Nic nie słyszałem, nic nie wiedziałem
Treść
Niewiele mieli do powiedzenia na temat śledztwa dotyczącego Krzysztofa Olewnika politycy SLD Krzysztof Janik i Zbigniew Sobotka. Posłowie z sejmowej komisji śledczej, która bada sprawę uprowadzenia i zamordowania Olewnika, nie kryli rozczarowania, ponieważ politycy zasłaniali się niepamięcią i nie potrafili konkretnie odpowiedzieć na wiele pytań.
Krzysztof Janik, szef MSWiA w latach 2001-2004, zeznał, że nie pamięta, by w czasie swego urzędowania zetknął się ze sprawą Olewnika. Poseł Paweł Olszewski (PO) przypomniał jednak, że kolega partyjny byłego ministra, poseł Andrzej Piłat, mówił, iż zapytał Janika, czy zna sprawę, a on odpowiedział, że zna i że się nią zajmuje. - Nie przypominam sobie takiej rozmowy - utrzymywał jednak wczoraj Janik. Olszewski przypominał także wypowiedzi medialne Janika wskazujące, że zajmował się sprawą, a ten odpowiadał, iż tych wypowiedzi nie autoryzował. Według jednej z nich, Janik nazywał nawet błędy w sprawie Olewnika przestępstwem. - Z tego się nie wycofuję. Chcę wyrazić żal i nawet wstyd, że pewna część wymiaru sprawiedliwości, która mi podlegała, popełniła przy tej okazji błędy, być może zaniechania - mówił Krzysztof Janik. I nie przypominał też sobie, by spotykał się z rodziną Olewników. Tymczasem Włodzimierz Olewnik miał wielokrotnie prosić Janika o interwencję. Były minister nie pamiętał też rozmów z byłem szefem Agencji Wywiadu Zbigniewem Siemiątkowskim na temat Krzysztofa Olewnika. - Jest dziwna sytuacja. Są zeznania świadków, które wskazują, że jednak pan tę sprawę znał, są pana wypowiedzi medialne w tym zakresie, są pisma do pana. A z drugiej strony pan zeznaje przed komisją, że sprawy kompletnie nie znał - dziwił się poseł Olszewski. Również Zbigniew Sobotka, wiceminister spraw wewnętrznych w latach 2001-2003, który bezpośrednio nadzorował policję, nie przypominał sobie żadnych zgłoszeń o sprawie i nieprawidłowościach w niej występujących.
Szef komisji Marek Biernacki (P O) uważa, że zeznania obu polityków pokazują, iż nie wypełniali oni należycie swoich ministerialnych obowiązków i nie nadzorowali policji. - Oni mówili tak, jakby nie wiedzieli, że do nadzoru i kontroli był w MSWiA departament powołany do badania takich nieprawidłowości jak w sprawie Olewnika. Wydaje się, że było tam wtedy ręczne sterowanie. Przecież nawet prokuratura pisała, iż w sprawie są podejrzenia co do policjantów, a wysłano to samej policji do zbadania - mówił Biernacki.
Natomiast wiceminister spraw wewnętrznych z lat 2004-2005 Andrzej Brachmański (SLD) zeznał, że o sprawie porwania Olewnika usłyszał wiosną 2004 roku. Dodał, iż w tym czasie po spotkaniu z rodziną Olewników i po jego interwencji sprawę przejęło CBŚ. Notatki w aktach wskazują, że w czasie spotkania z szefem MSWiA Ryszardem Kaliszem Olewnikowie skarżyli się, że to właśnie Brachmański był przeciwny przekazywaniu sprawy, ale on teraz temu zaprzecza. Sam Ryszard Kalisz zeznał, że mimo oczekiwań Włodzimierza Olewnika nie mógł telefonicznie zmieniać policjantów prowadzących sprawę, bo teraz mógłby mieć zarzut o przekroczenie uprawnień.
Paweł Tunia
Nasz Dziennik 2010-01-15 nr 12
Autor: jc