Nie można być uczniem Chrystusa w 30, 50 lub 70 procentach!
Treść
Z metropolitą poznańskim JE ks. abp. Stanisławem Gądeckim, wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski i przewodniczącym Komisji Duszpasterstwa KEP, rozmawia Sławomir Jagodziński
"Otoczmy troską życie" to zadanie głoszenia Ewangelii życia, o jakim przypomina hasło trwającego obecnie roku duszpasterskiego w Polsce. Tak się złożyło, że wraz z Adwentem rozpoczęła się u nas kolejna batalia o zalegalizowanie metody zapłodnienia in vitro, która przez Kościół jest odrzucona jako moralnie niegodziwa. Temat obecnego roku duszpasterskiego opatrznościowo zatem może stać się wielką okazją, aby szerokim frontem oddziaływania duszpasterskiego powiedzieć z jednej strony wielkie "tak" życiu, a z drugiej zdecydowane "nie" temu wszystkiemu, co Sługa Boży Jan Paweł II określił jako cywilizacja śmierci?
- Przypomnę najpierw o tym, że motto programu duszpasterskiego na rok 2008/2009 "Otoczmy troską życie" odnosi się nie tylko do obrony życia nienarodzonych. Chodzi nam również o troskę o szeroko rozumiane życie, które wyszło z rąk Stwórcy - życie fizyczne człowieka (sarks), jego życie psychiczne (psyche), wreszcie życie duchowe człowieka (pneuma).
Stąd też w odniesieniu do życia ludzkiego będzie to nie tylko konieczność troski o początek życia, ale także o środek i koniec tego życia. To nie tylko przeciwstawienie się "cywilizacji śmierci" (takim problemom jak błąd antropologiczny, błędne pojęcie wolności, branie ewolucji w swoje ręce), to nie tylko kwestia dwuznaczności języka stosowanego dla pozytywnego określania negatywnych praktyk, ale to przede wszystkim konieczność pozytywnego działania: proklamacja wartości i świętości życia, wyraźne rozróżnienie między dwiema drogami (życia i śmierci - DidachÝ), wierność obowiązkom stanu, śmierć dla grzechu. To nie tylko ubolewanie nad negacją życia, ale przede wszystkim zwrócenie uwagi na Ewangelię życia; na życie jako nasze zadanie i osobiste świadectwo.
Oczywiście nie można przy tym - przy całej jedności stworzenia - nie brać pod uwagę ontologicznej różnicy między życiem zwierzęcym a życiem człowieka. Trzeba to czynić szczególnie w obliczu presji pewnych nurtów obecnej cywilizacji zmierzających do "uczłowieczenia zwierząt" i "zezwierzęcenia ludzi" oraz w obliczu pojawiania się form miłości do zwierząt większych niż miłości do ludzi.
Jak Ksiądz Arcybiskup podkreślił, program duszpasterski na bieżący rok do tematu życia podchodzi bardzo szeroko, obejmując troską życie człowieka w wymiarze fizycznym, psychicznym oraz duchowym. W czym leży tajemnica tego, że ludzie żyjący czasami w bardzo podobnych uwarunkowaniach zupełnie inaczej przeżywają swoją sytuację: jedni mówią "kocham życie", a inni "nienawidzę swego życia"?
- Może to być kwestia charakteru lub efekt dorastania w rodzinie nastawionej do życia pesymistycznie, albo owoc doznanych rozczarowań i złych doświadczeń, ale przede wszystkim chodzi o cel, jaki konkretny człowiek pragnie osiągnąć w swoim życiu. Jeśli tym celem jest tylko i wyłącznie doczesność, np. zdrowie, pieniądze, przyjemności, to jest sprawą oczywistą, że tego rodzaju celu nie da się osiągnąć na długą metę, na zawsze. Jeśli mimo wszystko stawiamy sobie taki cel, a potem okazuje się on z różnych powodów nieosiągalny, zaczynamy mówić "nienawidzę życia". Nienawidzę, ponieważ dotknęła mnie nieuleczalna choroba, bo straciłem kogoś bliskiego, bo muszę żyć w nędzy, a chciałbym mieć pieniądze chociażby na podstawowe potrzeby.
Jeśli natomiast jestem człowiekiem wiary, wówczas moim celem będzie życie wieczne i wtedy życie doczesne będzie przeze mnie kochane zawsze, ponieważ jest dziełem Boga. Niezależnie od tego, jaką przybierze postać, kocham je, ponieważ ono pochodzi od Boga i prowadzi mnie do Boga.
W świecie trwa dramatyczna batalia o poszanowanie życia ludzkiego. Choć stanowisko Kościoła w takich kwestiach jak aborcja, eutanazja, in vitro, eksperymenty na embrionach jest jednoznaczne, to jednak ciągle mamy do czynienia z takimi katolikami, którzy, niestety, deklarują poparcie dla inicjatyw ustawodawczych legalizujących te moralnie niegodziwe działania. Czy nastała moda na ludzi, którzy w praktyce swoją wiarę na co dzień zostawiają w domu, a stroją się w nią czasem na święta lub kampanie wyborcze?
- Nastał czas, w którym objawiła się nędza powierzchownej religijności bez wiary. Trzeba dzisiaj wyraźnie odróżnić religijność od wiary. Ta pierwsza wiąże się z zewnętrznymi praktykami religijnymi, będącymi objawem zmysłu religijnego obecnego w każdym człowieku. Zmysłu, który każe mu szukać czegoś, co go przekracza. Religijność to zapotrzebowanie na kult, liturgię, na zewnętrzne obrzędy i rytuały potrzebne w gruncie rzeczy człowiekowi po to, by miał wrażenie, że może uzależnić od siebie Boga. "Mężowie ateńscy - przemówił Paweł stanąwszy w środku Areopagu - widzę, że jesteście pod każdym względem bardzo religijni" (Dz 17, 22).
Wiara natomiast to posłuszeństwo i uległość wobec Boga oraz pozwolenie, by to On kierował naszym życiem. Jeśli brakuje tej wewnętrznej dyspozycji posłuszeństwa, kult staje się tylko lichym teatrem. Dzięki Duchowi Świętemu z pewnością prawdą jest to, w co wierzy cały Kościół, oraz to, czego uczą wszyscy biskupi pozostający w łączności z Papieżem, a także to, co sam Biskup Rzymu podaje w sposób uroczysty odnośnie do spraw wiary i moralności.
Przy udzielaniu chrztu szafarz sakramentu pyta rodziców i chrzestnych o wiarę, dodając na końcu: "Taka jest nasza wiara. Taka jest wiara Kościoła, której wyznawanie jest naszą chlubą". Ochrzczeni są więc odpowiedzialni za strzeżenie integralności wiary. Inne spojrzenie sprawia, że na Kościół patrzy się jak na ziemskie stowarzyszenie, gdzie wszystko można zmieniać. W ciemnych barwach przedstawia się Kościół, biskupów i kapłanów. Tymczasem Kościół jest dla nas Matką i Nauczycielką integralnej wiary.
Dzisiaj - w dużej mierze pod wpływem mediów antyklerykalnych - polska religijność przybrała specyficzny kształt. Z jednej strony ludzie uważają się za wierzących, z drugiej kwestionują nieraz podstawowe prawdy wiary i zasady życia wypływające z wiary. Według badań socjologicznych z 1991 roku, 95,1 proc. uznaje się za ludzi praktykujących. Mimo tak wysokiego odsetka praktykujących, w istnienie Boga wierzy 84,4 proc., w nagrodę lub karę po śmierci 63,4 proc., w istnienie piekła 46,6 procent. Nie dopuszcza aborcji 36,7 proc., rozwodów 43,7 proc., a zdrady małżeńskiej 72,9 procent. Przytoczone wskaźniki świadczą o wybiórczym traktowaniu prawd wiary. Ludzie są religijni, ale pozbawieni wiary, dlatego uznają to, co im odpowiada lub co jest dla nich wygodne. Nie można jednak być uczniem Chrystusa w 30, 50 lub 70 procentach. Wybiórcze traktowanie prawd wiary świadczy o tym, że nie identyfikuję się z nauką Chrystusa i Kościoła, nie przyjmuję w pełni daru wiary.
Przez cały okres komunizmu przekonywano nas, że religia jest sprawą prywatną. W wielu przypadkach udało się to ludziom wmówić. Wielu praktykujących jest dzisiaj przekonanych, że wystarczy Panu Bogu godzina uczestnictwa we Mszy Świętej w niedzielę, kilka minut modlitwy w tygodniu i na tym koniec. Odłogiem leży całe życie społeczne i zawodowe, które wydaje się wyjęte spod wpływu wiary.
Czy nie uważa Ksiądz Arcybiskup, że ogromną rolę w urzeczywistnianiu się słów "otoczmy troską życie" mogą i powinny odegrać także środki społecznego przekazu, głównie oczywiście katolickie?
- Trudno przecenić wpływ mediów na dzisiejszy świat. Media - a w szczególności telewizja - stały się "pierwszym areopagiem współczesnym" (Redemptoris missio, 37), na którym nieustannie dokonuje się wymiana informacji, idei i wartości. Dzięki środkom przekazu ludzie nawiązują kontakt z innymi ludźmi i wydarzeniami, kształtując swą opinię o świecie, w którym żyją, a nawet swoje rozumienie sensu życia. Dla wielu doświadczenie życia jest w znacznej mierze tożsame z doświadczeniem mediów (por. Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu, Aetatis novae, 2).
Od środków społecznego przekazu, biorąc pod uwagę ich siłę oddziaływania, można oczekiwać, że będą uczestniczyć w swoistej misji cywilizacyjno-kulturowej i propagować troskę o życie ludzkie i środowisko ludzkie. Niestety, szczególnie w odniesieniu do prasy niekatolickiej należy powątpiewać w uczestniczenie w tego rodzaju misji, skoro prasa ta najwyraźniej formułuje swoją rolę w kategoriach czysto komercyjnych, odżegnując się od jakiejkolwiek misji i określając się jako "towar", który należy sprzedać z zyskiem dla właściciela. W takich okolicznościach nie ma mowy o świadomej i długoplanowej współpracy w celu ochrony życia i troski o nie. Jedyna nadzieja w środkach ubogich, czyli w prasie katolickiej.
Dla ludzi mediów dobro człowieka powinno być ważniejsze od osiągnięcia własnego zysku - powiedział Ksiądz Arcybiskup w czasie jednego ze spotkań opłatkowych dla pracowników środków społecznego przekazu w Poznaniu. Użył też Ekscelencja sformułowania, że praca dziennikarska to zadanie w pewnym sensie "święte". Jaki będzie wynik "zmierzenia" tymi słowami dzisiejszej polskiej rzeczywistości medialnej?
- Świat środków przekazu może się czasem wydawać obojętny czy nawet wrogo usposobiony do chrześcijańskiej wiary i moralności. Wynika to po części stąd, że kultura medialna jest głęboko przepojona mentalnością postmodernistyczną, dla której jedyną absolutną prawdą jest ta, iż nie istnieją prawdy absolutne, a gdyby nawet istniały, byłyby niedostępne dla ludzkiego rozumu i tym samym pozbawione znaczenia. W tej perspektywie istotna jest nie tyle prawda, ile "wiadomość"; coś, co może wzbudzić zainteresowanie lub rozbawić odbiorców, co rodzi nieodpartą pokusę odsunięcia na bok kryterium prawdy. W rezultacie świat mediów może czasem jawić się jako środowisko równie nieprzyjazne ewangelizacji jak pogański świat z czasów apostolskich (por. Jan Paweł II, Rozgłaszajcie to na dachach: Ewangelia w epoce globalnej komunikacji, Orędzie Ojca Świętego na XXXV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, 3).
Tymczasem istnieje potrzeba wzajemnej współpracy. Kultura pamięci, która jest kulturą Kościoła, może uchronić kulturę mediów, opartą na informacjach o przemijającym znaczeniu, od skłonności do zapominania, która niszczy nadzieję. Z kolei środki przekazu mogą pomóc Kościołowi w głoszeniu Ewangelii, w kontekście codziennej rzeczywistości ludzkiego życia. Kultura mądrości - właściwa Objawieniu - może uchronić medialną kulturę informacji przed staniem się bezsensownym gromadzeniem faktów.
Z kolei media mogą pomóc mądrości Kościoła, aby pozostała otwarta na rodzącą się dziś nową wiedzę. Kultura radości z otrzymanego zbawienia może przyczynić się do tego, że kultura rozrywki w środkach przekazu nie stanie się bezduszną ucieczką od prawdy i odpowiedzialności. Natomiast media mogą pomóc Kościołowi lepiej zrozumieć, jak porozumiewać się z ludźmi w sposób przekonujący, a nawet porywający. Oto kilka przykładów, które ukazują, w jaki sposób bliższa współpraca w duchu przyjaźni może dopomóc zarówno Kościołowi, jak i środkom przekazu lepiej służyć ludziom naszych czasów (por. Orędzie Jana Pawła II na XXXIII Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, 24 stycznia 1999 r.).
Święta Bożego Narodzenia mają tę jedyną w swoim rodzaju atmosferę, która ma moc rozniecać wiarę, rozgrzewać miłość, budzić nadzieję. Jak w wirze "troski o wiele" nie stracić tego, co najważniejsze w tym czasie? Jak wykorzystać ten okres dla ożywienia życia rodzinnego?
- Rodzina to najpierw "bycie razem". Bycie razem stanowi istotne dobro małżeństwa (stąd jego nierozerwalność) oraz wspólnoty rodzinnej. Dobro to można również określić jako dobro podmiotowości. Rodzina jest podmiotem bardziej niż jakakolwiek inna społeczność. Jest podmiotem bardziej niż naród, niż państwo, niż społeczeństwo - nie mówiąc już o różnych formach międzynarodowych organizacji. Wszystkie te społeczności, zwłaszcza naród, o tyle mają własną podmiotowość, o ile otrzymują ją od ludzkich osób, a także ich rodzin.
Otóż w dzisiejszych warunkach, kiedy praca nakłada na ludzi takie ograniczenia, które odbijają się przede wszystkim na rodzinnym "byciu razem", Święta Bożego Narodzenia stanowią niepowtarzalną szansę. Nie chodzi oczywiście o zewnętrzne "bycie razem".
Czy są takie święta, które Ksiądz Arcybiskup jakoś szczególnie wspomina? Jakie wspomnienia pozostały z wieczorów wigilijnych w domu rodzinnym?
- Wspomnienia wieczorów wigilijnych z rodzinnego domu są prawdopodobnie takie, jak innych moich rodaków. Najpierw oczekiwanie na dzielenie się opłatkiem i serdeczne życzenia, kolędy, a następnie wyczekiwanie na Pasterkę.
Szczególnie wspominam natomiast wigilie przeżywane w Renazzo, w parafii, gdzie mogłem pomagać w bardzo licznych spowiedziach przedświątecznych i gdzie nie było żadnego znaku polskiej wigilii. To mnie wiele nauczyło o sprawach istotnych i nieistotnych w przeżywaniu Świąt Bożego Narodzenia. Dlatego dzisiaj trudno mi zrozumieć katolików, którzy zamiast ubolewać nad brakiem przygotowania do Stołu Pańskiego, płaczą w szpitalu nad tym, że nie będą mogli zjeść karpia.
Uczestniczył Ksiądz Arcybiskup w obradach Synodu Biskupów poświęconych Słowu Bożemu. Co zrobić, aby wieczerza wigilijna nie była jedynym czasem, kiedy w rodzinie czyta się Pismo Święte, bo tak niestety bardzo często jest? Bo co, jeśli nie Pismo Święte, ma kształtować nasze podejście do życia i wyzwań, jakie ono ze sobą niesie?
- Pismo Święte wnosi trwałą wartość w życie narodów, społeczeństw i pojedynczego człowieka. Niesie ze sobą proces oczyszczenia. Jest to nie tylko oczyszczenie z grzechów, ale także oczyszczenie kultur z jej niedoskonałości i błędów. Czytanie Biblii i jej inkulturacja wyzwala człowieka, społeczeństwa i całe narody. Ma ono zatem swoją ogromną pozytywną rolę w historii ludzkości.
Pismo Święte jest nie tylko formacyjne dla tego, kto się z nim spotyka, ale - jak uczy Ojciec Święty Benedykt XVI - jest również "performacyjne", czyli przemieniające. Słowo Boże nieustannie odnawia Kościół. W obliczu Słowa Bożego Kościół znajduje się in statu conversionis, czyli w stanie nawrócenia i odrodzenia. Ciągle wydobywa z siebie nowe oblicze, coraz bardziej podobne do Chrystusa.
A jednak, mimo tego, niewiele jest rodzin, które praktykują obyczaj częstego czytania i komentowania Słowa Bożego w rodzinie. Dzieci wyrastające z takich rodzin zachowują wiarę, podczas gdy w obojętnych na Pismo Święte nie tylko nie zachowują wiary, ale nie mogą nawet znaleźć wspólnego języka ze swymi rodzicami i często nie radzą sobie z własnymi problemami. Trzeba więc czytać Pismo Święte w rodzinie, i to na sposób modlitewny. Biblia winna być czytana w rodzinie chrześcijańskiej - jeśli to tylko możliwe - codziennie.
Szkołą czytania Pisma Świętego i refleksji nad nim jest Liturgia Słowa. W czasie październikowego Synodu mówiono o homilii, która powinna być głoszona nie tylko w niedziele i święta, ale także podczas wszystkich Mszy Świętych z ludem, także w dni powszednie. Co przemawia za tą propozycją i jaką ona ma szansę na upowszechnienie?
- Przepowiadanie Słowa Bożego jest sprawą kluczową dla Kościoła. Kościół rodzi się ze Słowa, "jest córką Słowa". Kościół to - jak powtarzał św. Paweł - ek-klesia, czyli zgromadzenie ludzi zwołanych Słowem Bożym i przyjmujących je przez wiarę. Wiara raz zaszczepiona musi się ciągle karmić tym, z czego powstaje. Wtedy dopiero Kościół rośnie i "poszerza się" w człowieku i w świecie. Dziś zewnętrzne formy "siania" ewangelicznego ziarna stały się niezwykle różnorodne, ale nic nie może zastąpić codziennego głoszenia Słowa Bożego. W tej bowiem formie kapłan dzieli się swoją wiarą i sprawia, że Chrystus staje się bardziej obecny w świecie.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-12-24
Autor: wa