Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nic dwa razy się nie zdarza

Treść

Nachalne uwspółcześnianie Szekspira jest dziś niemal obowiązkowym tropem reżyserskim. Takim uwspółcześniaczom chce się powiedzieć, by stworzyli własny scenariusz, a nie podpierali się Szekspirem, który napisał sztukę o czymś zupełnie innym aniżeli to, co panowie reżyserzy "wysmażyli" na scenie. Nieuleganie zaś presji mody na przerabianie Szekspira "po nowemu", czyli na współczesny bełkot, można obecnie uznać za swoisty akt odwagi ze strony reżysera. Takich "odważnych" niewielu już dziś można spotkać. Toteż rodzinny tandem Adama (ojca) i Jarosława (syna) Kilianów należy uznać właśnie za odważny. W ich "Opowieści zimowej" nie ma dzikiego pędu do stawiania na scenie jakichś udziwnionych, nikomu niepotrzebnych konstrukcji czy nakazania aktorom wygłaszania kwestii w pozycji leżącej itd., itd. Tutaj jest normalnie. I całe szczęście.
Wiliam Szekspir napisał "Opowieść zimową" około 1610 r., a więc na kilka lat przed śmiercią. Jakby przeczuwając, że nie tak dużo mu już zostało tego ziemskiego bytowania, wprowadził do swojej sztuki czas będący tu jednym z bohaterów. Kiedy na początku przedstawienia z góry zsuwa się ogromna tarcza zegara ze wskazówkami, którym bieg nadają dwie postaci, przesuwając je do przodu na polecenie trochę dziwnego jegomościa, przybywającego jakby z innego porządku czasoprzestrzennego - ma to wymiar filozoficzny, ale i realny. Olgierd Łukaszewicz jako personifikacja czasu, czyli przemijalności, jest tym właśnie jegomościem, który będzie odmierzać bohaterom scenicznej opowieści upływ czasu. Ta metaforyczna postać symbolizująca przemijalność wszystkiego jest zarazem konstrukcją formalną przedstawienia, stanowi klamrę kompozycyjną całości. Otwiera ów sceniczny świat przedstawiony. Poruszeniem wskazówek ożywia i wprowadza w ruch postaci, co symbolizują urocze marionetki poruszające się w takt odmierzającego czas zegara. To prolog. Za chwilę pojawią się postaci realne, bohaterowie spektaklu.
Oto Poliksenes (Leszek Teleszyński), przyjaciel Leontesa. A to Leontes, król Sycylii, centralna postać dramatu (Mariusz Wojciechowski) i królowa Hermiona (Izabella Bukowska), małżonka Leontesa, oraz ich syn Mamiliusz (Kuba Okmiński). Za chwilę między tymi postaciami rozegra się dramat mający swoje źródło w nieokiełznanej zazdrości Leontesa. Podobnie jak inny szekspirowski bohater - Otello, tak i Leontes powodowany zazdrością popełni błędy, których konsekwencją będą tragiczne następstwa, okupione śmiercią ukochanego syna Leontesa i Hermiony. Bezzasadna, nieopanowana zazdrość Leontesa doprowadzi do cierpienia nie tylko niewinnej Hermiony, ale też ich córki, która narodzi się wkrótce, a także Poliksenesa, którego zazdrosny król przestał traktować jak przyjaciela i widzi w nim jedynie wroga, którego najchętniej by zabił. Ale najbardziej cierpi sam sprawca całej tragedii - Leontes. Życie straciło dlań wszelki blask, tęskni za żoną, bo - jak sądzi - nigdy już jej nie zobaczy, wszak ona nie żyje. I ta część dramatu ma wszelkie znamiona tragedii.
Ale "Opowieść zimowa" jest także komedią ubraną w konwencję baśni. W baśni zaś wszystko może się zdarzyć, ukochana żona wróci, bo jej śmierć była tylko zmyłką. Wszystko więc kończy się wprawdzie baśniowo-poetyckim happy endem, lecz głęboka refleksja nad przemijalnością czasu i niepowtarzalnością chwili nie umknie wraz z komediowymi elementami i radosnym zakończeniem. Upersonifikowany Czas-Łukaszewicz powróci jeszcze na scenę w trakcie spektaklu, by nadać rytm postaciom i przypomnieć widzowi, kto jest właściwym bohaterem przedstawienia. A potem pojawi się ostatni raz, w finale zamykając całe zdarzenie, wszystkie wątki, ale nie bieg samego czasu, bo tego zamknąć się nie da.
I właśnie o przemijalności czasu i niepowtarzalności chwil jest to przedstawienie. Bo nic dwa razy się nie zdarza. Każda następna chwila jest już inną rzeczywistością i przynosi co innego. Jarosław Kilian głównym bohaterem swego spektaklu uczynił czas i jemu podporządkował wszystkie działania sceniczne. Te tragiczne, i te zabawne. Te ważne, i te błahe. A wszystkie ujęte są w ramę baśniowej opowieści wspartej dobrą muzyką Mateusza Pospieszalskiego. Znakomicie pomyślana i wykorzystana oprawa plastyczna spektaklu harmonijnie splata się z całością, wzbogacając spektakl myślowo i artystycznie. Elementy baśniowe przeplatają się z akcentami ludowymi i symboliką filozoficzną, jak w tej pięknie zagranej przez Janusza Zakrzeńskiego scenie, kiedy w lesie znajduje niemowlę. W pamięci pozostaje też niezwykle urokliwy plastycznie, sielski obrazek wsi czy wcześniej sceny z marionetkami. Rozpoznajemy w nich wyraźny "charakter pisma" wybitnego artysty, znakomitego scenografa Adama Kiliana. Ten Kilianowy język plastyczny jest dziś w teatrze jak samotna wyspa na oceanie, do której nikt nie jest w stanie dopłynąć, bo jedyny statek, który mógłby w czasie i przestrzeni pokonać te oceaniczne wody, znajduje się właśnie na tej metaforycznej wyspie. Wraz ze swoim twórcą.
Całość przedstawienia stanowi więc interesującą artystycznie i ważną pod względem przesłania wypowiedź, mimo że narracja chwilami ma nadto zwolnione tempo, a obok znakomitych ról, jak Paulina w świetnym wykonaniu Grażyny Barszczewskiej czy nieduża, ale jakże doskonale zagrana przez Janusza Zakrzeńskiego rola Starego Pasterza, są też role średnio, a nawet mniej niż średnio poprowadzone.
Ale opowieść o umykającym czasie ma tu jeszcze jeden wymiar. Scenografię spektaklu stworzył Adam Kilian wraz ze swoim synem Jarosławem, także reżyserem spektaklu. Przemijalność czasu pojmowana w kategoriach nie tylko filozoficznych, lecz także czysto ludzkich jest tu jakże pięknym przykładem ciągłości myśli artystycznej. Czas jednych przechodzi na czas drugich. Nie ma próżni, bo świat jest tak cudownie i mądrze urządzony. Szekspir nie tylko doskonale o tym wiedział, ale potrafił to równie doskonale przedstawić w literze tekstu. W tym kontekście "Opowieść zimowa" staje się nie tylko artystyczną, ale i osobistą wypowiedzią Jarosława Kiliana i jego ojca Adama.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Opowieść zimowa" Williama Szekspira, reżyseria Jarosław Kilian, scenografia Adam i Jarosław Kilianowie, muzyka Mateusz Pospieszalski, choreografia Jacek Tomasik, Teatr Polski, Warszawa.
"Nasz Dziennik" 2009-11-25

Autor: wa