Nawrócenie jest procesem
Treść
Z ks. prałatem dr. Pawłem Wojtasem, naczelnym kapelanem więziennictwa w Polsce, rozmawia Małgorzata Pabis 
Dwa razy towarzyszył Ksiądz bł. Janowi Pawłowi II w czasie jego pobytu u więźniów. Jak wyglądają takie wizyty?
- Jan Paweł II był w Rebibbii, największym więzieniu dla ludzi w młodym  wieku, gdzie prowadzona jest bardzo intensywna resocjalizacja przez  pracę. W Roku Jubileuszowym natomiast odwiedził więzienie Regina Caeli.  Taka wizyta musi być bardzo dobrze przygotowana. Każde więzienie ma swój  własny porządek i gość, który tam przybywa, musi go respektować. I tak  te wizyty są organizowane. Wiemy, że kiedyś Jan Paweł II w czasie swojej  wizyty w więzieniu w Płocku złamał wszelkie bariery bezpieczeństwa,  przeszedł przez kordon policji, wszedł w grupę więźniów i bezpośrednio z  nimi rozmawiał. Ten gest wycisnął niejedną łzę z oczu więźniów. Był  jednak bardzo niebezpieczny. I ta kwestia bezpieczeństwa jest bardzo  mocno zaznaczana w tych wizytach. Na początku wizyty w więzieniu Papież  odprawia Mszę św., a potem spotyka się z grupą wybranych więźniów. W  czasie tego spotkania Ojciec Święty rozmawia z nimi i odpowiada na ich  pytania.
Jaką rolę ma do spełnienia duszpasterstwo więzienne?
- Jest ono bardzo potrzebne. Moglibyśmy dziś zapytać: czy potrzebne  jest karcenie, upominanie niegrzecznego dziecka? Przecież jeśli go nie  upomnimy, nie pokażemy, że coś jest dobre, a coś złe, to ono nie będzie  tego wiedzieć. Tak samo jest z duszpasterstwem więziennictwa. 
Doświadczenie pokazuje, iż ktoś, kto przebywa w więzieniu, mógł przeżyć w  życiu dwa trudne momenty: w dzieciństwie został odrzucony, odtrącony, a  w okresie młodzieńczym, zamiast otrzymywać pozytywną dawkę  człowieczeństwa, doświadczył nienawiści, zła, poniżenia. To wszystko  spowodowało, że postanowił się zemścić. Jeśli więc chcemy mu pomóc,  musimy wyjść do niego w pozytywny sposób. To właśnie robi duszpasterstwo  więzienne. Przecież dobrze odbyty sakrament pokuty może być początkiem  dobrej, pięknej drogi.
Pracuje Ksiądz z więźniami już wiele lat. Czy mógłby Ksiądz podać przykład jakiegoś nawrócenia?
- Doświadczyłem wielu przypadków nawróceń. Muszę jednak podkreślić, że  nawrócenie jest procesem. Wielu więźniów to ludzie uzależnieni od  alkoholu i narkotyków. W ich przypadku trzeba ciągłej troski, pomocy, by  trwali na drodze, którą obrali.
Opowiem o swoim ciekawym  doświadczeniu. Od dziesięciu lat chodzę z więźniami na pieszą  pielgrzymkę niepełnosprawnych z Warszawy na Jasną Górę. Dwa lata temu aż  pięćdziesięciu więźniów uczestniczyło w takiej pielgrzymce i pomagało  wolontariuszom. Kiedy potem rozmawiam z więźniami, wszyscy mówią to  samo: "Proszę księdza, ale byłem głupi. Ci ludzie przykuci do wózka,  sparaliżowani, nie robią nikomu krzywdy, a tak cierpią. Ja jestem zdrowy  i nigdy za to nie podziękowałem Bogu, a co więcej, narobiłem w życiu  tyle głupstw, tyle zła". Nie zawsze po takiej pielgrzymce od razu  fantastycznie funkcjonują, ale coś dobrego w nich się zaczyna. A chyba o  to chodzi.
Czy czuje się Ksiądz potrzebny w więzieniu?
- Może to dziwne, ale więźniowie czekają na księdza. Świadczy o tym  choćby fakt, że przychodzą na nabożeństwa, Msze Święte. Często umawiają  się na rozmowy, chcą skorzystać z sakramentu pokuty. Tu jednak chcę  wyjaśnić, że spowiedź w więzieniu często wygląda zupełnie inaczej, niż  to sobie wyobrażamy. Człowieka, który zabił, okaleczył czy w inny sposób  skrzywdził bliźniego, trzeba dobrze przygotować do tego sakramentu.  Często dzieje się to w czasie kilku spotkań. To wymaga czasu. Jeśli  jednak poświęcimy go więźniowi, przynosi to nieraz wspaniałe efekty.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Poniedziałek, 19 grudnia 2011, Nr 294 (4225) 			
Autor: jc