Nasze powołanie jest wielką przygodą
Treść
Kimże będzie to dziecię? (Łk 1,66).
Takie pytanie pojawiło się w kontekście nadzwyczajnych wydarzeń, jakie towarzyszyły narodzeniu św. Jana Chrzciciela. Ale trzeba powiedzieć, że takie pytanie powstaje przy narodzeniu się każdego człowieka. Kimże będzie? Każdy człowiek niesie w sobie całkowicie oryginalną tajemnicę. Powołanie Jana Chrzciciela ukazuje ogólną prawidłowość odnoszącą się do każdego, także do nas tu obecnych. I dlatego trzeba dzisiaj sobie zadać pytanie o nas, którzyśmy już przeżyli kilkadziesiąt lat: Kimże jesteśmy?
Jako pierwsze czytanie Kościół wybrał na dzisiejszą uroczystość fragment z „Drugiej Pieśni o Słudze Jahwe”. Samą pieśń odnosimy do Jezusa Chrystusa. Dzisiaj jednak Kościół wyraźnie odnosi ją do osoby Jana Chrzciciela. Jest ona także prawdziwa w odniesieniu do niego. Ale jeżeli tak, to również w odniesieniu do nas prawdziwe są słowa:
Powołał mnie Pan już z łona mej matki … «Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię» (Iz 49,1.2).
Każdy z nas nosi w sobie tajemnicę własnego powołania. Została w nas złożona jeszcze przed naszym narodzeniem i pozostaje dla nas czymś do odkrycia. Niestety, najczęściej zupełnie sobie z tego nie zdajemy sprawy. Nie znając naszego powołania, nie odnajdujemy prawdziwej głębi nas samych. Życie przecieka nam wówczas pomiędzy palcami. Kiedy zaczynamy je odkrywać, nabiera pełni sensu. Z czasem okazuje się, że Bóg ma względem nas głębsze plany, niż byliśmy w stanie sobie z tego zdać sprawę:
To zbyt mało, iż jesteś Mi sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi (Iz 49,6).
Powołanie stopniowo odkrywa coraz większą głębię i treść. Ale tak się dzieje, gdy stajemy wobec niego w poczuciu jego tajemnicy, którą staramy się rozpoznać. Różni się to zasadniczo od chęci przeforsowania swojego własnego pomysłu na życie. Jan Chrzciciel poszedł na pustynię, aby tam odkryć swoje powołanie. Pewnie nie każdy musi to powtórzyć dosłownie, ale każdy potrzebuje pewnego zdystansowania do siebie, odejścia od natłoku codziennych wydarzeń, od pogoni za zdobywaniem tego, co konieczne do życia z dnia na dzień. Potrzebuje wewnętrznego wyciszenia, aby okiełznać własne rozhukane „ja”, które chce realizować siebie i swoje pomysły na życie. Oczywiście każdy taki pomysł kończy się ostatecznie śmiercią, a razem z nią tracą sens również same pomysły. Boże powołanie natomiast trwa na wieki i będzie punktem odniesienia naszego spotkania z Bogiem-Ojcem.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 49, 1-6; Dz 13, 22-26; Łk 1, 57-66. 80
Ciekawe jest doświadczenie Sługi Jahwe. Mówi on: Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły (Iz 49,4). Natomiast Bóg mówi: Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię (Iz 49,3). Podjęcie powołania oznacza jednocześnie zgodę na to, że Bóg nas kształtuje, co wydaje się nam czasem zupełną klęską w życiu. Tak jest, bo nie potrafimy się oderwać od oceny własnego życia w kategoriach tego świata. Dopiero na końcu, w momencie gdy te kategorie tracą zupełnie jakikolwiek sens, odsłania się prawdziwa wartość. Wtedy wszystko wygląda inaczej. Tak jest podczas śmierci każdego z nas. Wtedy dopiero nabierają sensu słowa: Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię.
Prawdę tych słów widzimy wpierw i przede wszystkim w zmartwychwstaniu Pana Jezusa, ale przecież życie i śmierć Jana Chrzciciela były wspaniałym świadectwem zawierzenia Bogu. Tak samo i w naszym życiu ma się objawić prawda tych słów. Zarówno w życiu Jezusa, jak w życiu św. Jana świadectwo polegało przede wszystkim na wierności słowu Bożemu. Jezus mówił o sobie, że nie czyni niczego innego, tylko to, co Mu nakazał Ojciec. Święty Jan Chrzciciel bardzo konsekwentnie i z ogromną pokorą uważał siebie jedynie za głos wołający na pustyni i wiedział, że nie jest godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów (J 1,27). Tego, którego poprzedza. Tak i w naszym życiu prawdziwe świadectwo polega na wierności Bożemu słowu i obietnicy. Nie trzeba w tym względzie szczególnych ćwiczeń, wyjścia na pustynię, specjalnej szkoły życia duchowego czy czegoś w tym rodzaju, ale potrzebna jest konsekwencja w przyjęciu słowa Bożego jako słowa Boga. Tak, wydaje się, było w przypadku Najświętszej Maryi Panny. Ona nie kończyła żadnych rabinicznych szkół. Wystarczyło, że nauczyła się słuchać Pisma i słuchać komentarza przy okazji cotygodniowej liturgii w synagodze. Jej serce się otwarło na prawdę tego słowa i potrafiła potem w świetle prorockich zapowiedzi rozpoznawać sens zdarzeń, jakie ją spotykały. Była w tym konsekwentna i doszła do wielkiej mądrości, w której przerosła chyba wszystkich.
Głębia tajemnicy naszego życia, tak jak to było w przypadku Maryi i św. Jana Chrzciciela, wielkość naszego powołania odsłaniają się wówczas, gdy „ręka Pana jest z nami”. To się dokonuje jednak jedynie wówczas, gdy nasze serce jest przy Nim i jest gotowe na autentyczną służbę. Nasze powołanie jest wielką przygodą, większą, niż sobie z tego zdajemy sprawę, większą, niż byśmy sobie byli w stanie wymyślić. Czy w nią wejdziemy, zależy od naszej odpowiedzi na Jego powołanie, które wpierw trzeba nam usłyszeć, a potem trzeba mieć odwagę, aby je podjąć. Święty Jan to zrobił bardzo konsekwentnie. I w tym pozostaje dla nas wzorem i natchnieniem.
Komentarze liturgiczne na każdy dzień roku –zerknij tutaj i wybierz to, co najbardziej cię interesuje 
Włodzimierz Zatorski OSB | Jesteśmy ludźmi
Źródło: ps-po.pl, 24 czerwca 2015
Autor: mj