Negocjacje w cieniu budżetu
Treść
Dopiero w piątek kierownictwo Polskiego Stronnictwa Ludowego przyznało: dostaliśmy zaproszenie do koalicji rządowej z Prawem i Sprawiedliwością oraz Samoobroną. Czy oznacza to wejście polityków tych partii do rządu - dziś nie wiadomo. PiS zapewnia, że rozmowy muszą trochę potrwać i raczej nie zakończą się przed zakończeniem prac nad budżetem. Andrzej Lepper mówi twardo - umowa musi być gotowa i parafowana przed 24 stycznia, gdy odbędzie się trzecie czytanie ustawy budżetowej. Skromnie na propozycje rozdającego karty Jarosława Kaczyńskiego czeka PSL, które jest zaskoczone takim obrotem sprawy, po którym nie tylko Platforma Obywatelska, ale i Liga Polskich Rodzin pozostały w opozycji. Ta ostatnia nie ustaje jednak w apelach o porozumienie programowe. W tym samym czasie prezes Kaczyński na wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS tłumaczył swoim posłom, dlaczego muszą współpracować w Sejmie z Samoobroną.
Wyjazdowe posiedzenie klubu PiS w podwarszawskich Falentach było odkładane od dawna. Rozwiązanie kryzysu parlamentarnego spowodowało, że piątek stał się dniem wolnym - wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie odbyła się część posiedzeń komisji sejmowych. Jarosław Kaczyński pojawił się na spotkaniu po południu i wygłosił przemówienie, w którym omówił okoliczności czwartkowych wydarzeń i wyjaśnił swoim posłom, dlaczego konieczna jest współpraca z Samoobroną i PSL, a nie będzie porozumienia ani z PO, ani z LPR.
- Spodziewaliśmy się takiego wytłumaczenia: Tusk nie przejawiał ochoty do koalicji, licząc na to, że potkniemy się na Lepperze i zgarnie większość w następnych wyborach, a Giertychowi nikt już nie ufa, odkąd za plecami Kaczyńskiego dogadywał quasi-zamach stanu z Platformą i SLD - opowiada nam jeden z posłów PiS. Dodaje, że Kaczyński zapewnił, iż zarówno Samoobrona, jak i PSL nie mają wygórowanych żądań, a umożliwią spokojną pracę rządu, przyjmowanie w parlamencie pakietu kilkunastu ustaw, które PiS obiecało w kampanii wyborczej, i dadzą co najmniej kilkanaście miesięcy spokoju potrzebnego na unormowanie sytuacji w państwie.
Już wcześniej, jeszcze w Sejmie, o dobrym klimacie do rozmów z obiema partiami mówił szef klubu PiS Przemysław Gosiewski.
- Chcemy, aby była zapewniona praca nad budżetem państwa; te rozmowy dotyczą stabilizacji - odpowiedział na pytanie o ich temat.
Fakt otrzymania oficjalnej propozycji koalicji rządowej potwierdził rano prezes ludowców Waldemar Pawlak.
- Z naszej strony była propozycja, aby uruchomić prace nad budżetem - to daje czas na porozmawianie o współpracy obejmującej także funkcjonowanie rządu - zaznaczył. Pytany o warunki, jakie stawiają ludowcy, odpowiedział, że ich zainteresowanie "skupia się na szeroko rozumianych sprawach związanych z gospodarką i rozwojem regionalnym".
Nieoficjalnie mówi się o tym, że tekę wicepremiera i ministra rolnictwa lub ewentualnie wicepremiera bez teki miałby otrzymać Andrzej Lepper. Samoobrona dostałaby dodatkowo kilka stanowisk sekretarzy i podsekretarzy stanu oraz wicewojewodów. PSL mogłoby liczyć na Ministerstwo Gospodarki dla Waldemara Pawlaka, ale raczej nie na resort środowiska, w którym rządzi Jan Szyszko.
Frustracja Tuska
Głos w sprawie sytuacji politycznej nieoczekiwanie zabrał sam prezydent Lech Kaczyński. Dziennikarze wykorzystali jego wizytę w Krakowie, by zapytać, co sądzi o stosunkach PiS z PO. A w piątek w Sejmie Bronisław Komorowski powiedział wprost, że nie będzie już żadnego powrotu do rozmów z Jarosławem Kaczyńskim, gdyż ten ich "trzy razy oszukał". Prezydent powiedział, że wie, iż oferta PiS padła i "została zbyta milczeniem". Przyznał, że na bieżąco monitorował sytuację w Sejmie i nie było potrzeby, by wkraczał.
- Sądzę, że ten kryzys przynajmniej na dzisiaj jest zażegnany, ale gdyby była potrzeba wkroczenia, to oczywiście wkroczę - dodał prezydent Kaczyński.
Z odmiennym komunikatem próbuje się w mediach przebić tak naprawdę jedynie Platforma. Tusk ostrzega przed rządami Andrzeja Leppera, ale nie brzmi wiarygodnie, bo niemal tak samo przestrzegał przed PiS i Lechem Kaczyńskim. - Wygodniej jest Kaczyńskiemu tworzyć koalicję rządową z Samoobroną, mówiąc: zobaczcie, Tusk nie chce koalicji - skarżył się dziennikarzom lider PO. W roli ofiary ustawia na równi ze sobą opinię publiczną.
- Po raz kolejny mieliśmy paść ofiarą politycznego oszustwa - dodał. Jego zdaniem, sytuacja w Sejmie jest dramatyczna.
Giertych walczy do końca
Podobnie sfrustrowany jak Tusk jest lider LPR Roman Giertych. W czwartek wieczorem powiedział, że co prawda premier Kazimierz Marcinkiewicz zaproponował Lidze wejście do rządu, ale on odrzucił tę ofertę, bo po tym, co pokazało PiS w tych dniach, "nie wyobraża sobie rządzenia z nim". Natychmiast zareagował na te słowa rzecznik rządu. Konrad Ciesiołkiewicz zaprzeczył, jakoby taka sytuacja miała miejsce. Co ciekawe, zaprzeczył temu również wicemarszałek Sejmu i prezes LPR Marek Kotlinowski w telewizyjnym programie. A w piątek głos w tej sprawie zabrał jeszcze sam premier.
- Rząd nie prowadzi rozmów koalicyjnych. Koalicje zawierają partie polityczne, a ja nie miałem żadnych uprawnień, aby komuś w imieniu PiS proponować koalicję - powiedział. Dodał, że tę sprawę wyjaśnił z Giertychem telefonicznie.
W południe Giertych podjął jednak jeszcze jedną próbę dogadania się z PiS, proponując po raz kolejny "porozumienie programowe".
- Nie może przyjąć do wiadomości, że został "wyautowany" - komentuje jeden z posłów Samoobrony, który przyznaje, że Ligę zgubiły "rozbuchane żądania" i taktyczne przekombinowanie.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-01-15
Autor: mj