Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie przestali wierzyć

Treść

Choć po pięciu meczach przegrywali i byli w trudnej sytuacji, zdołali przechylić szalę na swoją korzyść. W wielkim finale najlepszej koszykarskiej ligi świata nie zabraknie ubiegłorocznych mistrzów - Detroit Pistons. O ich sukcesie zadecydował siódmy mecz finału Konferencji Wschodniej z Miami Heat. Po dramatycznym pojedynku wygrali na parkiecie rywala 88:82 i o tytuł zagrają z najlepszymi na zachodzie San Antonio Spurs.
Do 42. minuty wczorajszego meczu w hali AmericanAirlines Arena w Miami wszystko wskazywało na to, że do finału awansuje ekipa Heat. Sześć minut przed ostatnią syreną gospodarze prowadzili bowiem 74:68. W tym momencie w sprawnie funkcjonującym mechanizmie coś się jednak zacięło - "Tłoki" zdobyły
8 punktów z rzędu i - wykorzystując doświadczenie i dużo spokoju w grze - prowadzenia już nie oddały. W decydujących chwilach spotkania ciężar gry wzięli na siebie Rasheed Wallace i Chauncey Billups, który nie mylił się z linii rzutów wolnych. W całym meczu najskuteczniejszym graczem gości był Richard Hamilton - 22 pkt,
7 asyst i 3 zbiórki. Wallace dodał 20 pkt i 7 zbiórek, a dorobek Billupsa to 18 pkt, 8 asyst i 4 zbiórki.
Gospodarzom nie pomogło 27 punktów Shaquille'a O'Neal'a i 20 będącego nie w pełni sił Dwyane'a Wade'a, który w poprzednim meczu nie wystąpił w ogóle z powodu urazu żeber. - Robiłem, co mogłem, ale nie czułem się dziś najlepiej - powiedział po meczu Wade, który w ostatnich 15 minutach nie trafił do kosza. Rozmowny nie był - co dziwić nie powinno - szkoleniowiec Heat, Stan Van Gundy. - Nigdy nie byłem bardziej rozczarowany niż w tym momencie. Oczywiście nie jestem zawiedziony postawą moich graczy, tylko rezultatem - skomentował krótko, ale dosadnie.
Trener Pistons, co oczywiście zaskoczeniem też być nie może, był w zupełnie innym nastroju. - Najważniejszy okazał się spokój. Choć przegrywaliśmy 2:3, nigdy nie przestaliśmy wierzyć w awans do finału. Wręcz przeciwnie - im większa była presja, tym moi podopieczni grali lepiej - powiedział Larry Brown. Doświadczony środkowy zwycięzców, Elden Campbell, dodał: - To była bardzo trudna przeprawa. Zespół z Miami wysoko zawiesił nam poprzeczkę, ale jeszcze raz udowodniliśmy, że ciężką, zespołową pracą, szczególnie w defensywie, możemy pokonać każdego rywala. Czuję wielką ulgę.
Rywalizacja w wielkim finale toczyć się będzie do czterech wygranych. Pierwszy mecz odbędzie się jutro w San Antonio. Najwcześniej mistrza poznamy 16, a najpóźniej 23 czerwca. Drużyna z Detroit była w lidze NBA najlepsza trzy razy - w 1989, 1990 i 2004 roku. Spurs dotychczas triumfowali dwukrotnie - w 1999 i 2003 r. Kto wygra teraz?
Pisk, PAP

"Nasz Dziennik" 2005-06-08

Autor: ab