Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Nie" dla polskich stoczni pogłębi kryzys gospodarczy

Treść

O akceptację planów restrukturyzacji polskich stoczni zaapelowali eurodeputowani PO. Ich zdaniem, polskie zakłady trzeba ratować nie tylko z uwagi na względy historyczne, ale też dlatego, że są one szansą na konkurowanie Unii Europejskiej ze stoczniami z Dalekiego Wschodu. Ponadto pewność utrzymania tysięcy miejsc pracy w polskim przemyśle okrętowym, w kontekście światowego kryzysu ekonomicznego, będzie miało charakter stabilizujący - zwolnienia zaś tylko spotęgują zagrożenia z nim związane. Także stoczniowcy ufają, że w sytuacji, kiedy w UE kolejne firmy otrzymują pomoc państwową, sprawa polskich stoczni nabierze nowego wymiaru. "Rządowe pakiety ratunkowe będące w poszczególnych krajach Unii odpowiedzią na kryzys finansowy mają charakter pomocy publicznej. Celowej i społecznie pożądanej. Tym bardziej potrzebne są takie decyzje na szczeblu wspólnotowym, które stabilizują sytuację i nie potęgują zagrożeń. Dotyczy to także polskich stoczni" - napisali w liście do szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso eurodeputowani: Jerzy Buzek, Janusz Lewandowski i Jacek Saryusz-Wolski. Według sygnatariuszy listu, akceptacja przez KE programów restrukturyzacyjnych dla polskich stoczni będzie miała - w kontekście światowego kryzysu ekonomicznego - charakter stabilizacyjny. Europosłowie odwołali się także do zaufania, jakim do tej pory Polska darzyła UE oraz podkreślili znaczenie decyzji KE w kontekście zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego. Europosłowie przypomnieli też o historycznym znaczeniu stoczni - kolebki "Solidarności", oraz podkreślili symboliczne i gospodarcze znaczenie branży stoczniowej w Polsce. Sygnatariusze przypomnieli też, że od losu stoczni w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie zależą tysiące miejsc pracy, ale nie tylko, gdyż konkurencyjna branża stoczniowa "miała być wianem, jakie Polska wnosi do europejskiej Wspólnoty" i atutem UE w rywalizacji z tanią produkcją z Dalekiego Wschodu. Tymczasem w opinii Dariusza Adamskiego, przewodniczącego Sekcji Krajowej Przemysłu Okrętowego NSZZ "Solidarność", w rozmowach toczących się z urzędnikami unijnymi jest problem polegający na merytorycznym uzasadnieniu negatywnej opinii komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes na temat polskich planów restrukturyzacji stoczni. Jego zdaniem, odsunięcie terminu wydania ostatecznej oceny programów i działania dyplomatyczne stwarzają szansę na ponowne spokojne przejrzenie dokumentów. - Chciałbym, aby dyskusja dotyczyła także konsekwencji i skutków decyzji KE. Jednak boję się, że zaczyna tu dominować doktryna administracyjna - dodał. Paradoksalnie polskim stoczniom może pomóc światowy kryzys ekonomiczny, gdyż KE może szerzej spojrzeć na temat stoczni. - Kryzys ekonomiczny, który jest sam w sobie zły, może nam pomóc, bo pojawił się dodatkowy argument. Podejmowane są błyskawiczne decyzje o pomocy publicznej, gdzie nikt nie ma programów, nie ma właściwie żadnych warunków udzielania pomocy i olbrzymie kwoty trafiają do firm prywatnych - dodał. Jednak stoczniowcy mają też dodatkowe argumenty - to wysokość pomocy publicznej udzielonej niemieckim stoczniom i zasada wspólnotowej solidarności. - Myśmy już od dawna wnosili do KE, że chcemy być traktowani na takich samych zasadach, jak były traktowane stocznie niemieckie. Przypomnę tylko, że relacje wielkości pomocy publicznej udzielonej niemieckim stoczniom do tej udzielonej polskim zakładom ma się jak 8:1 - podkreślił Adamski. W podobnym tonie wypowiada się Paweł Poncyliusz (PiS), b. wiceminister gospodarki, który uważa, że fakt udzielonej bankom pomocy stanowi dla Polski silny argument przetargowy. - To, że udzielono pomocy bankom, jest w tej chwili naszym atutem. Moim zdaniem, właśnie dlatego premier Donald Tusk odwiedza Berlin, Paryż, Brukselę i jak sądzę, próbuje negocjować na zasadzie: pomogliście swoim bankom, dajcie mi pomóc stoczniom. Także KE bardzo dobrze czuje, że negatywna decyzja dla polskich stoczni niesie za sobą skutki społeczne, a co za tym idzie, polityczne. Tu nie można więc pozwolić sobie na "machnięcie ręką" na stocznie - podkreślił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Polskie stocznie prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu doczekają się na ostateczną ocenę programów restrukturyzacyjnych złożonych 12 września br. do KE. Z dotychczasowych sygnałów płynących od unijnej komisarz ds. konkurencji wynikało, że plany, po negatywnej rekomendacji komisarz, zostaną odrzucone przez KE. To oznaczałoby konieczność zwrotu pomocy publicznej, jaką stocznie otrzymały od maja 2005 roku, a w efekcie ich bankructwo. W takim przypadku stocznie mają także zostać sprywatyzowane - jak zapewnia rząd - przy zachowaniu ciągłości zatrudnienia i produkcji. Marcin Austyn "Nasz Dziennik" 2008-10-11

Autor: wa