Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nicom pod lupą

Treść

Prokuratura Okręgowa w Płocku wszczęła śledztwo w sprawie prywatyzacji Banku Zachodniego. Dotyczy ono wypłaty wynagrodzenia spółce Nicom Consulting Henryki Bochniarz za doradzanie przy tej prywatyzacji. Zdaniem kontrolerów z ministerstwa skarbu, Nicom dostał ponad 6,6 mln zł, choć można mieć wiele zastrzeżeń do jakości pracy doradcy i dlatego to wynagrodzenie powinno być znacznie zmniejszone. Czy w takim razie doszło do wyłudzenia pieniędzy z budżetu państwa?



O prywatyzacji Banku Zachodniego we Wrocławiu (został sprzedany w 1999 r. irlandzkiej grupie AIB) pisaliśmy w sierpniu. Proces ten badali kontrolerzy Ministerstwa Skarbu Państwa. Z raportu wynika, że umowa sprzedaży BZ miała istotne wady prawne i nie powinna być w takiej formie zawarta. Bank był dzierżawcą majątku należącego do innych państwowych podmiotów prawnych, np. Agencji Nieruchomości Rolnych i PKO BP. Ówczesny minister skarbu Emil Wąsacz powinien wydać najpierw decyzję o wyrażeniu zgody na zbycie akcji banku inwestorowi zagranicznemu. Dopiero potem można byłoby zawrzeć umowę o sprzedaży Banku Zachodniego. Co ciekawe, sprawę próbowano uregulować dopiero osiem miesięcy po podpisaniu umowy i wbrew stanowisku rządowych prawników minister Wąsacz podpisał odpowiednie dokumenty, aby "wyprostować" prywatyzację BZ.
Zdaniem kontrolerów, w tej sytuacji zawinił doradca prywatyzacyjny, czyli Nicom Consulting, firma należąca do Henryki Bochniarz, szefowej Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan" (przy doradzaniu pomagała jej jedna z kancelarii prawnych). - Przecież doradca zatrudniał wysokiej klasy specjalistów, także prawników. Dziwne więc, że nie zwrócono ministrowi uwagi na kwestię wydania decyzji o zgodzie na zbycie akcji - mówi Grzegorz Janas, szef zespołu kontrolerów MSP. - Po to się wynajmuje doradcę, aby uniknąć podobnych sytuacji. Tymczasem Nicom poinformował ministra Wąsacza o braku zgody dopiero osiem miesięcy po prywatyzacji - dodaje.
To jednak nie jedyne zastrzeżenia wobec Nicomu. W trakcie kontroli stwierdzono m.in. brak jakiegokolwiek dokumentu, w którym doradca dokonałby oceny wiarygodności inwestora dla Banku Zachodniego. Urzędnicy resortu skarbu mieli również już w 1999 r. wątpliwości do jakości innych ekspertyz wykonanych przez doradcę. Dokumenty musiały być uzupełniane, przekroczono też terminy ich oddania ministerstwu. Dlatego, według kontrolerów MSP, Nicom nie powinien dostać pełnego wynagrodzenia, które zapisano w umowie, czyli właśnie ponad 6,6 mln zł, ale powinno być ono znacznie zmniejszone.
Płocka prokuratura bada teraz, którzy urzędnicy ministerstwa przekroczyli swoje uprawnienia i nie dopełnili obowiązków, doprowadzając do takiej sytuacji. Henryka Bochniarz twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne. Jej zdaniem, cała sprawa ma podtekst polityczny i jest związana z kampanią wyborczą. Grzegorz Janas odpowiada, że kontrola prywatyzacji BZ była przeprowadzana długo przed tym, zanim zapadła decyzja o wyborach. A na wszczęcie śledztwa przez prokuraturę MSP nie miało żadnego wpływu, przekazało jedynie śledczym raport z kontroli.

Dochnal też badany
Z kolei Prokuratura Okręgowa w Katowicach będzie badać inną opisywaną przez nas prywatyzację. Chodzi o sprzedaż udziałów państwa w Lubelskim Przedsiębiorstwie Produkcji Elementów Budowlanych. Kupił je, w niejasnych okolicznościach, Marek Dochnal, lobbysta związany z SLD, który teraz jest sądzony za przekupywanie wysokich urzędników państwowych. Prokuratura ma podstawy, aby podejrzewać, że Dochnal kupił udziały w tej spółce po to, aby przejąć atrakcyjne nieruchomości należące do LPPEB, które potem miały być sprzedane pod budowę zachodniego centrum handlowego. Co ciekawe, Dochnal i przy transakcji z LPPEB cieszył się dużą przychylnością ówczesnych urzędników ministerstwa skarbu. Prawo pierwokupu udziałów LPPEB miała spółka budowlana Konsbud, która wcześniej kupiła 60 proc. udziałów w państwowej spółce, zawiązane wspólnie z LPPEB. Jednak ministerstwo przedstawiło Konsbudowi takie warunki wykupu, które były nie do przyjęcia. Konsbud musiałby m.in. zapłacić od razu 2,3 mln zł za udziały, których nie miał w kasie. Jednak Markowi Dochnalowi tę samą kwotę rozłożono na dogodne raty. Konsbud próbował protestować, argumentując, że na raty też może odkupić państwowe udziały, tylko ministerstwo mu tego nie zaproponowało. Urzędnicy twardo jednak obstawali przy swoim, twierdząc m.in., że lubelska firma... nie wystąpiła o rozłożenie płatności na raty.
Gdy w 2000 r. Dochnal powinien zapłacić drugą ratę, próbował odsprzedać swoje udziały... Konsbudowi. Gdy ta transakcja spaliła na panewce, bo druga strona nie chciała pójść na taki układ, lobbysta przestał płacić raty należne budżetowi państwa. Egzekucja należności była potem bardzo trudna, bo urzędnicy ministerstwa nie zadbali o zabezpieczenie transakcji z Dochnalem. Przyjęli weksle wystawione przez spółkę Dochnala, ale były one praktycznie bezwartościowe. Zajęto część jego majątku, ale i tak większości pieniędzy za LPPEB nie udało się odzyskać.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-10-04

Autor: wa