Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie chcą mieszkać pod napięciem

Treść

Mieszkańcy podpoznańskiej miejscowości Kamionki protestują przeciwko budowie w bezpośrednim sąsiedztwie ich domów największej w Polsce elektroenergetycznej linii przesyłowej.

Przed oknami domostw staną gigantyczne, 70-metrowe słupy, z uwagi na bliskość lotniska pomalowane w biało-czerwone pasy i zabezpieczone pulsującymi dzień i noc światełkami na szczycie. Zawiśnie na nich blisko 30 nitek kabli elektrycznych, które - jonizując powietrze dookoła - będą wydawać charakterystyczny głośny szum. Pole szkodliwego oddziaływania elektromagnetycznego takiej linii wynosi ok. 600 m, a w Kamionkach będzie ona oddalona od najbliższych zabudowań o nieco ponad 100 metrów. W najbardziej ustronnej, śródleśnej części osiedla domy będą otoczone linią z trzech stron. A właśnie właściciele tych działek zdecydowali się zapłacić wyższą cenę za grunty, by zamieszkać w oddaleniu od istniejącej starej linii przesyłowej, o wielokrotnie mniejszym napięciu. Chcieli spokoju? Mają wojnę.
Promieniowanie elektromagnetyczne, zarówno to emitowane przez sieć trakcyjną, jak i telefony komórkowe czy anteny, przyczynia się, według niezależnych ekspertów, do chorób układu limfatycznego, może również powodować białaczkę i guzy mózgu, a podejrzewane jest także o wywoływanie bezpłodności. Pełne skutki tego nowego dla środowiska czynnika poznamy jednak dopiero po pokoleniu - twierdzi jeden z naszych ekspertów ds. środowiska naturalnego, pragnący zachować anonimowość.

Zdecydował samorząd
Wiadomość o inwestycji dotarła do mieszkańców Kamionki i sąsiedniego Borówca z opóźnieniem i - jak twierdzą zainteresowani - przez przypadek. Otrzymali ją dopiero w chwili, kiedy inwestor - PSE (Polskie Sieci Elektroenergetyczne), wystąpił o pozwolenie na budowę. Okazało się wówczas, że radni gminy Kórnik jeszcze w 2003 r. podjęli uchwałę o zmianie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego: na miejsce istniejącej na tym terenie linii o napięciu 220 kV postanowili poprowadzić nową - trzykrotnie większą i sześciokrotnie mocniejszą. Z zainteresowanymi mieszkańcami decyzji nie konsultowano. Żeby było "śmieszniej", ta sama rada gminy teren ten przeznaczyła pod budownictwo indywidualne. Od 1999 r. powstało tu kilkanaście osiedli domków jednorodzinnych. Teraz mieszkańcy domagają się, by linię przesyłową odsunąć o kilometr od ich domostw.
Wiele wskazuje na to, że radni, podejmując decyzję w sprawie miejscowego planu, nie zdawali sobie sprawy z tego, co uchwalają. Pierwszą wizję lokalną przeprowadzili dopiero dwa lata później. Sama zaś uchwała podjęta została, jak twierdzą poszkodowani, w oparciu o nieaktualne raporty, które tereny te przedstawiały jako rolne. W studium zagospodarowania przestrzennego inwestycja w ogóle nie została przewidziana. Niestety, nie udało się nam zdobyć wypowiedzi władz gminy. Uzyskaliśmy informację, że burmistrz Jerzy Lechnerowski wraz ze swoim zastępcą bawią z wizytą w Niemczech, zaś sekretarz przebywa na urlopie. Tylko te trzy osoby, jak nam powiedziano, mogą się wypowiadać w imieniu gminy.

Zmiękczanie rady?
Wobec poważnych niejasności ok. 80 mieszkańców wystąpiło do gminy Kórnik o usunięcie uchybień uchwały. Niestety - bezskutecznie. Wkrótce potem uchwała została dołączona do wniosku PSE o pozwolenie na budowę. Właśnie je wydano. Za kilka dni minie termin zgłaszania protestów. Mieszkańcy wnieśli skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego oraz do prokuratury w Środzie Wielkopolskiej. Oskarżają gminę o uprawianie "oficjalnej korupcji". Rzecz w tym, że jeszcze przed uzyskaniem pozwolenia na budowę PSE wypłaciły gminie część pieniędzy z tytułu szkód w infrastrukturze drogowej, jakie wywoła inwestycja. Wiadomość podało m.in. radio "Merkury". - Wiceburmistrz sam nam się przyznał na zebraniu z mieszkańcami - potwierdza zarzut Robert Krzak, jeden z poszkodowanych. Do obrony swoich interesów mieszkańcy zawiązali ostatnio stowarzyszenie i wynajęli prawników. Szykuje się długa batalia.
"Zastanawiająca jest uległość władz wobec PSE, państwowego giganta obracającego niewyobrażalnymi pieniędzmi" - napisali w apelu o pomoc skierowanym do posłów PO i PiS. Samorządy troszczą się o interes inwestora, a nie mieszkańców...
Małgorzata Goss



Trafieni linią
Konflikt, jaki wybuchł wokół budowy sieci przesyłowej przez osiedla mieszkaniowe w podpoznańskich Kamionkach, jest analogiczny do tego, który trwa w stolicy na tle budowy autostrady A-2 przez miasto. W obu wypadkach idzie o tzw. inwestycje liniowe, przy których decyzja o przebiegu jednego odcinka w zasadzie przesądza o wszystkich pozostałych. W obu też wypadkach prawa mieszkańców stają się iluzją w zderzeniu z potężnym inwestorem, który ma dość pieniędzy i wpływów, aby odpowiednio motywować ekspertów, urzędników i samorządy.
Wydaje się, że błąd tkwi w fazie planowania takich inwestycji, gdzie bierze się pod uwagę wyłącznie czynniki ekonomiczne, ignorując całkowicie mieszkańców i środowisko naturalne. To krótkowzroczne postępowanie uderza rykoszetem i w inwestora, i w samorządy, i w nas wszystkich: wobec protestów społecznych procedury inwestycyjne ciągną się latami, latami też trwają procesy, banki nie chcą finansować inwestycji obciążonej wypłatą gigantycznych odszkodowań, Komisja Europejska odmawia funduszy...
Niestety - decyzje podejmowane na najwyższych szczeblach władzy zamiast rozwiązać problem, raczej go pogłębiły. Nowelizacja Prawa Ochrony Środowiska, przeprowadzona wiosną tego roku, jeszcze bardziej uprzywilejowała inwestorów kosztem mieszkańców. Na kolejne konflikty nie będziemy długo czekać.
Małgorzata Goss

"Nasz Dziennik" 2005-07-12

Autor: ab