Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie damy się zastraszyć

Treść

Główna manifestacja "Solidarności" w ramach ogólnopolskiej akcji protestacyjnej przeciwko antyspołecznej polityce rządu SLD - UP odbyła się w Warszawie. W proteście z zapalonymi zniczami udział wzięli nie tylko pracownicy stołecznych zakładów, ale również przedstawiciele służby zdrowia, służb komunalnych, komunikacji miejskiej, a także emeryci, renciści i niepełnosprawni.
Manifestanci przed ministerstwem gospodarki, Sejmem i Kancelarią Premiera żądali ochrony praw najuboższych, obrony prawa do wynagrodzenia, przywrócenia świadczeń przedemerytalnych, prawa do zrzeszania się. - Albo dialog będzie rzetelny i uczciwy, albo będziemy rozmawiali na ulicach - powiedziała Maria Ochman, przewodnicząca Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność". Zauważyła, że jak dotychczas antyspołeczna polityka SLD - UP ich do tego zmusza. Związkowcy z NSZZ "Solidarność" Regionu Mazowsze złożyli u wicepremiera Jerzego Hausnera petycję, w której domagają się m.in. podjęcia dialogu społecznego, bezwzględnej ochrony wypłaty wynagrodzeń i odstąpienia od cięć budżetowych w wydatkach socjalnych. W piśmie przypomnieli, że wprawdzie kończą pierwszy etap protestów, ale są przygotowani do dalszej walki o swoje prawa.

Trumna dla koalicji
W Białymstoku około czterystu członków podlaskiej "Solidarności" pikietowało przed urzędem wojewódzkim. Następnie manifestanci przeszli spod urzędu na duże rondo w centrum miasta i chodzili wokół niego po przejściach dla pieszych, paraliżując całkowicie przez około pół godziny ruch samochodowy.
Przed urzędem związkowcy ustawili trumnę pomalowaną na czerwono, widniał na niej napis SLD - UP. Wojewoda podlaski Marek Strzaliński nie wyszedł do związkowców. Ci jednak przekazali mu przez pośredników swoje postulaty. Tak jak wszędzie są nimi: bezwzględna ochrona wypłat wynagrodzeń dla pracowników, podjęcie przez rząd skutecznych działań dla zatrzymania szalejącego bezrobocia i przywrócenie zasiłków przedemerytalnych. W końcu zebrani spalili trumnę, po czym rozeszli się spokojnie do domów lub czekających na nich autokarów.

Plan Hausnera nie do przyjęcia
Przed Pomorski Urząd Wojewódzki w Gdańsku przyszło około dwustu związkowców, m.in. stoczniowcy, kolejarze, cukrownicy, plantatorzy, pracownicy służby zdrowia, oświaty i zarządu portu.
Stoczniowcy i portowcy domagają się m.in. jasnej polityki państwa wobec przemysłu stoczniowego i gospodarki morskiej. Sprzeciwiają się w planom Hausnera podniesienia wieku emerytalnego kobiet, wprowadzenia niekorzystnych zasad waloryzacji rent i emerytur oraz stopniowej likwidacji świadczeń przedemerytalnych, a także zaostrzenia zasad przyznawania rent i obniżenia zasiłków chorobowych do 70 proc. Niepokój związkowców wywołuje też zapowiedź redukcji wydatków na osoby korzystające z opieki społecznej, na osoby niepełnosprawne, na pracowników niektórych branż, m.in. górników, nauczycieli. Związkowcy tłumaczą, że koalicja SLD - UP przeprowadza systematycznie ograniczanie praw pracowniczych. Znowelizowano kodeks pracy, a zmiany pogorszyły i tak złą sytuację pracowników. Wprowadzono nieograniczoną liczbę umów na czas określony, pozbawiono pracowników zapłaty za pierwszy dzień zwolnienia lekarskiego, zmniejszono stawki za godziny nadliczbowe.

Ludzie nie liczby!
W Małopolsce podobne manifestacje odbyły się m.in. przed szpitalem w Olkuszu, zakładem Mlekovita w Zakopanem i przed Zakładami Azotowymi w Tarnowie. W samym Krakowie w proteście uczestniczyło około półtora tysiąca osób: górnicy, hutnicy, nauczyciele, lekarze i pielęgniarki. Manifestujący dali wyraz swojemu niezadowoleniu z antyspołecznej polityki rządu Leszka Millera. Protest przebiegał głośno, jednak pokojowo; trwał godzinę. Na kilkanaście minut związkowcy zablokowali ruch przed urzędem wojewódzkim, gdzie przyszli złożyć swoją petycję. - Jesteśmy tu dlatego, że łamane są prawa związkowe, nie są wypłacane pensje pracownikom, zabierane są wszelkie uprawnienia, choćby do zasiłków przedemerytalnych, nie powstają etaty obiecane podczas zmian w kodeksie pracy. Kodeks się zmienił, a z tego powodu nie powstało ani jedno miejsce pracy. Zdesperowani ludzie mają tego już serdecznie dość - powiedział nam Zbigniew Kowalik, wiceprzewodniczący Zarządu Regionu Małopolska NSZZ "Solidarność".

W Polsce nie ma ludzi niepotrzebnych
Mimo szykan ze strony dyrekcji lubelskiej TVP3, która odmówiła wyemitowania płatnej informacji o terminie i celu protestu "Solidarności", ulicami Lublina, Zamościa, Kraśnika i Puław przeszło zdaniem związkowców ponad 4 tys. osób protestujących przeciwko antyspołecznej polityce rządu Leszka Millera.
Główne manifestacje z udziałem władz regionalnych związku odbyły się w Zamościu i Lublinie. Przytaczając punkt dotyczący poprawy warunków inwestowania przez rozwój budownictwa mieszkaniowego, związkowcy napisali: "W Zamościu w tym czasie ogłosił upadłość Kombinat Budowlany mający prywatnego właściciela, Zamojska Fabryka Domów boryka się z bardzo dużymi problemami, a mniejsze prywatne firmy budowlane są zamykane z braku zamówień. Zauważa się wyraźny regres w budownictwie, a w tym czasie Sejm likwiduje ulgę podatkową na budowę i remont mieszkań i wprowadza 22% podatek VAT na materiały budowlane".
Związkowcy zwrócili uwagę na katastrofalne skutki polityki rządu dla mieszkańców dawnego województwa zamojskiego. Zdaniem Andrzeja Olborskiego, szefa zamojskiej "Solidarności", bieda w regionie sięgnęła dna. W Zamościu ośrodki pomocy społecznej wypłacają bezrobotnym zasiłki w wysokości 150-250 zł dla całych rodzin.
W Lublinie manifestacja rozpoczęła się od złożenia kwiatów przed pomnikiem ks. Jerzego Popiełuszki. Tym razem manifestanci nie chcieli spotykać się z wojewodą. Związkowcy powiesili na drzwiach wejściowych do urzędu list otwarty, w którym napisali m.in., że "koncepcja działania rządu opiera się na zasadzie, iż w Polsce są ludzie niepotrzebni". Na tablicach urzędu umieszczono napis: "Rządowe Centrum Dobijania Zwykłych Ludzi - Filia w Lublinie".

Obiecał, nie dotrzymał
Blisko 3,5 tys. osób zgromadziło się wczoraj w Łodzi, by wyrazić swoje niezadowolenie z polityki rządu Leszka Millera. Manifestanci reprezentowali prawie wszystkie regiony woj. łódzkiego - Sieradz, Zduńską Wolę, Pabianice, Kutno, Radomsko, Zgierz, Ozorków. Byli przedstawiciele prawie wszystkich zawodów: lekarze z zadłużonego szpitala w Kutnie, pracownicy łódzkiego ambulatorium przy pogotowiu, nauczyciele, pracownicy wyższych uczelni, bezrobotni, emeryci, renciści. Przyszli byli pracownicy Uniontexu. - Może nam premier Miller powie, za co mamy utrzymać nasze rodziny? - pytali. Na czele manifestacji niesiono trumnę, w której symbolicznie złożono polski rząd. Podczas przemarszu do pikietujących dołączali przechodnie, którzy w większości poparli wczorajszą akcję.

W kolejce do likwidacji
Wyprzedaż polskiej ziemi i przedsiębiorstw oraz doprowadzenie do nędzy tysięcy rodzin zarzucali premierowi związkowcy i pracownicy wielkopolskich przedsiębiorstw. - Jesteśmy na najprostszej drodze do likwidacji polskich kolei. Sposób finansowania kolei, również tych regionalnych, prowadzi nas do bankructwa. W momencie wejścia do UE w przyszłym roku spółki typu PKP Cargo mają zostać sprywatyzowane, ale nie są przygotowane do tego, by stawić czoła dotowanej europejskiej konkurencji. Efektem będzie upadłość i bankructwo. Już dziś likwidowana jest część przewozów regionalnych - mówiła Katarzyna Wieczorek, przewodnicząca sekcji kolejowej NSZZ "Solidarność".
Reformę kolei bardzo dotkliwie odczują wielkopolanie. Już od połowy grudnia przestanie kursować znaczna liczba dotychczasowych pociągów, a ilość połączeń regionalnych zostanie zdecydowanie zmniejszona. Trudno będzie dojechać m.in. z Poznania do Gniezna, Leszna czy Kalisza. Z mapy połączeń kolejowych w Wielkopolsce zniknie 14 pociągów, a prawie 40 innych jest zagrożonych likwidacją.
Robert Popielewicz, Adam Białous, Justyna Jaroszewicz, Marcin Austyn, Adam Kruczek, Anna Surowiec-Skopinska, Wojciech Wybranowski
Nasz Dziennik 27-11-2003

Autor: DW