Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie możemy zabronić składania pozwów

Treść

Z deputowanym CDU Jochenem-Konradem Frommem, szefem parlamentarnej grupy roboczej "Wypędzeni, Uciekinierzy i Przesiedleńcy", rozmawia Waldemar Maszewski

Polska minister spraw zagranicznych zaapelowała do rządu Angeli Merkel o podpisanie polsko-niemieckiego oświadczenia, które potwierdzałoby, że niemieckie roszczenia majątkowe względem Polski nie mają podstaw prawnych - ani przed międzynarodowymi, ani przed niemieckimi sądami. Jak Pan ocenia taką propozycję?
- Temat jakoby niemieckich roszczeń jest w Polsce wyolbrzymiony. Tak zwane Powiernictwo Pruskie jest malutkim stowarzyszeniem z ogromną nazwą, która brzmi majestatycznie, ale niewiele znaczy. Powiernictwo Pruskie nie odgrywa w Niemczech żadnej roli. Nie jest ono popierane ani przez Bundestag, ani przez rząd. Uważam, że pozwy składane przez Niemców przeciw Polsce są politycznie szkodliwe i twierdzę, że nie mają żadnych szans w sądach. Ale zarówno w Niemczech, jak i w Unii Europejskiej praworządność odgrywa podstawową rolę, więc nie można nikomu zabronić dochodzenia jakichkolwiek spraw przed sądami - dlatego nie można zabronić Powiernictwu Pruskiemu składania pozwów. Dla dobra polsko-niemieckich stosunków powinniśmy podchodzić do takich pozwów z większą rezerwą.

Jak Pan ocenia dzisiejsze trudne stosunki polsko-niemieckie? Która strona je pogarsza?
- Po pierwsze, uważam, że te stosunki wcale nie są tak złe, wręcz odwrotnie. Kilka dni temu byłem w Polsce i odwiedziłem tam mniejszość niemiecką. Podczas wielu rozmów uświadomiłem sobie, że na tym poziomie stosunki polsko-niemieckie rozwijają się bardzo dobrze - mam tu na myśli wspólną pracę na płaszczyźnie kulturalnej, naukowej i przygranicznej. Odnoszę czasami wrażenie, że konflikty są wzbudzane i sterowane z Warszawy, aby zaćmić własne problemy wewnętrzne.

Jak skomentować w tym kontekście wypowiedzi Eriki Steinbach, która m.in. porównała polski rząd z neonazistowską partią NPD?
- Myślę, że tego typu porównania pomiędzy partiami i pomiędzy krajami są zawsze problematyczne i niekorzystne. Ale muszę przyznać, że poznałem także wystąpienia przedstawicieli Ligi Polskich Rodzin - Romana Giertycha i jego ojca - europarlamentarzysty, które zarówno w Polsce, jak i w Europie wzbudzają kontrowersje.

Jak w kontekście stosunków polsko-niemieckich ocenia Pan Centrum przeciwko Wypędzeniom Eriki Steinbach i działalność Związku Wypędzonych wspieraną przez niemieckie władze?
- Polska nie musi się bać Centrum przeciwko Wypędzeniom albo lepiej powiedzieć - tzw. widocznego znaku. Kształt tej placówki będzie opracowywany przez znanych specjalistów, którzy zajmują się niemiecką, a także europejską historią z uwzględnieniem wypędzeń w XX wieku. Przy tworzeniu Centrum przeciwko Wypędzeniom nikt nie ma zamiaru odwracać ani od nowa pisać historii. Osobiście żałuję, że polska strona odmówiła udziału w pracach nad tworzeniem tzw. widocznego znaku. Moim zdaniem, powstanie takiego centrum mogłoby wzmocnić pojednanie między naszymi narodami. Mam nadzieję, że Polska, gdy centrum już powstanie, dołączy do projektu.

Dziękuję bardzo za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-09-19

Autor: wa