"Nie mamy króla, jeno cesarza"
Treść
W takich słowach Żydzi wobec Piłata, namiestnika Rzymu, zadeklarowali swoją zgodę na okupację rzymską, rezygnując ze swoich ambicji niepodległościowych. Powoływali się także na świętość Mojżeszowego prawa, aby zgładzić Tego, "o którym Mojżesz pisał" i w którym spełniło się całe proroctwo Pism świętych (por. Łk 24, 44). Analogiczną sytuację przeżyliśmy 1 kwietnia, kiedy nasi przywódcy polityczni zasłaniali się Janem Pawłem II jako świętym obłokiem celem dopełnienia bezboleśnie planu ostatecznej sprzedaży Polski pod okupację tak zwanej Unii Europejskiej. Przytaczali pewne zdania wyrwane z kontekstu, aby przekonać posłów, a może i społeczeństwo, że Jan Paweł II był (i pewnie nadal jest, tam, w Niebie) "za Unią" i że popiera traktat reformujący, który powinien być jak najszybciej ratyfikowany, zanim Naród się obudzi i wypowie swoje zdanie w referendum. Posłużono się świętością imienia Papieża, aby zniszczyć tę świętość, której on poświęcił swoje życie i dla której gotów był kilka razy umrzeć: niepodległość i suwerenność Narodu, świętość małżeństwa i rodziny, świętość i godność każdej osoby ludzkiej. Powoływano się na fakt, o którym sam Jan Paweł II powiedział w swoim przemówieniu sejmowym, że "Stolica Apostolska zawsze popierała integrację Europy", i na inne wypowiedzi stwierdzające, że Europa potrzebuje Chrystusa i wiary Polaków, aby mogła stać się znów sobą, ale dokonano czegoś, co odbiera Polsce możliwość kształtowania własnej tożsamości w oparciu o swoją tysiącletnią tradycję i kulturę. Poddano bowiem Polskę pod prawo Unii Europejskiej, które jest nie do pogodzenia zarówno z naszą katolicką tożsamością, jak i z całą kulturą personalistyczną i polskim etosem wyrastającym ze źródeł Ewangelii. Przeanalizowałem w świetle kryteriów etycznych i antropologicznych Kartę Praw Podstawowych, stanowiącą jakby syntezę nowej "konstytucji" Unii Europejskiej, i doszedłem do wniosku, że jest to dokument podstępny, mętny etycznie, będący karykaturą prawdziwego kodeksu praw człowieka, otwierający drogę do wszelkich nadużyć i dewiacji moralnych, słowem - prowadzący prostą drogą do zniszczenia społeczeństwa ludzkiego. ("Nasz Dziennik" drukował sukcesywnie poszczególne odcinki.) Czy nasi politycy wyciągnęli z tego jakiekolwiek wnioski? Skoro nasi politycy dotarli do tekstu przemówienia sejmowego Jana Pawła II (1999 r.), niechby przypomnieli sobie, że powiedziano tam, iż prawdziwe dobro wspólne Ojczyzny nie może być rozumiane i tworzone "niezależnie od zasad etycznych". Papież ostrzegał, że "pojawia się dzisiaj poważna groźba zanegowania podstawowych praw osoby ludzkiej i ponownego wchłonięcia przez politykę nawet potrzeb religijnych, zakorzenionych w sercu każdej ludzkiej istoty: jest to groźba sprzymierzenia się demokracji z relatywizmem etycznym, który pozbawia życie społeczności cywilnej trwałego moralnego punktu odniesienia, odbierając mu w sposób radykalny zdolność rozpoznawania prawdy. Jeśli bowiem nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm" (z "Veritatis splendor", 101). Już przed paru laty pisałem szczegółowo, co myśli Jan Paweł II o Europie, i nie będę tego powtarzał. Jeśli Polska chce w czymś pomóc Europie, przede wszystkim musi być sobą i nie może stać się obiektem manipulacji ciemnych sił politycznych wypełzających spod takiej czy innej platformy ideologicznej. Jeżeli dla naszych polityków Jan Paweł II stanowi taki autorytet, który zdolny jest zmienić kształt europejskiego kontynentu, to niech sobie odpowiedzą na pytanie, dlaczego z miłości do niego nie zniosą ustawy legalizującej pornografię (ustawy uchwalonej w przeddzień wizyty Jana Pawła II w Ludźmierzu, w sanktuarium Królowej Podhala!), dlaczego nie rozwiążą wszystkich antyrodzinnych i antymoralnych organizacji, powstałych z natchnienia szatana, a na siłę popieranych przez "Europę", promujących rewolucję seksualną, powszechną demoralizację pod przykrywką "edukacji seksualnej", powszechny dostęp do antykoncepcji i nieograniczone zabijanie dzieci poczętych, i inne programy tak przecież przeciwne stałemu nauczaniu Jana Pawła II o powołaniu mężczyzny i kobiety? Jeżeli Jan Paweł II ma dla nich jakieś znaczenie (po prostu ludzkie, przecież on nigdy nie ubiegał się o znaczenie polityczne), to niech sobie odpowiedzą na pytanie, dlaczego nie podjęli szlachetnej inicjatywy nowelizacji Konstytucji (art. 38) w celu potwierdzenia nienaruszalności prawa do życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Niech także odpowiedzą sobie na pytanie, dlaczego milczą jak groby pobielane wobec inicjatywy wprowadzenia światowego moratorium na aborcję, której patronuje sam Papież Benedykt XVI i wiele szlachetnych osób na całym świecie (a sam Jan Paweł II w Niebie na pewno tę inicjatywę popiera). A nadto: dlaczego nic nie czynią dla oczyszczenia atmosfery politycznej w Polsce, tylko pomnażają zamęt i wzajemną nieufność, ponieważ nie stać ich na to, aby Polska odcięła się zdecydowanie od śladów czerwonej okupacji, od wpływów masonerii i innych tajnych mafii, od wszelkich agentur zdrady i przekupnych sojuszy, i niszczą tych, którzy chcą oczyszczenia społeczeństwa przez uczciwą lustrację i dekomunizację? I jeszcze jedno: jeśli z takim zapałem walczą o Europę, niech odpowiedzą sobie na pytanie, jakim prawem lekceważą prawo Polski do suwerenności i tym samym prawo Narodu do wyrażenia własnego zdania na temat obrony własnej polskiej tożsamości i suwerenności zagrożonej przez Unię. Jan Paweł II powiedział kiedyś: "W czasie moich odwiedzin w Polsce za każdym razem podkreślałem, że suwerenność państwa tylko wówczas odpowiada pełnej prawdzie o osobie i społeczeństwie, jeśli w państwie tym naród odnajduje swoją suwerenność, jeśli czuje się, i jest, prawdziwym podmiotem stanowienia o tym, co 'wspólne' - o wspólnym dobru. W tym samostanowieniu nikt społeczeństwa nie może wyręczyć ani go w tym zastąpić. Jeśli zaś usiłuje się społeczeństwu narzucić jako dobro wspólne, jako program społeczny, to, co nie odpowiada świadomości ani sumieniom, przyjdzie się w końcu przekonać, że działanie takie jest na szkodę społeczeństwa i swoją własną" (Rzym, 1987 r.). Kiedy indziej powiedział: "Nie ma bowiem prawdziwej suwerenności państwo, w którym społeczeństwo nie jest suwerenne: gdy nie ma możliwości stanowienia o wspólnym dobru, gdy odmówione jest mu zasadnicze prawo uczestniczenia we władzy i odpowiedzialności" (26 VIII 1989 r.). Tymczasem rządzący obecnie obóz polityczny odmówił społeczeństwu prawa do wypowiedzenia się w referendum na temat stosunku do konsekwencji prawno-politycznych, jakie wynikają z traktatu. Potraktowano nas jak stado niemych gęsi poganianych na pastwisko. 2 kwietnia 2008 r., w 3. rocznicę śmierci Jana Pawła II Ks. prof. Jerzy Bajda "Nasz Dziennik" 2008-04-03
Autor: wa