Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie mam taryfy ulgowej

Treść

Rozmowa z Dorotą Świeniewicz, siatkarką reprezentacji Polski

Czy stęskniła się Pani za siatkówką i meczowymi emocjami?
- Oj tak. Bardzo długo nie trenowałam, praktycznie przez jedenaście miesięcy nie miałam żadnego kontaktu ze sportem. 16 kwietnia poszłam na pierwsze zajęcia, od tego czasu staram się nadrabiać zaległości. Teraz przygotowuję się z kadrą do prestiżowego turnieju w Montreux.

Ile czasu potrzebuje Pani, by wrócić do dawnej dyspozycji?
- Ciężko powiedzieć. Nie jestem jeszcze w wysokiej formie, to oczywiste, przede mną mnóstwo ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Droga długa, ale wierzę, że na sierpniowe zawody z cyklu Grand Prix będę już dobrze przygotowana. Potrzeba mi tylko dużo... cierpliwości. Jestem perfekcjonistką, już na pierwszym treningu wszystko chciałam robić dobrze, nie odstawać od koleżanek. Nigdy nie miałam problemów z dograniem piłki do siatki, nie miałam problemów w ataku, zagrywce czy przyjęciu. A tu przerwa zrobiła swoje i nie zawsze mi się udawało zagrać tak, jak chciałam. Zaczynałam się na siebie denerwować i to mi nie pomagało. W tym trudnym momencie bardzo pomógł mi nowy trener reprezentacji, Marco Bonitta. Nie bał się na mnie postawić, zaufał mi, dał szansę wykazania przydatności dla kadry.

To Pani drugi powrót do sportu po długiej przerwie...
- Tak, ale poprzednio przyczyną była kontuzja, konkretnie złamanie kości śródstopia. Wówczas udało mi się wrócić w dobrym stylu, mam nadzieję, że i teraz będzie podobnie. Zresztą gdybym inaczej myślała, to w ogóle bym się tego zadania nie podejmowała. Dla mnie to duże wyzwanie, lecz postaram się nikogo nie zawieść, przede wszystkim samej siebie.

Zwłaszcza że ma Pani o co walczyć, olimpiada w Pekinie tuż-tuż...
- To jest cel, który mi przyświeca. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że droga do Pekinu jest długa i bardzo trudna. Przed nami wielostopniowe eliminacje, mnóstwo ciężkich spotkań, walka o jak najlepsze miejsce w światowym rankingu. Do tego będziemy bronić tytułu mistrzyń Europy, to też jest wyzwanie, któremu zamierzamy podołać.
Od razu jednak zaznaczę - nie mam żadnej taryfy ulgowej. Trener Bonitta traktuje mnie tam samo jak inne zawodniczki i to mnie dodatkowo mobilizuje. Gdy zaczynałam treningi po przerwie, wchodziłam w nie stopniowo, by nie zrobić sobie krzywdy. Teraz jest inaczej, nikogo nie interesuje, że przez jedenaście miesięcy nie miałam z siatkówką nic do czynienia. I dobrze! Trenuję bowiem z dziewczynami, które dopiero co skończyły rozgrywki ligowe, są w wysokiej formie, dzięki temu mam do kogo równać.

Sport zawsze dużo kosztuje, a tu musi Pani łączyć obowiązki reprezentantki z obowiązkami młodej mamy.
- I muszę przyznać, że pracująca młoda mama ma bardzo ciężkie życie. Co prawda przyjeżdżam z Julkiem na obozy, jest z nim cały czas opiekunka, ale codzienna rozłąka - nawet na dwie, trzy godziny - nie jest łatwa. Wszystkie wolne chwile staram się z nim spędzać, daję mu jak najwięcej, ale... czasami nie wiem, jak wytrzymam rozstanie, gdy będę musiała wyjechać na turniej czy zagraniczne zgrupowanie. Emocje i rozterki są spore, ale z drugiej strony siatkówka to mój zawód. Do czegoś się kiedyś zobowiązałam i nie mogę zawieść ludzi, którzy na mnie postawili.

Czego możemy spodziewać się po reprezentacji trenera Bonitty? Jest nowy szkoleniowiec, sporo nowych twarzy, przez to drużyna stanowi pewną niewiadomą.
- To prawda, drużyna jest budowana praktycznie na nowo, nie ma w niej kilku zawodniczek, które stanowiły o sile przez ostatnie lata. Są za to nowe twarze, młode, utalentowane dziewczyny, część z nich poznaje nieznane dotychczas metody treningowe. Wszystkie ciężko pracujemy i efekty przyjdą, jestem przekonana. Mamy bowiem o co grać i o co walczyć. Cykl Grand Prix, mistrzostwa Europy - mam nadzieję, że tu i tu staniemy na podium.

Trener Bonitta znany jest z mocnej ręki i dużych wymagań. Pani nie ukrywa: to dobrze, taki szkoleniowiec nam na pewno nie zaszkodzi.
- Bo dużo od nas wymaga i stawia przed nami wysokie cele. Ale z drugiej strony nie ma klapek na oczach, nie uważa się za wszechwiedzącego. Przeciwnie. Trener jest otwarty na nasze sugestie, rozmawia ze wszystkimi dziewczynami, chce, by zrozumiały i przyswoiły sobie jego filozofię pracy i filozofię siatkówki. Nie broni się przed naszymi sugestiami. Kilka dni temu gdzieś przeczytałam, że jesteśmy na zgrupowaniu zamknięte niczym w klasztorze, że w oknach hali powywieszane są koce, żeby nikt nie zobaczył, co się dzieje wewnątrz. To nieprawda, wystarczyło zresztą przyjechać do Szczyrku i zobaczyć na własne oczy.
A co do ciężkiej pracy - ja przez dziewięć lat grałam we Włoszech, w lidze uważanej za najmocniejszą w świecie. Trenowałyśmy tam niezwykle ciężko, ale wszystkie na takie warunki zgodziłyśmy się bez szemrania. Zdawałyśmy sobie bowiem sprawę, że tylko w ten sposób możemy coś osiągnąć, do czegoś dojść. Tylko poprzez pracę można marzyć o sukcesach. W reprezentacji jest podobnie.

Wierzy Pani, że pod wodzą Bonitty nasza drużyna nawiąże do sukcesów sprzed kilku lat, a może nawet je przewyższy?
- Gdybym nie wierzyła, to by mnie tutaj nie było.

I to jest najlepsze zakończenie naszej rozmowy. Dziękuję.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-05-29

Autor: wa