utworzenie banku eksportowego, zwiększenie rentowności zarządzania rezerwami walutowymi i powołanie specjalnej grupy koordynacyjnej. Opozycyjna posłanka zaapelowała o szerzenie patriotyzmu gospodarczego i poważne potraktowanie problemu kosztów zakładanego wprowadzenia euro.
Temu programowi, zmierzającemu do utrzymania suwerenności walutowej, sprzeciwili się obecni na posiedzeniu komisji sejmowej przedstawiciele resortu finansów i NBP. Argumentowali oni, że Polska, przystępując do Unii Europejskiej, zobowiązała się do późniejszego przyjęcia również unijnej waluty.
Na zakończenie burzliwej dyskusji Gabriela Masłowska zwróciła uwagę, że w długim okresie unia walutowa nie przynosi spodziewanych efektów. Informacja ma teraz trafić do marszałka Sejmu.
Raport NBP i Ministerstwa Finansów skoncentrował się natomiast na korzyściach płynących z przyjęcia unijnej waluty. Mają do nich należeć m.in. zwiększenie napływu inwestycji zagranicznych, ożywienie wymiany handlowej między Polską a strefą euro oraz trwałe zwiększenie średniorocznego tempa wzrostu PKB. Przedstawiciele NBP i rządu podkreślali kilkakrotnie, że korzyści płynące z przystąpienia do strefy euro przewyższają koszty wynikające z tego kroku.
Zenon Baranowski

Pośpiech nieuzasadniony
Zdecydowana większość polskich banków już jest kontrolowana przez zagranicznych inwestorów. W ten sposób niemal pozbyliśmy się polskiej bankowości komercyjnej. Wszelkie większe decyzje kredytowe i nawet niektóre mniejsze zapadają z perspektywy korzyści Londynu czy Frankfurtu. O być albo nie być polskich firm decydują często ludzie nieznający polskiego rynku, a w związku z tym uzyskanie kredytu bankowego przez naszego przedsiębiorcę niemal graniczy z cudem. Ten obraz sytuacji rynku finansowego w naszym kraju stał się już niestety faktem. Wkrótce jednak dokonać się może ostateczny etap unicestwienia rodzimego systemu finansowego wraz z suwerenną polityką pieniężną. Polska zobowiązała się bowiem do przyjęcia euro w miejsce złotego. Chociaż z obecnej perspektywy pozbycie się złotego wydawać się może nieuniknione, warto jednak poważnie zastanowić się, czy chcemy mieć jeszcze coś do powiedzenia w Polsce w sprawie polityki finansowej. Niezrozumiałe jest, że wszelkie głosy skłaniające do dyskusji nad rolą polskiego kapitału w naszym kraju torpedowane są zarówno przez stronę rządową, jak i bank centralny, którym się bardzo spieszy do euro.
Nikt nie twierdzi, że propozycje zgłaszane przez opozycję są idealne. Jednak ucinając wszelkie dyskusje, świadomie z góry pozbawiamy się wpływu na to, co będzie się działo na naszym podwórku. Po przyjęciu wspólnej waluty na lament i żale będzie już za późno. Wtedy jednak znów będziemy mogli powiedzieć: "Mądry Polak po szkodzie". Paradoksalnie na naszą korzyść wpływa fakt, że obecne kraje strefy euro, widząc niepowodzenie eksperymentu ze wspólną walutą, nie chcą na razie przyjmować Polski do swojego grona. Problemy naszej gospodarki mogłyby bowiem istotnie zachwiać stabilnością wspólnej waluty.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 16-06-2004

Autor: DW