Nie możemy żyć przeszłością
Treść
Rozmowa z Patrykiem Kuchczyńskim, piłkarzem ręcznym reprezentacji Polski i Vive Kielce
Jeszcze do końca nie opadły emocje po Waszym występie na mistrzostwach świata, a już musicie kontynuować trudną walkę o awans do mistrzostw Europy. Najbliższy rywal - Turcja, teoretycznie nie powinien sprawić żadnych problemów, ale nie można go lekceważyć.
- Nie można, tym bardziej że nasza sytuacja w grupie jest trudna. Po trzech meczach mamy na koncie tylko dwa punkty i praktycznie nie możemy już sobie pozwolić na żadną stratę. Turcja faktycznie "na papierze" nie wygląda za imponująco, ale jak zaprezentuje się na parkiecie, dopiero zobaczymy. Tak naprawdę dziś za dużo nie mogę o niej powiedzieć, dopiero podczas rozpoczynającego się w poniedziałek zgrupowania trenerzy przedstawią nam dokładną analizę jej stylu gry, silnych i słabych stron. Spodziewam się zaciekłej, twardej obrony, nie sądzę, by zdecydowała się na otwartą, odważną grę.
Ale pełna koncentracja i zaangażowanie winny sprawę załatwić, chyba nawet nikt nie dopuszcza myśli, abyście mogli na tej przeszkodzie się potknąć.
- Ma pan rację, ale przeżyłem już tak wiele przeróżnych niespodziewanych rozstrzygnięć, iż nigdy niczego z góry nie zakładam. To jest sport, trzeba być pewnym swego, ale do rywala podchodzić z szacunkiem - nawet słabego. Ja zwykle nie przejmuję się medialnym szumem, nie zawracam sobie głowy opiniami, prognozami - jak wychodzę na boisko, chcę zaprezentować się z jak najlepszej strony, dać z siebie wszystko. Wiem, że kibice uważają nas za zdecydowanych faworytów najbliższych spotkań, to nas powinno dodatkowo, podwójnie zmotywować i zmobilizować. Ale tak, zgadzam się, że koncentracja będzie kluczem do sukcesu.
Wychodząc na parkiet, powinniście pamiętać, że jesteście trzecią drużyną świata, czy przeciwnie - zapomnieć o tym?
- Pewnie każdy z nas gdzieś w podświadomości ma jeszcze wspomnienia z Chorwacji, ale musimy o tym zapomnieć. Przed nami nowe mecze, nowe cele, gdybyśmy cały czas żyli niedawnymi mistrzostwami, pewnie nie zaszlibyśmy daleko. Każdy pojedynek jest kolejną historią, kolejną kartką do zapisania. Zaczynamy od zera.
Od dwóch lat, odkąd pierwszy raz stanęliście na podium mistrzostw świata, gracie pod ogromną presją, każdy oczekuje sukcesów, zwycięstw. Odczuwacie ją na sobie czy też kompletnie nie ma na Was wpływu?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że jej nie czujemy. Kibice, dziennikarze, ale nie tylko - także my sami - dużo od siebie wymagamy, chcemy wygrywać, rozwijać się, odnosić sukcesy. Czasami aż za bardzo. W Chorwacji długo nie potrafiliśmy znaleźć właściwego rytmu gry, w pierwszej fazie mistrzostw zanotowaliśmy na swym koncie wpadki, które nie powinny mieć miejsca. Potem było już lepiej, ale swoje przeżyliśmy. Nie powiem nic nowego, często to powtarzamy, ale za każdym razem kluczem do realizacji wyznaczonych celów jest zespół. My naprawdę zawsze i wszędzie jesteśmy razem, rozumiemy się, umiemy odnajdywać w trudnych chwilach, podnosić po porażkach. Tworzymy grupę szalenie z sobą zżytą, trochę zamkniętą, ale dzięki temu łatwiej i szybciej rozwiązujemy problemy. Dużo wspólnie przeżyliśmy, a wierzę, że to, co najlepsze, dopiero przed nami.
Trener Wenta musiał sporo kombinować, gdy ustalał kadrę na mecze z Turkami, z różnych przyczyn nie mógł powołać kilku kluczowych zawodników, bez których drużynę trudno sobie wyobrazić. To jest problem?
- Na pewno nie ułatwienie. Nie ma co ukrywać, jesteśmy przyzwyczajeni do składu, który funkcjonuje od kilku lat, doskonale się znamy, możemy z sobą grać w ciemno, bo wiemy, czego możemy się spodziewać. Gdy trzeba dokonać jednej, dwóch zmian, problemu nie ma. Co jednak będzie, gdy do składu trafi więcej nowych zawodników - zobaczymy. Szkoda, że mamy tak mało czasu na zgranie, w poniedziałek spotkamy się na zgrupowaniu w Warszawie, a już w środę lecimy do Turcji, by dzień później zagrać pierwszy mecz. Rewanż w niedzielę. Odbędziemy zatem ledwie kilka treningów, a wyuczenie pewnych schematów wymaga czasu. No, ale mamy świetnych trenerów, jakoś sobie z tym poradzą...
Po raz pierwszy od dawna kadra na kluczowy pojedynek składa się po połowie z zawodników z klubów polskich i zagranicznych. Wiem, że sytuację tę wymusiły problemy zdrowotne, ale z drugiej strony jest też ona dowodem, iż w naszej lidze gra coraz więcej piłkarzy zdolnych pomóc reprezentacji.
- Mam takie samo zdanie na ten temat. Liga polska jest coraz ciekawsza, trafiają do niej gracze o uznanej marce i oby tylko ten trend zagościł już na stałe. W przyszłym sezonie do Kielc wraca Mariusz Jurasik, marzy mi się, by w jego ślady poszli i inni - bo znaczyłoby to, że nasze drużyny są w stanie podjąć rękawicę w starciu z najlepszymi.
Zaskoczyła Pana rezygnacja Jurasika z gry w reprezentacji?
- Już dużo wcześniej wiedziałem, że nosi się z takim zamiarem, byłem zatem na nią przygotowany. Mariusz nie jest młodzieniaszkiem, kadra wiele mu zawdzięcza, bardzo żałuję, że już z nami nie zagra, z drugiej strony rozumiem, iż chce zadbać o zdrowie i poświęcić więcej czasu rodzinie.
Ubył Panu wielki konkurent do miejsca w składzie.
- Nie patrzę przez tę perspektywę. Mariusz jest wybitnym zawodnikiem, ale w jego miejsce pojawią się inni. Nie brakuje nam talentów, nikt nie dostaje miejsca w drużynie za darmo czy za zasługi. Kilka słabszych występów i trener nie będzie miał litości (śmiech). Osobiście lubię rywalizację, dodatkowo mnie napędza i mobilizuje do jeszcze cięższej pracy. Po mistrzostwach w Chorwacji poczułem się pewniejszym członkiem drużyny, ale wiem, że przede mną długa droga, by dać jej tyle, co dał choćby Mariusz.
...który zresztą "namaścił" Pana na swojego następcę.
- Cóż, miłe słowa od wybitnego zawodnika i kolegi zawsze cieszą, czas pokazać, że na nie zasłużyłem.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-03-14
Autor: wa