Nie powiadomili o przestępstwie
Treść
Liderzy Ligi Polskich Rodzin, Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej zapowiedzieli rozpoczęcie akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o postawienie przed Trybunałem Stanu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, byłego premiera Leszka Millera i byłego ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka. Poparcie zadeklarowały również Samoobrona i PSL. Wniosek to konsekwencja uznania za przyjęty raportu sejmowej komisji śledczej w sprawie afery Rywina, którego autorem jest Zbigniew Ziobro. SLD nie zaprzestaje jednak walki o przeprowadzenie kolejnego głosowania w tej sprawie.
Opozycja uważa, że raport posła Zbigniewa Ziobry (PiS) został uznany za sprawozdanie komisji śledczej badającej aferę Rywina, ponieważ uzyskał bezwzględną większość głosów. Tym samym posłowie uznali m.in., że prezydent Kwaśniewski, premier Miller i minister Kurczuk powinni stanąć przed Trybunałem Stanu za to, że choć wiedzieli o korupcyjnej propozycji złożonej przez Rywina, nie zawiadomili organów ścigania o popełnieniu przestępstwa. Przeciw wnioskowi jest oczywiście SLD, który uważa, że ostateczna decyzja w sprawie raportu komisji jeszcze nie zapadła. Przeciw jest też Socjaldemokracja Polska Marka Borowskiego, choć uważa, że raport został przyjęty.
140 podpisów pod wnioskiem opozycja powinna zebrać bez problemu. Jan Rokita zapowiedział poparcie PO, bo "Sejm to przyjął", a "prezydent ma w sprawie Rywina więcej na sumieniu niż osoby, które tylko o niej wiedziały". Waldemar Pawlak (PSL) stwierdził, że "jeżeli głosowali za tym raportem, to w konsekwencji trzeba iść krok po kroku". Roman Giertych (LPR) już w piątek wezwał prezydenta, by ten podał się do dymisji, bo "głową państwa nie powinien być przestępca". Ziobro prostował, że o tym, czy ktoś jest przestępcą, czy nie, decyduje sąd, ale raport zawiera "pewne przekonanie Sejmu".
Przypomnijmy, że w piątek w piątym kolejnym głosowaniu wniosek mniejszości autorstwa Ziobry uzyskał większość bezwzględną - poparło go 190 spośród 376 obecnych na sali posłów. I tu zaczęły się kolejne kłopoty prawne, tym razem związane z interpretacją ustaleń Konwentu Seniorów. Opozycja uznała, że skoro coś uzyskuje większość bezwzględną, to nie można tego poddawać pod kolejne głosowanie. SLD, Unia Pracy i marszałek Józef Oleksy, choć ten ostatni z wahaniem, uznali, że było to jedynie "wstępne" głosowanie i teraz decyzję Sejmu należy przyjąć w kolejnym. Nie doszło jednak do niego, bo opozycja zerwała kworum, wychodząc gremialnie z sali.
W sobotę w Sejmie wciąż było gorąco. Tym razem już nie na sali sejmowej, a na następujących jedna po drugiej konferencjach prasowych.
Zaczął szef SLD Krzysztof Janik, który uznał piątkowe wydarzenia za "przejaw kryzysu konstytucyjnego".
- Pogwałcenie regulaminu Sejmu i lekceważenie podejmowanych przez Prezydium i Konwent Seniorów ustaleń - grzmiał Janik. Podkreślił, że prace nad sprawozdaniem komisji śledczej nie zostały zamknięte. Zapowiedział też, że klub SLD zwróci się do Prezydium Sejmu o zbadanie zastosowanych w tej sprawie procedur i dodatkowe ekspertyzy prawne. Janik powiedział, że jego klub przedstawi także projekt zmian w regulaminie Sejmu i ustawie o komisji śledczej, by zapobiec powtórzeniu się w przyszłości takiej sytuacji. Wyraźnie jednak zapomniał, że stosowna nowelizacja tej ustawy autorstwa PiS leży w lasce marszałkowskiej już od kilku miesięcy i to właśnie SLD blokował jej rozpatrzenie.
Obaw Janika nie podzielił m.in. jego były partyjny kolega i były marszałek Sejmu, a obecnie szef SdPl Marek Borowski. Powiedział on, że jeśli Sejm podjął jakąś decyzję większością bezwzględną, to nie można tej sprawy poddawać kolejnej próbie.
- A co by było, gdyby w tym drugim głosowaniu sprawa została odrzucona zwykłą większością? - pytał.
O dziwo, rację przyznał mu Oleksy. Na sobotniej konferencji prasowej stwierdził, że "zgodnie z logiką" raport został przyjęty, ale "ustalenia były inne". W rzeczywistości jednak przytaczane od piątku wielokrotnie słowa marszałka sprzed głosowania nie rozwiewają wątpliwości. Oleksy zapowiedział, że Sejm powróci do kwestii sprawozdania komisji śledczej na posiedzeniu w połowie czerwca. Opozycja nie zamierza jednak brać udziału w ewentualnym głosowaniu.
- Jeśli dojdzie do ponownego głosowania, to w przyszłości będzie można obalić każdą obowiązującą ustawę w dowolnym momencie wskutek konfliktu politycznego - uważa Rokita.
Przewodniczący klubu PiS Ludwik Dorn nie ma wątpliwości: marszałek, instruując posłów o przebiegu głosowania, powiedział, że "jeżeli żadna z sześciu propozycji nie uzyska bezwzględnej większości głosów w kolejnym głosowaniu, usunięta zostanie z listy ta, która otrzymała ich najmniej".
- To oznacza, że cała procedura trwałaby, gdyby żaden z raportów nie uzyskał bezwzględnej większości. Z chwilą, gdy jeden ją uzyskuje, cała procedura ulega zakończeniu - stwierdził Dorn.
Zdaniem opozycji, naturalną konsekwencją piątkowej decyzji są więc m.in. wnioski o postawienie przed Trybunałem Stanu osób wymienionych w raporcie, w tym prezydenta. Zgodnie z procedurą, pod wnioskiem o postawienie przed Trybunałem Stanu głowy państwa musi się podpisać 140 parlamentarzystów. Do przegłosowania ewentualnego wniosku potrzeba większości 2/3 głosów Zgromadzenia Narodowego (Sejm i Senat).
Mikołaj Wójcik
Nasz Dziennik 31-05-2004
Autor: DW