Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie chcą przykładać ręki do śmierci

Treść

Wielu farmaceutów sprzeciwia się realizowaniu recept z przepisanymi przez lekarzy preparatami Postinor Duo czy Escapelle. Jak podkreślają, choć specyfiki te znajdują się na liście środków antykoncepcyjnych, to powszechnie wiadomo, że mają one również działanie wczesnoporonne. Wiceminister zdrowia Bolesław Piecha przyznaje, że wszelkie obawy, które pojawiają się wobec tych preparatów - są słuszne. Polska podlega jednak rejestracji leków, która obowiązuje w całej Unii Europejskiej. Nie możemy zatem nic z tym zrobić. Innego zdania są lekarze: Hanna Wujkowska, doradca ds. promocji życia w Ministerstwie Edukacji Narodowej, czy poseł Dariusz Kłeczek (PR). W ich przekonaniu, farmaceuci, podobnie jak lekarze, powinni mieć prawo odwoływania się do klauzuli sumienia w przypadku, gdy podjęte przez nich działania godziłyby w zdrowie czy życie człowieka.



- Środki wczesnoporonne są w Polsce nielegalne i prawnie zabronione - podkreśla Tomasz Kondej, pracownik apteki w Międzylesiu, który odmawia ich sprzedaży. W aptekach są jednak dostępne preparaty, które mają działanie wczesnoporonne, ale nie są zakwalifikowane jako środki wczesnoporonne. - Formalnie są to "produkty lecznicze dopuszczone do obrotu na terenie Rzeczypospolitej Polskiej", nazywane - na ulotce - środkami do antykoncepcji "doraźnej" lub antykoncepcji "po", "after pill" albo "pigułkami dnia następnego". Na polskim rynku taki status mają preparaty Postinor Duo oraz Escapelle - wyjaśnia Kondej. Jak dodaje, pracownicy aptek często spotykają się z naciskami ze strony przełożonych, którzy argumentują, że skoro środki te są zarejestrowane, to nie można odmówić ich sprzedaży.
Kondejowi sumienie nie pozwala na to, aby te "leki" sprzedawać. - Nawet lekarzowi nie każe się wykonywać aborcji, dlaczego farmaceucie ma być nakazane sprzedawanie środka "uniemożliwiającego zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki jajowej w macicy", czyli nazwijmy rzeczy po imieniu - morderstwa? - pyta.
Wysocy urzędnicy resortu zdrowia twierdzą, że w tej sytuacji są bezradni. - Wskazania i domniemania, które pokazują się wobec tych środków, są słuszne. Wiadomo, że Postinor Duo może również działać wczesnoporonnie, gdyż jest preparatem estrogenowym, ale może być zastosowany również w innych sytuacjach - mówi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. Jednocześnie podkreśla, że Polska jest związana "rejestracją leków". - Jeżeli ktoś z jakiegokolwiek państwa Unii Europejskiej zgłosi zarejestrowany centralnie preparat, to my nie mamy możliwości wyrzucenia go - argumentuje.
Zdaniem Hanny Wujkowskiej, doradcy ds. promocji życia w MEN, środki o działaniu wczesnoporonnym są zarejestrowane niezgodnie ze stanem faktycznym, a farmaceuci mają prawo odwoływać się do własnego sumienia. - Największą rolę odgrywać tu powinna wiedza i edukacja ludzi, którzy idą po takie środki. Jeżeli kobieta chce zabić własne dziecko, to je zabije; jeżeli kobieta nie ma wiedzy na ten temat i będzie w dalszym ciągu myślała, że to, co się w niej poczęło, nie jest życiem, nie jest święte, nie jest wielkim darem i w dodatku jest to przez nią niezaakceptowane - to będzie szukała wszelkich sposobów, żeby się pozbyć tego człowieka - wskazuje.

Nie każdy farmaceutyk jest lekiem
- Fakt, że środki wczesnoporonne są na liście środków antykoncepcyjnych, jest dużym nieporozumieniem - uważa poseł Dariusz Kłeczek (PR). - Nie każdy środek farmaceutyczny jest lekiem, gdyż lek to taki środek farmaceutyczny, który leczy konkretną chorobę, pomaga w diagnozowaniu lub zapobiega chorobie - tłumaczy. Niektóre środki farmaceutyczne wykraczają poza strefę działania opisaną przez producenta.
- Jeżeli życie ludzkie zaczyna się w chwili poczęcia - o czym dowiadują się już dzieci w czwartej klasie szkoły podstawowej - to każdy z nas musi zdawać sobie sprawę z tego, że środek podany po fakcie poczęcia niszczy już powstałe życie ludzkie - i to nieważne, czy jeszcze przed, czy już po zagnieżdżeniu w jamie macicy - wskazuje poseł Dariusz Kłeczek. Jego zdaniem, farmaceuci powinni mieć prawo decydowania, czy będą mieć takie preparaty w swoich aptekach. Z prawa do sprzeciwu sumienia korzystają przecież lekarze. - W przypadku Postinoru Duo sytuacja jest o tyle oczywista, że środek ten stosuje się kilkadziesiąt godzin po współżyciu, a więc również w sytuacji, w której już doszło do poczęcia dziecka - podkreśla. Poseł zauważa, że pozornym rozwiązaniem jest odmowa jednego z pracowników apteki i realizacja recepty przez innego. - Problem odmowy do posiadania na składzie i w sprzedaży pewnych środków, w tym środków wczesnoporonnych, powinien dotyczyć już właściciela apteki, który musi mieć na stanie wszystkie środki dopuszczone do obrotu - stwierdza.

Zburzony spokój sumienia
Wielu farmaceutów jest niezadowolonych ze sprzedaży tych preparatów. Edward Stanek, który pracuje w Poniatowej, mówi, że nie ma takiego rozporządzenia, które zmusiłoby go do posiadania np. Postinoru Duo. - Ten specyfik ma być stosowany natychmiast, więc przychodzi pani, a ja odsyłam ją do innej apteki - relacjonuje. Przepis mówi wyraźnie, że dana apteka nie musi mieć takiego środka, wystarczy wskazanie apteki, która w najbliższej okolicy może go posiadać. W aptece Edwarda Stanka nie można dostać Postinoru. - To jest ewidentnie środek poronny. Apteka ma wyłącznie obowiązek wydania leków zarejestrowanych na liście podstawowej i uzupełniającej, a pozostałych leków jest jeszcze kilkadziesiąt tysięcy. W moim odczuciu prowadzenie Postinoru nie jest obligatoryjne dla apteki i ja tego nie sprowadzam - przyznaje.
Z kolei Agnieszka Łukasiak na początku swojej pracy nie zastanawiała się nad działaniem Postinoru. - Im więcej mieliśmy informacji, tym bardziej rozumieliśmy jego działanie - zniszczenie poczętego już życia lub niedopuszczenie do zapłodnienia - mówi. Ta wiedza pomogła jej podjąć decyzję. - Ja po prostu nie chciałabym przykładać ręki do czyjejś śmierci, a ponieważ ten środek może nie dopuścić do rozwoju zapłodnionej komórki jajowej, to ja nie chcę takiego środka sprzedawać - podkreśla. I dodaje: - Może to brzmi ostro, ale uważam, że niedopuszczenie do rozwoju zapłodnionej komórki można nazwać jej uśmierceniem, a w konsekwencji - uśmierceniem człowieka.
Rozumie to również Jolanta Kozak, która pracuje w jednej z warszawskich aptek. - Realizowanie takich recept to dla mnie ogromny problem natury moralnej, sumienia i poczucia winy, iż mogłabym przyłożyć rękę do zabicia dziecka. Nie cierpię takich recept. Zdarzyło mi się kiedyś zrealizować taką receptę i rzeczywiście uspokojenia sumienia doznałam dopiero w konfesjonale. W momencie gdy trafia do mnie taka recepta, staram się wyjaśnić, że środka nie ma, choć nie jest to do końca rozwiązanie, ponieważ kobieta, jeśli przynosi taką receptę, jest zdeterminowana, ona już decyzję podjęła, przekonała do niej lekarza i w tej czy innej aptece środek wykupi. Ale niewątpliwie dla mnie samej jest to potworne - mówi farmaceutka.
Dlaczego ginekolodzy przepisują te środki? Andrzej Lewandowicz, lekarz, który sam recept na takie preparaty nie przepisuje, nie ma wątpliwości, że ginekolodzy wiedzą, iż Postinor to preparat wczesnoporonny - "a mimo tego wielu z nich fakt ten zakrywa milczeniem". Co do Escapelle, z oburzeniem stwierdza, że prowadzona jest swoista akcja dezinformacyjna. - Wyjątkowo perfidnym kłamstwem jest zestawienie, jakie znalazłem na jednym z portali dla... studentów: "Co więcej, Escapelle nie powoduje przerywania ciąży. Jeśli preparat zostanie przyjęty zbyt późno, kiedy dojdzie już do zagnieżdżenia zapłodnionej komórki jajowej w ściance macicy, nie spowoduje jej usunięcia. Zadziała wspomagająco na rozpoczętą ciążę i stanie się jej sprzymierzeńcem". Jednym słowem, gdy zostanie przyjęty "na czas", uniemożliwi zagnieżdżenie zapłodnionej komórki jajowej, a więc spowoduje poronienie, co autorzy tekstu pokrętnie ukrywają - podkreśla doktor Lewandowicz.
W Wielkiej Brytanii sytuacja jest jeszcze trudniejsza. - Postinor można kupić bez recepty. Uważam, że jest to ważnym ostrzeżeniem dla polskiego lobby farmaceutycznego, żeby nie dopuścić w Polsce do takiej sytuacji - przestrzega Izabela Kocan, pracująca na południu Anglii. Jak dodaje, sama odmawia sprzedaży tych preparatów bez recepty. Jednak gdy pojawi się pacjent z receptą, musi ją zrealizować. Zanim jednak to zrobi, dokładnie informuje kobiety o działaniu pigułki, aby zastanowiły się nad tym, co chcą zrobić.
Magdalena M. Stawarska
"Nasz Dziennik" 2007-06-09

Autor: wa