"Nie" dla rządu i dla Lizbony
Treść
Wprawdzie irlandzki minister ds. europejskich Dick Roche uważa, że w zaplanowanym na 2 października referendum traktat lizboński poprze ponad 55 proc. społeczeństwa, jednakże wiele wskazuje na to, iż stanie się dokładnie odwrotnie. Rząd Irlandii, który agituje za ratyfikacją zapisów z Lizbony, w związku z trwającym kryzysem ekonomicznym przygotowuje znaczną podwyżkę podatków. Przeciwnicy traktatu lizbońskiego argumentują, iż niewiele osób poprze traktat firmowany przez rząd, który nie ma pojęcia o gospodarce. W opinii większości obywateli, to właśnie ów rząd doprowadził kraj niemalże na skraj bankructwa.
- Zjeździłem cały kraj wzdłuż i wszerz i dostrzegam wśród obywateli większe zaangażowanie niż poprzednio - oświadczył Dick Roche, podkreślając, iż nie potrafi wyobrazić sobie gorszego momentu w historii na zastopowanie europejskiego projektu. Zarówno Roche, jak i cały irlandzki rząd stale mówią o konieczności ratyfikacji traktatu reformującego ze względu na trwający obecnie kryzys gospodarczy oraz trudną sytuację ekonomiczną kraju. Ministerstwo Finansów, które przewiduje w najbliższym czasie znaczący wzrost podatków, otrzymało od Komisji Podatkowej raport definiujący cele na najbliższych 10 lat. Z jednej strony zakłada on wspieranie działalności gospodarczej, ale z drugiej mówi o konieczności podniesienia podatków. - Ludzie czują się zakłopotani, obrażeni i zrażeni decyzjami, które obecny rząd podjął w ciągu ostatniego roku - oświadczył w wywiadzie dla radia RTE lider Fine Gael - Enda Kenny. Uważa on, że Irlandczycy sprzeciwią się traktatowi lizbońskiemu nie tyle ze względu na zawarte w nim zapisy, ile aby dać obecnej ekipie rządzącej "czerwoną kartkę". - Irlandczycy są zdania, iż rząd poniósł sromotną klęskę, wprowadzając w czasie kryzysu takie, a nie inne reformy, okazał się kompletnie nieskuteczny i doprowadził do gwałtownego odpływu pieniędzy, których jeszcze niedawno Irlandia miała naprawdę dużo - stwierdził. Odnosząc się do wydanego przez Komisję Podatkową raportu, stwierdził, iż jest on "wart uwagi i rozpatrzenia". - Rząd opowiada się za podwyższeniem podatków, natomiast opozycja nie bardzo przeciw temu protestuje, ponieważ gdyby doszła do władzy, uczyniłaby dokładnie to samo - oceniła była irlandzka eurodeputowana Kathy Sinnott. Jej zdaniem, nie sposób przewidzieć wyników referendum. - Niektórzy mogą w głosowaniu nad traktatem widzieć narzędzie do pozbycia się rządu jako rządu zdrady. Problem jednak w tym, że społeczeństwo nie ufa także opozycji, nie widzi w zasadzie żadnych wiarygodnych liderów - stwierdziła. - Skoro obecna ekipa doprowadziła do tak fatalnej sytuacji gospodarczej, jak można jej wierzyć, że zapisy z Lizbony będą miały pozytywny wpływ na gospodarkę. W końcu nie ma na ten temat zielonego pojęcia - zauważyła, dodając, iż pogląd ten wydaje się podzielać wielu Irlandczyków. Zwróciła przy tym uwagę, że ratyfikacja traktatu lizbońskiego "czyni nas obywatelami Europy jako posiadającej tożsamość prawną całości, ta zaś będzie mogła nas opodatkowywać w dowolny sposób i to przesłanie płynie z obecnej sytuacji politycznej, co - jak można się domyślić - nie wpływa pozytywnie na nastroje społeczne". - Jeżeli nie wejdzie w życie traktat lizboński, będzie obowiązywał traktat nicejski, zgodnie z którym wszystkie kraje są partnerami. Doprawdy nie rozumiem, czego tu się obawiać - skonstatowała Sinnott.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2009-09-09
Autor: wa