Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie płacząc za Brazylią

Treść

Gdy w przeszłości Brazylia odpadała z mundialu, zwykle żegnano ją łzami. I to nie tylko na Copacabanie, lecz także w wielu innych zakątkach świata kochającego futbol widowiskowy mający w sobie coś z artyzmu. Kiedy w sobotę "Canarinhos" żegnali się z mistrzostwami w RPA, nie lamentował nad nimi nikt. Drużyna, którą trener Carlos Dunga przywiózł do Afryki, nie zaimponowała. Nie pokazała tego piękna, jakim zachwycała przed laty.
Dunga to specyficzny jak na Brazylię trener. Ponad artyzm stawia wyrachowanie, nad widowisko - wynik. Co ciekawe, taka filozofia dawała dotychczas owoce, bo "Canarinhos" pod jego dowództwem wygrali Copa America, zdobyli Puchar Konfederacji, a na mundial awansowali pewnie. Mimo to rodacy go nie pokochali, bo zespół nie porywał grą. A pamiętajmy, że Brazylia to drużyna inna niż wszystkie. Stworzona, ujmijmy to, do wyższych celów. Mająca gwarantować doznania natury estetycznej i zachwycać. Co z tego zaprezentowała w RPA? Niewiele.
Sam Dunga się bronił. - Jak tu zadowolić kibiców? Gdy wygrywamy, żądają widowiska. Gdy widowisko zapewniamy, domagają się sześciu, siedmiu goli. Gdy tyle zdobywamy, narzekają, że rywal był zbyt słaby i to żadna sztuka go pokonać - mówił. Tyle że jego zespół ani nie zapewniał spektaklu, ani nie zdobywał zbyt wielu goli. Na to selekcjoner też miał gotową odpowiedź. - Wielu uważa, że najlepszą w historii drużynę Brazylia miała w 1970 roku. Pamiętajmy jednak, że wtedy większość z nas nie miała w domu telewizji, a dziś pokazywane są tylko fragmenty tamtych mistrzostw, te najbardziej atrakcyjne. Gdyby w ten sam sposób potraktować obecną reprezentację, kibice również zobaczyliby wspaniałą i widowiskową grę. Tymczasem jest wręcz odwrotnie, na pierwszy plan wysuwane są słabsze fragmenty - tłumaczył. Taka argumentacja do nikogo jednak nie trafiała. Gdy jeszcze Brazylia wygrywała, wyniki jakoś broniły selekcjonera. Owszem, bywało nerwowo, Dunga kłócił się z rodakami podczas konferencji prasowych, bywało, że przepraszał za wybuchy, ale panował względny spokój. Krytycy styl wytykali, jednak "Copacabana" była pewna tytułu. Kiedy wreszcie Kaka i Luis Fabiano potknęli się na Holandii, trenera nic już nie mogło uratować. Z posady zrezygnował, bo musiał.
Co zatem zostawiła po sobie Brazylia w RPA? To paradoks, ale bardziej od jej pięknej gry będziemy pamiętać bramkę strzeloną przez Luisa Fabiano po wcześniejszym dwukrotnym dotknięciu piłki ręką. Atak furii Felipe Melo. Snującego się po murawie Kakę, który w niczym nie przypominał siebie samego z najlepszych lat. Inna sprawa, że gwiazdor Realu Madryt w ogóle nie powinien na mistrzostwach wystąpić. Jak przyznał Jose Luiz Runco, lekarz brazylijskiej reprezentacji, zawodnik był przygotowany zaledwie w 85 procentach, a na turniej pojechał, bo... bardzo chciał. Trochę absurdalne to tłumaczenie, w jakiś sposób puentujące piłkarską Brazylię A.D. 2010.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-07-07

Autor: jc