Nie chcą płacić za błędy bankierów
Treść
Tysiące osób z niemal wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej przemaszerowało wczoraj ulicami Brukseli, aby zaprotestować przeciwko planom oszczędnościowym zaproponowanym przez rządy państw członkowskich. Przedstawiciele Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych (ETUC) podkreślają, że to właśnie klasa pracująca będzie tą warstwą społeczeństwa, która najbardziej ucierpi w wyniku ogólnoeuropejskiego "zaciskania pasa". Budżetowe cięcia są w krajach członkowskich spowodowane głównie wymogami stawianymi przez Komisję Europejską, stąd też największy protest odbył się w mieście będącym jej siedzibą.
Do strajku generalnego doszło wczoraj w Hiszpanii, protesty w sprawie oszczędności odbyły się także w Grecji, we Włoszech, w Irlandii, Serbii, na Łotwie, a także w Polsce. Wszystkie wymienione państwa zostały zmuszone do wprowadzenia cięć budżetowych w związku z powiększającym się zadłużeniem. W większości przypadków, aby nie powiększać zadłużenia, decydowano się na zmniejszenie zatrudnienia, cięcia płac i emerytur. W Grecji i Irlandii poziom bezrobocia już przekroczył 10 proc., natomiast w Hiszpanii liczba osób niemających zatrudnienia zwiększyła się dwukrotnie w ciągu zaledwie trzech ostatnich lat. Związki zawodowe w Hiszpanii rozpoczęły strajk generalny od przemarszu ulicami Madrytu. Już od północy trwały demonstracje i pikiety, które sparaliżowały centrum stolicy. Mniejsze protesty odbyły się także w Barcelonie. Protest został zorganizowany przez dwa największe związki zawodowe Hiszpanii: Związkową Konfederację Komisji Robotniczych (CC.OO) oraz Powszechne Zrzeszenie Pracowników Hiszpanii (UGT). Ustalono, że odbędzie się 25 proc. lotów między głównymi miastami Hiszpanii oraz będzie kursować 20 proc. szybkich pociągów. Ma też zostać zagwarantowanych 40 proc. lotów międzykontynentalnych.
- Istnieją powody, które w chwili obecnej usprawiedliwiają niezadowolenie pracowników. Środki, o których mówi ustawa o reformie rynku pracy, nie przezwyciężą sytuacji niepewności w zatrudnieniu, ale wręcz przeciwnie - pogłębią ją. Pracownicy będą bardziej bezbronni wobec umów o pracę - powiedziała María del Pino Jiménez, przewodnicząca HOAC (Hermandad Obrera de Acción Católica - Bractwo Robotnicze Akcji Katolickiej). - Uważamy, że przyczyną kryzysu jest chęć zysku wielkich przedsiębiorstw i instytucji finansowych (...), a także to, że żyliśmy ponad nasze możliwości. Reforma nie przezwycięży kryzysu. Należałoby uregulować rynki finansowe oraz reaktywować ekonomię, podkreśliła María del Pino Jiménez.
Jest to pierwszy strajk za rządów premiera José Luisa Zapatero. Związkowcy byli krytykowani za bierność i uległość wobec rządu socjalistów, który rokrocznie przeznaczał ogromne sumy na ich działalność. Wiele organizacji kościelnych wyraziło poparcie dla żądań pracowników. Z drugiej jednak strony podkreślają rezerwę wobec organizatorów manifestacji.
Hiszpania przeżywa głęboki kryzys gospodarczy przy 20-procentowym bezrobociu i nikłych szansach na jego istotne obniżenie w ciągu najbliższego roku.
Inną receptę na rosnące zadłużenie próbują stosować Brytyjczycy. Rząd na Wyspach chce ograniczyć wydatki budżetowe o 25 proc., w tym także na zbrojenia, co już wywołało falę krytyki wewnątrz państwa. Z kolei Francja planuje wydostać się z kłopotów poprzez podniesienie minimalnego wieku emerytalnego. Także władze nad Sekwaną musiały wczoraj borykać się z niezadowoleniem protestujących związkowców.
100 tysięcy na ulicach Brukseli
ETUC poinformowała, że w proteście na ulicach Brukseli wzięło udział nawet 100 tys. osób ze wszystkich państw członkowskich. Jak podkreślali protestujący, zebrali się w stolicy Belgii po to, aby głośno powiedzieć, że wszystkie podejmowane kroki oszczędnościowe mogą wpędzić całą Europę w recesję. Związkowcy przypominają, że ostatni kryzys finansowy doprowadził do najwyższego poziomu bezrobocia na Starym Kontynencie od 1930 roku. Zaznaczają, że w Europie bez pracy pozostają blisko 23 miliony osób. W ich opinii, sposób, w jaki obecne rządy chcą radzić sobie ze skutkami kryzysu i rosnącym zadłużeniem, nie jest dobry, gdyż jedynym jego rezultatem będzie powiększanie się liczby bezrobotnych. "Nie my wywołaliśmy ten kryzys. Rachunek za jego wywołanie powinny teraz spłacać banki, nie zaś pracownicy" - napisała ETUC w oficjalnym oświadczeniu wydanym w dniu protestu. Sprzeciwiając się zwolnieniom, protestujący domagali się zapewnienia stabilnych warunków pracy, lepszych zabezpieczeń socjalnych oraz lepszych płac.
Podobne żądania pojawiały się niemal we wszystkich państwach objętych protestami. Związkowcy jednogłośnie stwierdzali, że nie mają zamiaru płacić za błędy bankierów i światowej finansjery. Jak podkreślają ekonomiści, w wielu krajach członkowskich wciąż nie przywrócono równowagi, która została zachwiana przez ostatni kryzys. Działania regenerujące gospodarkę są bardzo powolne, zaś gdzieniegdzie nawet się jeszcze nie rozpoczęły. W wielu przypadkach trwa debata, czy lepszym wyjściem z kryzysu będą pakiety stymulujące gospodarkę na wzór Stanów Zjednoczonych czy Niemiec, czy też drastyczne cięcia budżetowe.
Jaka recepta na sukces?
Lewicowy rząd Hiszpanii José Luisa Zapatery już zatwierdził budżet na przyszły rok, w którym zawarł podniesienie podatków dla najbogatszych oraz cięcia wydatków z budżetu na poziomie 8 procent. Madryt, odpowiadając na wymogi Brukseli, zapowiedział zmniejszenie deficytu budżetowego do 6 proc. w nadchodzącym roku, przy jednoczesnym zwiększeniu wzrostu produktu krajowego do poziomu sprzed kryzysu, czyli ok. 11 procent. Pensje pracowników sfery budżetowej mają zostać obcięte o 5 proc., zaś podniesienie podatków o 1 proc. dotknie osoby zarabiające powyżej 120 tys. euro rocznie. Oszczędzać postanowiono także na rodzinach. Od przyszłego roku rodziny nie otrzymają już 2500 euro tzw. becikowego. Poziom bezrobocia w Hiszpanii wynosi obecnie blisko 20 proc., co jest liczbą dwukrotnie wyższą niż jeszcze w roku 2007.
Wyjątkowo trudne zadanie w kwestii wyjścia z kryzysu czeka Grecję. Aby otrzymać z UE oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego pakiet stymulujący w wysokości 110 miliardów euro, Ateny już wcześniej musiały zgodzić się na drastyczne cięcia. Pieniądze z Brukseli mają posłużyć do zmniejszenia deficytu budżetowego, który osiągnął poziom 13,6 procent. Zgoda, jaką wyraził grecki rząd na przyjęcie unijnych warunków, od samego początku wywołuje na Peloponezie liczne protesty, strajki i demonstracje, w czasie których niejednokrotnie dochodziło do starć z policją. Związkowcom w szczególności nie odpowiada zapowiedziane zwiększenie wieku emerytalnego, a także podniesienie licznych podatków przy jednoczesnym zamrożeniu pensji i obcięciu premii. Władze w Atenach podniosły m.in. VAT z 19 do 23 proc., a także podatki na paliwo, alkohol i papierosy o 10 procent.
Także Włosi chcą zmniejszyć w znaczącym stopniu swoje wydatki. Cięcia mają przynieść im aż 24 miliardy euro oszczędności. Rząd Berlusconiego planuje w pierwszym rzędzie zaoszczędzić na sektorze publicznym. Pensje urzędników zostaną zamrożone, nie będzie także nowych zatrudnień w tej gałęzi. Aż pięciu odchodzących na emeryturę pracowników budżetówki ma zastępować jeden nowy. Obcięte zostanie także dofinansowanie dla władz regionalnych o mniej więcej 13 miliardów euro. Premier wczoraj chwalił swoich podwładnych, podkreślając, że jego krajowi udało się wyjątkowo łatwo pokonać kryzys. - Uniknęliśmy masowych zwolnień, ochroniliśmy pracowników najbardziej dotkniętych kryzysem. Rząd ma zasługi w tym, że nie popełnił błędu powiększenia deficytu - mówił Berlusconi.
Na wydatkach władz krajowych chcą oszczędzać także Brytyjczycy. Według zapisów przyszłorocznego budżetu, wiele agencji rządowych będzie musiało zadowolić się dużo niższymi kwotami niż dotychczas. Najbardziej ucierpi Departament Biznesu, Innowacji i Umiejętności, który dostanie aż 836 milionów funtów mniej. To, co jednak szczególnie niepokoi dużą część opinii publicznej, to zapowiedziane przez rząd Davida Camerona ograniczenie wydatków na wojsko. Minister Obrony Liam Fox napisał w liście otwartym do premiera, że redukcja wydatków na zbrojenia będzie miała "poważne konsekwencje" dla rządu i sytuacji w Królewskich Siłach Zbrojnych. Fox stwierdził, że w kontekście działań wojennych, w których nadal bierze udział armia brytyjska, zabieranie jej pieniędzy naraża na szwank jej reputację, grozi utratą uzyskanego do tej pory kapitału oraz upadkiem morale. Jak przypomniał, brytyjski kontyngent w Afganistanie - drugi co do wielkości po amerykańskim, liczący 9,5 tys. żołnierzy, już za poprzedniego rządu narzekał na niedostateczne wyposażenie tamtejszych sił, zwłaszcza na brak śmigłowców. W jego opinii, podejmowanie cięć na tym polu jeszcze bardziej naraża bezpieczeństwo żołnierzy tam stacjonujących.
Francja patrzy na cięcia z optymizmem
Rząd francuski zaprezentował wczoraj w Zgromadzeniu Narodowym ustawę budżetową na 2011 r., która przewiduje duże oszczędności i podwyżkę podatków. Rząd chce zmniejszyć obecne 7,8 proc. deficytu do 6 proc. w roku 2011 i do 3 proc. w roku 2013. Także Francja zmuszona jest do obniżenia deficytu głównie wymogami Brukseli i presją rynków finansowych, by mogła podołać spłacie swojego zadłużenia. W roku przyszłym spłata odsetek od długu stanie się najważniejszym wydatkiem i po raz pierwszy przekroczy nakłady na szkolnictwo, które dotąd pochłaniało największą część budżetu. Rząd ogłosił zakończenie kosztownego programu ożywienia koniunktury gospodarczej i liczy, że wyniesie ona w tym roku 1,5 proc., a w roku przyszłym - 2 proc., co - zdaniem ekonomistów - jest zbyt optymistyczne.
Według założeń ustawy budżetowej, wydatki państwa mają zmniejszyć się o 7 mld euro, przy jednoczesnym wzroście o 10 mld dochodu z racji likwidacji przywilejów podatkowych. Wzrosną m.in. opłaty za internet, ubezpieczenia chorobowe. Jednocześnie kontynuowane ma być zastępowanie jednym funkcjonariuszem dwóch odchodzących na emerytury, co oznacza likwidację 31 tys. 400 stanowisk pracy w administracji państwowej w roku 2011. Trudniejsza też będzie sytuacja samorządów lokalnych, dla których rząd zamrozi na trzy lata dotacje, jakie otrzymują z budżetu. W sytuacji, kiedy prezydent Nicolas Sarkozy wciąż powtarza, że jest przeciwny zwiększaniu podatków, dla socjalistycznej opozycji obecne posunięcia temu całkowicie przeczą, bo wzrost podatków będzie największy od 1995 roku.
Łukasz Sianożęcki
Współpraca Franciszek L. Ćwik, Caen
o. Marek Raczkiewicz CSsR
Nasz Dziennik 2010-09-30
Autor: jc