Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie ma jak miód z Białowieży

Treść

Z prof. Janem Szyszko, ministrem środowiska, rozmawia Grzegorz Lipka

111 aktów wykonawczych, 10 obwieszczeń, 16 projektów ustaw i nowelizacji ustaw. To sporo po dwóch latach urzędowania.
- Za szczególnie ważne uważam ustawy regulujące istotne dla obywateli sprawy, jak np. ustawa zakazująca w Polsce produkcji organizmów modyfikowanych genetycznie. To kwestia przyszłości naszego rolnictwa. Ustawa regulująca zadania Lasów Państwowych w procesie pochłaniania gazów cieplarnianych jest ważna dla całej gospodarki. Ustawa dotycząca ograniczania uciążliwości zapachowej, czyli zmiana przepisów odnosząca się do działalności gospodarczej uciążliwej dla otoczenia, jest ważna dla każdego obywatela, zwłaszcza mieszkającego w pobliżu zakładów zanieczyszczających powietrze.
Ministerstwo Środowiska jest resortem bardzo dużym i wybitnie gospodarczym. Bo ochrona środowiska to działania przede wszystkim gospodarcze, od sposobów pozyskiwania energii, przez technologie produkcji, aż po utylizację odpadów poprodukcyjnych. Trzeba pamiętać, że mój resort zajmuje się całą gospodarką wodną, ochroną powietrza, odpadami, gospodarką leśną prowadzoną na terenie 1/3 kraju, geologią, atomistyką. Jak widać, jest to resort mocno skomplikowany, a regulacje prawne dotyczą wszelkich działań gospodarczych i mocno się z nimi łączą.

Zmienił Pan sposób funkcjonowania urzędu?
- Każdego dnia do resortu przychodzi kilkaset pism od interesantów. Udało się zapewnić dobrą pracę ponad 400 urzędników i ponad 10 instytucji nadzorowanych przez ministra. Zapewniam, że było to wyzwanie nie mniejsze od zadania zespołu zajmującego się inwentaryzacją prawa środowiskowego.
Został powołany przez pana premiera specjalny zespół do przeglądu prawa pracujący pod moim przewodnictwem. Jednocześnie uruchomiliśmy strony internetowe, na których można składać swoje uwagi do prawa, zgłaszać jego nieścisłości i wynikające z niego utrudnienia. Wszystko to musieliśmy zinwentaryzować. Po dokonaniu tego zajęliśmy się gruntowną przebudową prawa w kierunku adaptacji do prawa unijnego. Spójnego prawa, które mogło stymulować rozwój gospodarczy z uwzględnieniem racjonalnego wykorzystania zasobów przyrodniczych.

Po dokonaniu inwentaryzacji prawa przyszła kolej na...?
- Pierwszą fundamentalną ustawą oddaną do parlamentu była ustawa o handlu emisjami. Ustawa włącza Lasy Państwowe do pochłaniania gazów cieplarnianych z atmosfery i jednocześnie ma zapewnić stałe pieniądze na finansowanie ochrony zasobów przyrodniczych, racjonalne ich użytkowanie i tworzenie miejsc pracy na terenach niezurbanizowanych.
Niestety, stopień skomplikowania tej kwestii i pewien opór kół liberalnych znacznie wydłużył prace legislacyjne, a rozwiązanie parlamentu spowodowało, że ustawa nie weszła pod obrady Wysokiej Izby. Projekt ten jednak znajduje się na liście aktów prawnych, którymi w pierwszej kolejności zajmie się Sejm nowej kadencji. Mam więc nadzieję, że jeszcze w tym roku ustawa ta zostanie zatwierdzona, tak aby weszła w życie od 1 stycznia przyszłego roku.

To nie jedyna nieukończona ustawa.
- Drugą fundamentalną dla Polski ustawą, zgodnie z przygotowanym przeze mnie programem PiS i realizacją tego programu, jest rozwiązanie problemu organizmów genetycznie modyfikowanych.
Przygotowana pod moim nadzorem ustawa gwarantuje, że w otwartej produkcji rolnej Polska będzie wolna od organizmów modyfikowanych genetycznie. Ustawa znalazła się w Sejmie na początku tego roku. I rozpoczął się spór. Niektóre osoby uważały, że projekt ustawy jest niezgodny z prawem UE i przez to powinna zostać poddana notyfikacji Komisji Europejskiej.
Natomiast według mojej oceny, ustawa ta jest całkowicie zgodna z prawem UE i jednocześnie wykorzystuje unijne dyrektywy. Zastosowaliśmy przepisy mówiące, że organizmy genetycznie modyfikowane mogą być wprowadzane do obrotu pod warunkiem braku negatywnego wpływu na organizmy pożyteczne dla człowieka. Jednak żeby wprowadzić genetycznie modyfikowany organizm do otwartego rolnego środowiska, trzeba przebadać wcześniej kilka tysięcy gatunków, na które ten organizm miałby wpływ.

Praktycznie byłaby to bariera nie do pokonania...
- Tak. Ale proszę zwrócić uwagę na to, że Komisja Europejska mocno interesuje się programem Natura 2000, ptakami, dyrektywą siedliskową, w związku z tym my prosimy Unię o dowody potwierdzające, że wprowadzenie GMO naprawdę nie ma negatywnego wpływu na te gatunki.

Dlatego tak bronimy się przed wpuszczeniem genetycznie modyfikowanych organizmów?
- Polska jest unikalnym krajem pod względem zasobów przyrodniczych i bioróżnorodności. Z tego powodu mamy wielką szansę, aby nasza żywność była produkowana jako autentycznie ekologiczna. Dlatego tak bronimy się przed wpuszczeniem genetycznie modyfikowanych organizmów, które są powszechne w całej zachodniej Europie, podobnie zresztą jak i w krajach postkomunistycznych, gdzie nie było prywatnego i tradycyjnego rolnictwa.
Nie chcemy wpuścić genetycznie modyfikowanych organizmów, gdyż grozi nam to utratą naszych zasobów przyrodniczych, co - złośliwie można powiedzieć - faktycznie zrówna nas z całą Europą. A przecież tradycyjnie produkowana i ekologiczna żywność z Polski może być przebojem na europejskich stołach. Nacisk lobby promującego GMO jest niezmiernie silny, ale przecież chodzi o olbrzymie zyski.
Natomiast Polska w produkcji żywności negocjowała z UE układy kwotowe, a nie jakościowe. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby nasze produkty sprzedawać znacznie drożej, skoro produkujemy je w takich układach ekologicznych, na jakich nikt inny nie może produkować. Daję przykład Białowieży, która jest unikalnym obszarem w zakresie drzewostanu, więc za miód produkowany na tym terenie powinno się płacić piętnaście razy więcej niż za miód pochodzący z genetycznie modyfikowanego rzepaku, uprawianego w innym miejscu Europy.

Prawdziwą bolączką resortu był program Natura 2000.
- Polska zobowiązała się do wprowadzenia Natury 2000 z dniem wejścia do UE, czyli 1 maja 2004 roku. Do tego czasu trzeba było wyznaczyć obszary objęte przez ten program. Polska je wyznaczyła, ale organizacje pozarządowe zaskarżyły te decyzje, twierdząc, że wyznaczono ich zbyt mało.
Byliśmy w trudnej sytuacji przez to, że wskazywanie obszarów cennych przyrodniczo opierało się nie na bieżącej inwentaryzacji, tylko na danych historycznych.

Organizacje pozarządowe popełniły ten sam błąd co poprzednia ekipa, zgłaszając nowe obszary w oparciu o dane historyczne.
- Przeprowadziliśmy pełną i rzetelną inwentaryzację zasobów przyrodniczych. Poświęciliśmy na to kilkadziesiąt milionów złotych. Zaangażowanych było kilkanaście tysięcy osób pod szczególnym przewodnictwem Lasów Państwowych, które zaprosiły do współpracy naukowców oraz organizacje pozarządowe. Jednocześnie zastrzegliśmy, że możemy granice Natury 2000 powiększyć albo zmienić zależnie od wyniku badań.
Chcę podkreślić, że jesteśmy chyba jedynym państwem, które inwentaryzację przeprowadziło w sposób solidny. Uważam też, zresztą zgodnie z dyrektywami, że program Natura 2000 nie jest specjalną metodą ochrony zasobów przyrodniczych przed człowiekiem, tylko jest systemem kontroli naszej działalności w przestrzeni, np. tego, czy inwestycje drogowe lub gospodarki wodnej nie naruszają zasobów przyrodniczych.

Potrafimy promować swoje dobre rozwiązania?
- Byłem wszędzie tam, na świecie i w UE, gdzie mówiono o zasobach przyrodniczych, i wszędzie tam, gdzie można było promować Polskę. Jednocześnie oprócz wyjazdów bardzo dużo spotkań organizowałem u nas, w Polsce. Jestem ministrem, któremu jako jedynemu w Polsce udało się zorganizować nieformalne posiedzenie rady ministrów środowiska na temat Natury 2000 - szans zrównoważonego rozwoju Europy. Pokazywałem, że Polska ma unikalne zasoby i co ma pozytywny wpływ na całą Europę i jest naszą wielką szansą.
Przywiązywałem również wielką wagę do spraw związanych z konwencją klimatyczną. Byłem już prezydentem Konwencji Klimatycznej ONZ. Udało nam się wypromować Polskę. W przyszłym roku ekologiczny szczyt ziemi, czyli 14. Konferencja Stron Konwencji Klimatycznej ONZ, odbędzie się w Poznaniu.

Na forum ONZ prezydent apelował do państw rozwiniętych o pomoc państwom rozwijającym się m.in. w kontekście redukcji emisji gazów cieplarnianych.
- Polska jest światowym liderem w tym zakresie. W stosunku do roku bazowego 1989 dokonaliśmy redukcji emisji gazów cieplarnianych aż o 32 proc., notując jednocześnie wzrost PKB o 60 proc. - proszę pokazać inne państwo, które osiągnęło takie wyniki.

Jednak w produkcji energii ze źródeł odnawialnych nie ma się czym chwalić.
- Tutaj jest nieco gorzej, ale dużo zależy od sposobu liczenia i trzeba uwzględnić statystykę i nasze możliwości. Spalanie drewna, czyli biomasy, jest poważnym zastrzykiem energii odnawialnej i w tym zakresie wypadamy nieźle. Tym bardziej że chcąc korzystać z konwencji klimatycznej, zalesiając, zwiększamy odnawialne źródła energii, czyli biomasy. Liczymy emisję, ale nie liczymy, jaki jest udział biomasy, a przecież na terenach wiejskich drewnem pali się bardzo dużo. Powinniśmy to liczyć lepiej.
Natomiast drugą rzeczą, którą możemy wykorzystać, jest geotermia. W tym przypadku przypuszczam nawet, że istnieje lobby biznesowe, które nie chce wykorzystywać tego odnawialnego źródła energii.
Polska stoi na węglu, a nowe technologie bezemisyjnego spalania mogą być naszą przyszłością. Zamiast zamykać kopalnie, należy je modernizować. W związku z nowymi technologiami spalania węgla podjąłem współpracę z Niemcami i Amerykanami. Polska musi być zabezpieczona pod względem energetycznym, bo to jest podstawowy obowiązek państwa i jego władz. Musimy też rozważać inne możliwości, łącznie z energią jądrową.

Nie mamy też zbyt dobrze rozwiązanej gospodarki odpadami i recyklingu.
- To jest poważne wyzwanie, bo śmieci i hałas są nowymi wyzwaniami cywilizacyjnymi. Wzrost ilości odpadów, rozwój motoryzacji świadczą o rozwoju gospodarczym. Kultury współżycia ze środowiskiem musimy się uczyć od państw wyżej od nas rozwiniętych gospodarczo. Mamy tutaj bardzo poważne wyzwania, do konkretnych działań zmusza nas też traktat akcesyjny.
Problem śmieci rozwiążemy dopiero wówczas, gdy wszystkie grupy polityczne i grupy nacisku stwierdzą, że śmieci są własnością samorządu. Ten musi być wyposażony w odpowiednie elementy finansowe i wtedy sprawa będzie jasna. Tworząc inne rozwiązania, chociażby takie, kiedy śmieci będą własnością np. przewoźnika, doprowadzimy do bardzo korupcjogennych układów i wtedy ze śmieciami na pewno nie damy sobie rady.

Uruchomił Pan na trzech uczelniach - w Krakowie, Poznaniu i Warszawie, nową specjalizację - rozwój regionalny.
- Będziemy tam kształcić studentów, którzy będą potrafili budować plany rozwoju regionalnego na bazie zasobów przyrodniczych, kulturowych i mentalności mieszkańców. Dzięki czemu będziemy mogli wykorzystać fundusze unijne, ale równocześnie będziemy mogli implementować te programy właśnie wśród konkretnej ludności, monitorować je i tak prowadzić, by nie zostały odrzucone z powodu braku kontaktu z miejscową ludnością.

Dlaczego na tych trzech uczelniach?
- Polacy mają swoją regionalną mentalność, co jest pozostałością m.in. z czasów rozbiorów czy przesiedleń po II wojnie światowej. Ludzie z tzw. Ziem Odzyskanych, ze środowisk byłych państwowych gospodarstw rolnych stosunkowo niewielką wagę przywiązują do ziemi. Natomiast zupełnie inaczej jest na Podhalu czy na Białostocczyźnie, gdzie ziemia jest największą wartością. Są różnice mentalne, w związku z tym programy w naszym pięknym państwie musimy budować tak, aby dotrzeć do różnych ludzi i owocnie z nimi współpracować.

Angażuje się Pan w kampanię wyborczą?
- Oczywiście. Jestem kandydatem na posła z tego samego okręgu wyborczego co w poprzednich wyborach, czyli z okręgu numer 20 - to jest tzw. warszawski obwarzanek. Startuję z list PiS z numerem 3.

Dopiero trzecim...
- Każda partia ma swoją strategię wprowadzenia jak największej liczby posłów do Sejmu. Kształt listy zależy od przyjętej strategii.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-10-15

Autor: wa