Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie chodzi o klimat, ale o pieniądze

Treść

Krajom zachodnim, dążącym do restrykcyjnych redukcji emisji CO2, zależy na zniszczeniu tradycyjnej energetyki węglowej w takich krajach jak Polska - uważają liderzy "Solidarności" reprezentujący branże: górniczą i energetyczną. Jak zaznaczają, proponowane na szczycie klimatycznym w Kopenhadze rozwiązania nie mają wiele wspólnego z ekologią. Francja, Wielka Brytania czy Niemcy produkują droższą od węglowej energię atomową i robią wszystko, żeby podrożała także produkcja prądu w konwencjonalnych elektrowniach, bo po uwolnieniu cen energii nie byliby konkurencyjni.



Podczas szczytu energetycznego w Kopenhadze Francja i Wielka Brytania forsowały ideę zwiększenia redukcji CO2 przez kraje europejskie z 20 do 30 procent do 2020 roku oraz do 50 procent w 2050 roku (w stosunku do emisji z 1990 roku). Pojawiały się też pomysły, by liczby te dla bogatszych krajów były jeszcze wyższe. Polskę za 10 lat obowiązywałby 30-procentowy pułap redukcji dwutlenku węgla. - Te założenia są dla nas tragiczne. Francja i Wielka Brytania chcą ograniczyć emisję CO2, ponieważ znacząca część ich energii elektrycznej (np. we Francji 90 proc.) pochodzi z elektrowni jądrowych, a ta jest zdecydowanie droższa niż z elektrowni węglowych. Kiedy przyjdzie wolny rynek energii, kraje te będą mieć trudności ze sprzedażą energii. Dlatego robią wszystko, by spowodować nieopłacalność produkcji energii elektrycznej powstającej z węgla. Tu chodzi wyłącznie o biznes - powiedział Kazimierz Grajcarek, przewodniczący Sekcji Górnictwa i Energetyki NSZZ "Solidarność". Jak zaznaczył, nie jest przypadkiem, że obecnie zielone technologie oraz te podwyższające sprawność urządzeń energetycznych i obniżające emisję CO2 mają m.in. Niemcy, Brytyjczycy czy Francuzi, którzy najmocniej walczą o większą redukcję emisji dwutlenku węgla.

Tymczasem w ocenie "S", przyjęcie restrykcyjnej polityki klimatycznej dla Polski oznacza likwidację tysięcy miejsc pracy w kopalniach, wprowadzenie energetyki jądrowej i technologii, którymi nie dysponujemy.

Podobnie problem ocenił Dominik Kolorz, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ "Solidarność". Jak przypomniał, według szacunków specjalistów w skali całej Unii w latach 2012-2020 wprowadzenie pakietu klimatycznego oznaczać będzie utratę miliona miejsc pracy. W zamian powstanie jedynie 250 tys. nowych, "zielonych" miejsc pracy. Problem nie ominie Polski. - Nasz system paliwowo-energetyczny jest specyficzny. Odmienny od tego, który funkcjonuje w najbogatszych krajach Unii. Wprowadzanie pakietu klimatycznego w proponowanym kształcie oznaczałoby ekologiczną rewolucję bogatych przeprowadzoną kosztem słabszych gospodarczo krajów, w tym właśnie Polski - zauważył Kolorz.

Wzrosną też ceny energii - w najbliższym dziesięcioleciu nawet o 100 procent. - To oznacza, że nasza gospodarka nie będzie konkurencyjna. Europa z niewiadomych przyczyn strzela sobie w kolano. Przecież samodzielne działania UE w zakresie ograniczeń CO2 nic nie zmienią. Skorzystają na tym tylko takie gospodarki, jak chińska czy indyjska - podkreślił Grajcarek.

Ponadto likwidacja kopalń oznacza rezygnację z bezpieczeństwa energetycznego kraju. - Polska obecnie nie jest w stanie zapewnić sobie paliwa gazowego z własnych źródeł, a paliwa jądrowego w ogóle nie posiadamy. Po kilkunastu latach okaże się, że badania naukowców co do CO2 były błędne. Wówczas znowu będziemy kupować z Rosji surowce energetyczne, tym razem węgiel - dodał Grajcarek.

- Szczyt klimatyczny w Kopenhadze to wielka walka i wielkie pieniądze - stwierdził też prof. Jan Szyszko, poseł PiS, były minister środowiska w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Prawo i Sprawiedliwość wystosowało wczoraj apel do rządu, by wydał oficjalny komunikat, który zmusiłby Komisję Europejską do opublikowania danych pokazujących, które kraje spełniają wymogi protokołu z Kioto, które dokonały redukcji emisji CO2, a które się od tego uchylały. Ma to pokazać, że to nie Polska jest "głównym trucicielem atmosfery", jak chciano by ją na szczycie zaklasyfikować.

W przekonaniu prof. Szyszko, w Kopenhadze nasz kraj przegrywa swoją wielką szansę gospodarczą. Błędem jest już to, że na czele polskiej delegacji stoi Tomasz Chruszczow, dyrektor Departamentu Zmian Klimatu i Ochrony Atmosfery w resorcie środowiska, podczas gdy w skład innych delegacji wchodzą ministrowie środowiska, często także gospodarki i spraw zagranicznych, a nawet premierzy. - Polski negocjator nie będzie miał nawet prawa siąść przy herbacie z tymi delegatami - ironizował prof. Szyszko.

Marcin Austyn, Amb

Nasz Dziennik 2009-12-12

Autor: wa