Nie ma jak zdrowe zmęczenie
Treść
Rozmowa z Januszem Krężelokiem, reprezentantem Polski w biegach narciarskich
Jeszcze kilka tygodni temu zastanawiał się Pan poważnie nad zakończeniem kariery, jaka jest ostateczna decyzja?
- Przynajmniej przez rok będę uprawiał sport. Ciągnie wilka do lasu, przez ostatnie lata był ważną częścią mojego życia, trudno ot tak, nagle, zrezygnować. To moja pasja, a do tego przynosi całkiem niezłe, wymierne efekty. Gdybym osiągał kiepskie wyniki, dramatycznie odbiegał od czołówki - pewnie bym zrezygnował. Tak jednak nie jest, czuję się wciąż na siłach walczyć o wysokie cele. Nie ukrywam, że istotny jest również czynnik finansowy, mam kadrowe stypendium, motywujące do dalszej pracy. Zatem w najbliższym sezonie nie zabraknie mnie ma narciarskich trasach. Wiem, że wszyscy chcieliby, abym przedłużył karierę aż do mistrzostw świata w Libercu, a później igrzysk w Vancouver. To jednak odległa przyszłość.
W podjęciu decyzji pomogły udane mistrzostwa świata w Sapporo?
- Myślę, że tak. Niewiele brakowało, abyśmy z Maćkiem Kreczmerem stanęli na podium sztafety sprinterskiej, przegraliśmy je dosłownie o włos. Jakieś rozczarowanie zostało, ale z drugiej strony piąte miejsce też było bardzo dobre. Od czasów Józefa Łuszczka nikt nie był tak wysoko w zawodach najwyższej rangi.
Jest Pan pierwszym od wielu lat polskim biegaczem, który potrafi jak równy rywalizować z najlepszymi...
- ...i to było chyba decydującym argumentem za przedłużeniem kariery. Nie ukrywam, że już jakiś czas temu nosiłem się z zamiarem rezygnacji. Do pucharowej rywalizacji wprowadzono jednak sprinty, spróbowałem w nich swych sił i jak się okazało - odnalazłem się. Wygrałem zawody Pucharu Świata, stałem na podium, cały czas kręcę się wokół czołowej dziesiątki. Dlatego warto bawić się sportem nadal.
Czemu tak trudno wychować w Polsce dobrego biegacza narciarskiego? Czy to młodzież nie garnie się do tej dyscypliny, czy brakuje jej talentu?
- Przede wszystkim ta młodzież nie ma gdzie trenować. W naszym kraju nie ma praktycznie ani jednej trasy nartorolkowej. Owszem, jest jedna mała pętla w Dusznikach Zdroju, ale nic ponad to. Trzeba zatem korzystać z dróg publicznych, a to niebezpieczne i ryzykowne. Młodzież się nie garnie, jest mało klubów, a do tego są biedne i nie stać ich na zapewnienie odpowiednich warunków do rozwoju talentów. O ile jeszcze sprzęt nie jest aż tak drogi, to same zgrupowania już tak. Latem trzeba przecież szukać śniegu, co wiąże się z wyjazdami na lodowce. Nie ma też pieniędzy na stypendia. A przecież ktoś, kto decyduje się uprawiać sport i poświęcić na to sporą część czasu, chciałby też czerpać z niego jakieś korzyści, nie tylko satysfakcję. A do tego w biegach nie można szybko zrobić wyników, trzeba poświęcić ładnych kilka lat, aby dojść do pewnego poziomu.
Ile czasu zajmują Panu treningi?
- W najgorętszym okresie przygotowawczym biegamy około siedmiu godzin dziennie. Zaczynamy o świcie, kończymy wieczorem z krótkimi przerwami na posiłki i odpoczynek. Miesięcznie robimy około 1200 kilometrów, rocznie od 8 do 10 tysięcy. Obciążenia są ogromne, wysiłek i poświęcenie też. A, o czym już wspomniałem, trzeba lat wyrzeczeń, potu i cierpienia, by coś osiągnąć. A nie każdemu jest dane być mistrzem.
Może więc to jest powód braku popularności biegów - wszak są konkurencją wyjątkowo trudną, wymagającą, a do tego dla ludzi szalenie cierpliwych. Cierpliwość nie jest dziś cechą powszechną.
- Wiem doskonale, że człowiek wykonujący ciężką pracę chciałby dostać w zamian coś wymiernego, nie tylko satysfakcję. A skoro brakuje pieniędzy, zawodnicy się wykruszają. Wychować dobrego sportowca jest też bardzo trudno. Adam Małysz zrobił wiele dla skoków narciarskich, w jego ślady chciały pójść tysiące dzieci, stworzono im świetne warunki do treningów, zatrudniono całe sztaby ludzi, a jednak w pucharowych zawodach wciąż punktuje nieliczna grupa. Ja bym chciał, by Polacy liczniej biegali nawet nie wyczynowo, ale choćby amatorsko. To przecież piękna dyscyplina.
Jak zachęciłby Pan zatem do jej uprawiania?
- Wspaniałą sprawą jest samo obcowanie z naturą, jeśli ktoś lubi góry, lasy, świeże powietrze, będzie czuł się doskonale. Ten sport pomaga wyciszyć organizm. Ruch w biegach narciarskich, szczególnie techniką klasyczną, jest bardzo naturalny, rozwija wszystkie partie mięśniowe. Ale nie tylko, wpływa doskonale również na układ krwionośny, oddechowy itd. To świetna dyscyplina dla kogoś, kto lubi się zdrowo zmęczyć.
A przy okazji pewnie i pokonać swoje słabości.
- To prawda. Często zdarzają się bowiem momenty, gdy walczymy z samym sobą i własnymi słabościami. Ale w myśl powiedzenia "Co nas nie zabije, to nas wzmocni" stajemy się dzięki temu bardziej odporni na stresy związane z codziennością. Życie toczy się dziś w ogromnym tempie, ludzie są zabiegani, gdzieś się ciągle spieszą, trwają w jakimś pędzie. Co krok przeżywają stresy, zapadają na choroby. Sport pomaga uodpornić się na nie, zwłaszcza ten, który blisko związany jest z naturą.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-04-03
Autor: wa