Przejdź do treści
Przejdź do stopki

(Nie)nasycenie

Treść

Głód to jeden z największych skandali współczesnego świata. Każdego dnia miliony ludzi marzą o garści ryżu, kromce chleba, odrobinie wody. W tym samym czasie miliony osób w innym miejscu kuli ziemskiej bezsensownie trwonią pieniądze, obrastają dostatkiem i samozadowoleniem. Oto absurdalność świata. Powyższe porównanie to żadne odkrycie - powie ktoś. I słusznie. Tylko czy śmierć może być banalna? Co jest granicą nasycenia człowieka? Ile trzeba posiadać, aby być szczęśliwym? Czy można to zdefiniować przy pomocy ilości zer na kontach bankowych? A może chodzi o coś zupełnie innego? O coś, co nie da się w żaden sposób zmierzyć?

Wątkiem łączącym dzisiejszą niedzielną Liturgię Słowa jest ludzki głód. Zwyczajny, wspólny dla wielkich i maluczkich, jednoczący podobnie jak cierpienie, pragnienie miłości i wolności. Po rozmnożeniu chleba rozentuzjazmowany tłum chce porwać Jezusa i obwołać Go królem. Dobrze mieć takiego króla, który coś czyni z niczego. Ot, taki Król na miarę problemów naszych czasów: dziury budżetowej, wołania o podwyżki górników, lekarzy, pielęgniarek, emerytów, tysięcy tych, którym z ledwością starcza do pierwszego. Przydałby się nam taki, nieprawdaż?...
"Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać Królem, sam usunął się znów na górę" (J 6, 15). Nie o takie nasycenie Mu chodziło. Odszedł smutny, bo jeszcze nie rozumieli.
Zastanawiające jest, ile czasu, trudu i pieniędzy są gotowi ludzie poświęcić, aby pięknie wyglądać, pięknie umeblować mieszkanie, wyposażyć je w nowoczesny sprzęt. Ile lat są w stanie oszczędzać, aby urządzić hucznie wesele, błysnąć przed rodziną? Nasycić się podziwem i samozadowoleniem. A ile są w stanie zrobić, aby zadbać o swojego ducha? Wyjść poza niezbędne duchowe minimum, zrobić coś wreszcie ze swoim pogmatwanym życiem, bylejakością i płycizną duchową? Nie trzeba specjalnie szukać, aby dostrzec ogromną dysproporcję. Coś tu nie gra. "Wiara i rozum są to dwa skrzydła, na których unosi się duch ludzki" - pisał Jan Paweł II. Nie głód chleba - choć jest on nadal wielki - jest największym problemem współczesnego świata, ale skarlenie ducha. Mali ludzie są zapatrzeni tylko w siebie. Mali ludzie są w nas. Za ciasne mamy serca, gotowe do tego, aby brać - zbyt oporne, aby dzielić się sobą z innymi. Dlatego świat, mimo daleko posuniętego rozwoju, dalej jest taki kaleki.
W teologii biblijnej rozmnożenie chleba to zapowiedź Wieczernika - Chleba, który nigdy się nie skończy. Będzie w stanie nasycić głód stokroć trudniejszy do zaspokojenia niż głód chleba powszedniego: głód sensu życia, wieczności, a przede wszystkim miłości. Tym chlebem Chrystus chce nas nakarmić, umocnić. Nie chowaj głowy między ramiona, kiedy widzisz kapłana niosącego Komunię Świętą. Nie myśl: "To nie dla mnie. Poczekam do Wielkanocy. Jeszcze nie teraz". Nasyć swoją duszę pokarmem, który da ci więcej sił, niż mógłbyś sobie to wyobrazić.
Naprawdę nie trzeba wiele, aby zaspokoić pragnienie ciała i ducha. Wystarczy nieco odwagi, aby stawić czoło wszechobecnej reklamie, zacząć trzeźwo myśleć, planując przyszłość, spojrzeć z dystansu na swoje marzenia. Tak ustawić swoje sprawy, aby bardziej być, niż mieć. "Dlaczego przegrałem?" - pyta sam siebie Hemingwayowski stary człowiek. I odpowiada: "Bo odpłynąłem za daleko...". Kiedy pęd za materią pochłonie całkowicie człowieka, bywa, że na powrót jest już za późno. Wszystko się wtedy spopieli.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-07-25

Autor: wa