Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nic nie pamiętam, nic nie wiem

Treść

Najważniejsi świadkowie katastrofy smoleńskiej - pracownicy obsługi lotniska Siewiernyj - nie chcą już rozmawiać z dziennikarzami, boją się - widać, że są w jakiś sposób zastraszeni. Inni rozmawiają, choć mają świadomość tego, iż dziś może to być źle odbierane przez władzę. Moment katastrofy mógł zarejestrować polski montażysta z TVP oraz kamery przemysłowe z pobliskiego serwisu samochodowego, jednak montażysta w ostatniej chwili wyłącza kamerę, a monitoring nie rejestruje obrazu na dysku.
Po "Liście z Polski" i "Mgle" gotowy jest kolejny film dokumentalny na temat katastrofy smoleńskiej. Dziś przedpremierowy pokaz dokumentu pt. "10.04.10". Pozbawiony autorskiego komentarza obraz przedstawia relacje świadków.
Na najdłuższą rozmowę z polskimi reporterami godzi się Władimir Safonienko, autor jednego z filmów nagranego telefonem komórkowym, pracownik sąsiadującego z lotniskiem serwisu samochodowego KIA. By ułatwić widzowi odnalezienie się w realiach lotniska, wypowiedzi poszczególnych świadków przerywane są wizualizacją topograficznego planu sytuacyjnego. Za pomocą zdjęcia satelitarnego łatwo odnaleźć się w miejscach, o których opowiadają bohaterowie. Safonienko już od dawna nie pracuje w serwisie samochodowym. Potwierdza, że na telefonie komórkowym zarejestrował odgłosy przypominające strzały. Opowiada o kamerach zakładowego monitoringu, które choć przez cały czas pracowały, niczego nie zarejestrowały na twardym dysku. Widzimy jednak na monitorze, jak jedna z nich jest tak ustawiona, że mogła uchwycić nadlatywanie samolotu nad drzewa i ich koszenie skrzydłami i kadłubem. Rozmowa z Safonienką odbywa się w samochodzie, w kawiarni przerywa ją nieznajomy człowiek, który perswaduje mu, by lepiej kochał swoją ojczyznę i nie rozmawiał o sprawie.
Obsada wieży
Przede wszystkim jednak dziennikarze próbują odnaleźć ludzi z obsady tzw. wieży oraz pracowników lotniska. Jednym z nich jest płk Anatolij Murawiow - dyspozytor ruchu lotniczego w Smoleńsku. Ten sam, który w liście adresowanym do "Naszego Dziennika" wykazał wręcz paniczną obawę przed połączeniem jego osoby z jakimikolwiek informacjami mogącymi w złym świetle postawić obsługę lotniska. Tłumaczył w nim m.in., że to nie płk Nikołaj Krasnokutski kontaktował się z centrum łączności lotnictwa transportowego "Logika", ale on sam. Miał to robić osobiście i konsultować nie tylko z "Logiką", ale również z drugim centrum operacyjnym o kryptonimie "Konwektor", znajdującym się na podmoskiewskim lotnisku Wnukowo. Z jego wcześniejszych zeznań wynikało, że wieża powinna zakazać lądowania tupolewowi na podstawie wojskowych przepisów sprzed 7 lat, a bezpośrednie kierownictwo nad lotami sprawował kierownik lotów, którym tego dnia był ppłk Paweł Plusnin. - Od stycznia wielokrotnie próbowaliśmy się ponownie skontaktować z Anatolijem Murawiowem, a pod koniec lutego nawet usiłowaliśmy się z nim spotkać osobiście w jego mieszkaniu w Smoleńsku. Jednak wtedy kobieta, która odebrała domofon, powiedziała, że pułkownika nie ma i że nie chce on już rozmawiać z dziennikarzami - tłumaczył w sobotę Piotr Falkowski, dziennikarz "Naszego Dziennika". Również Anita Gargas i Rafał Dzięciołowski, autorzy filmu, docierają pod jego mieszkanie, ale nikt nie otwiera. W końcu dosłownie dopadają go wieczorem na ulicy. Murawiow przez kilka minut ucieka, odmawia komentarza. Jest bardzo przestraszony, nie chce rozmawiać, mówi, że już wszystko powiedział, a prawdę na temat przyczyn katastrofy zawiera raport MAK. - Nie chcę, nie mogę, bardzo proszę, przestańcie pytać - mówi wyraźnie spanikowany, spiesząc do przystanku tramwajowego.
Przed dziennikarzami drzwi zamykają również inni pracownicy z obsługi lotniska Siewiernyj. Jeden z meteorologów odpowiedzialny za przygotowanie dziennika pogody także zatrzaskuje drzwi. Boi się o dzieci. Na klatkę schodową wychodzi również jego sąsiadka, która wspiera sąsiada, tłumacząc, że wyrzucą go z pracy. - Wie pan, kartki w dzienniku zostały podmienione? - pada pytanie. - Jak podmienione? Wszystko było w porządku - ucina i zatrzaskuje drzwi. Drzwi nie otwiera również lekarz Nikołaj Bodin, Rosjanin, który widział na własne oczy, jak tupolew uderza w brzozę i nie traci ani skrzydła, ani żadnego innego elementu konstrukcji. Jego żona tłumaczy, że mąż wszystko już powiedział i nie będzie rozmawiał z dziennikarzami.
Jeden z mieszkańców Smoleńska relacjonuje, że widział obok ogona tupolewa krótki błysk wyglądający jak "żółtko jajka". A potem głuchy upadek bez żadnej eksplozji. - Plaśnięcie, tylko plaśnięcie - tłumaczył. Człowiek o imieniu Rustam, pracownik obsługi pobliskiego hotelu, mówi, że widział ogon samolotu przed upadkiem i ciągnącą się za nim kometę płomienia.
Wyłączona kamera
Najbardziej dotąd znanym świadkiem jest polski montażysta telewizyjny Sławomir Wiśniewski. Na filmie widzimy chyba najciekawsze fragmenty z zarejestrowanych przez niego zdjęć. Aurę, która rankiem panuje nad lotniskiem, w tym podejście do lądowania Jaka-40 z dziennikarzami. Hotel, w którym kwaterowała ekipa TVP obsługująca wizyty premiera oraz prezydenta w Katyniu, znajdował się niemal przy samym lotnisku - na filmie zarejestrowanym z okna widać ledwie obrys samolotu. Film na pewno zarejestrowałby również nadlatującego nad drzewa tupolewa, jednak na kilka minut przed katastrofą z powodu złej widoczności Wiśniewski decyduje się wyłączyć zapis kamery. Potem widzimy to, co nagrał po tym, jak dobiegł na miejsce katastrofy. Porozrzucane szczątki, pomarańczowy przedmiot leżący w błocie - jeden z rejestratorów, najważniejszych dowodów w sprawie. Potem szamotanina z funkcjonariuszami FSB i próba odebrania zarejestrowanych materiałów. Wiśniewski tłumaczy reporterom, że osobą, która kazała rosyjskim funkcjonariuszom odebrać i zniszczyć nagrany przez niego film, jest jeden z pracowników polskiej ambasady w Moskwie. "Nasz Dziennik" ustalił, że był to Grzegorz Cyganowski. On sam zaprzecza, choć był tego dnia obecny na lotnisku Siewiernyj. W tym samym czasie miejsce katastrofy filmuje telefonem komórkowym pewien Rosjanin. Na filmiku widać, jak polski dziennikarz trzyma kamerę, robi kolejne ujęcia, przemieszcza się, jednak momentu aresztowania na filmiku Rosjanina nie ma. - Niestety wyłączyłem telefon komórkowy i nie nagrywałem aresztowania. To było bardzo ciekawe, jak go zatrzymują, ale tego nie nagrałem - tłumaczy.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik 2011-04-04

Autor: jc