Naszą siłą będzie zespół
Treść
Rozmowa z Pauliną Pawlak, rozgrywającą reprezentacji Polski koszykarek
Mistrzostwa Europy, organizowane w naszym kraju, rozpoczynają się już za niespełna miesiąc, emocje z każdym dniem pewnie rosną...
- Jeszcze zachowujemy spokój, nie chcemy się stresować. Nerwy niczemu dobremu by nie służyły, jesteśmy obecnie w fazie przygotowań, ważnych, bo od ich przebiegu zależy nasz występ na turnieju. Pierwsze zgrupowanie przebiegło bez kontuzji, co nas ucieszyło, bo tych urazów w minionych miesiącach było aż nadto. Teraz mamy parę dni wolnego, niedługo rozpoczynamy kolejny obóz w Spale. Oczywiście wszystkie zdajemy sobie sprawę, że z każdym dniem presja będzie się wzmagać. Mistrzostwa odbędą się w Polsce, przed własną publicznością i - co tu ukrywać - tym bardziej będziemy chciały zaprezentować się w nich jak najlepiej i zrealizować wszystkie cele.
Pierwsze zgrupowanie i pierwsze mecze towarzyskie (z Węgierkami, wygrany i przegrany) już za Wami. Jak je Pani ocenia?
- Skupiałyśmy się przede wszystkim na poznaniu filozofii trenera zarówno w grze w ataku, jak i w obronie. Szlifowałyśmy nowe systemy, nowe zagrania, tak by każda wiedziała, co ma robić na boisku i jakie zadania wypełniać. W kadrze jest sporo nowych twarzy, stąd trener musiał raz jeszcze przedstawić swój pomysł na reprezentację. Pracowałyśmy też nad motoryką, po trudnym i męczącym sezonie miałyśmy tylko dwa, góra trzy tygodnie wolnego, dlatego też musiałyśmy stopniowo i mądrze wchodzić w reżim. Zdrowie jest najważniejsze, o czym akurat nam nie trzeba przypominać.
Jak ma zatem grać zespół prowadzony przez Dariusza Maciejewskiego?
- Trener lubi szybką koszykówkę, agresywną w obronie, opartą na ryzyku, i kładzie nacisk na te elementy. Niestety, mamy sporo problemów z wysokimi zawodniczkami, występującymi na pozycji centra. Kilka mocnych dziewczyn wyłączyły z gry kontuzje, a Ewelina Kobryn wyjechała do USA, gdzie będzie występować w WNBA. Na szczęście wróci na mistrzostwa, ale na razie musimy sobie radzić bez niej. W zespole może nie ma wielkich gwiazd, ale też każda z nas doskonale wie, po co wychodzi na boisko i co ma na nim robić.
I ta zespołowość może być siłą, największym atutem?
- Myślę, że tak. Jesteśmy młodą, ambitną drużyną, mamy fajny, wyrównany skład. Nikomu nie zabraknie serca i zaangażowania, tego jestem pewna, a i umiejętności nie musimy się wstydzić.
W trakcie sezonu ligowego z niepokojem nasłuchiwaliśmy wieści z lekarskich gabinetów, bo kontuzje eliminowały jedną po drugiej zawodniczki, bez których wręcz nie wyobrażaliśmy sobie narodowej drużyny. Do tego doszła absencja największej gwiazdy, Agnieszki Bibrzyckiej, która spodziewa się dziecka...
- Faktycznie w ostatnich latach reprezentacja wyglądała inaczej i pewnie same spodziewałyśmy się, że na mistrzostwach będzie prezentować się bez większych zmian. Tymczasem splot różnych wydarzeń spowodował, że wiele kluczowych zawodniczek w czerwcowym turnieju nie wystąpi. Czy to problem? W trakcie rozgrywek każda z nas miała to na uwadze, bo Agnieszka czy Magda Leciejewska, Daria Mieloszyńska, Monika Krawiec, Agnieszka Majewska, Izabela Piekarska i Marta Jujka były i miały być liderkami na Eurobaskecie. Tymczasem w ogóle na nim nie zagrają. Teraz jednak już się nad tym nie rozwodzimy, nie zaprzątamy sobie głów myślami, że będziemy sobie musiały radzić bez gwiazd. Trener powołał inne zawodniczki, też mocne, i byłoby nie w porządku wobec nich użalać się nad absencjami dotychczasowych liderek. Staramy się zbudować jak najmocniejszą drużynę, dbając przy okazji o siebie, by uniknąć kolejnych kontuzji.
Zdążycie przed mistrzostwami? Tworzenie zespołu to przecież proces, który musi potrwać, nie da się stworzyć go od razu, w ciągu kilku dni.
- Zdążymy. Po to mamy tyle zgrupowań i spotkań towarzyskich, by się poznać, doszlifować taktykę i stworzyć jak najlepszą atmosferę. Mistrzostwa Europy to długi i ciężki turniej, wymagający odpowiedniego przygotowania fizycznego i psychicznego. Natężenie spotkań jest ogromne, każde o czymś decyduje. Dlatego tak dużo czasu poświęcamy na zbudowanie między sobą zaufania na boisku i poza nim, żebyśmy wiedziały i czuły, że możemy na sobie polegać. Samymi umiejętnościami można wygrać jeden mecz, na turnieju potrzebna jest "chemia" w zespole. Staramy się z wszelkich sił pracować tak, by po mistrzostwach móc z czystym sumieniem powiedzieć sobie, że zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy, by osiągnąć swój cel. Presja jest duża, ze strony kibiców, związku, dziennikarzy, ale mocna drużyna, w dobrym tego słowa znaczeniu, jest w stanie ją unieść.
O co na mistrzostwach powalczy reprezentacja Polski? Prezes PZKosz powiedział, że celem minimum powinno być piąte miejsce, gwarantujące wyjazd na igrzyska w Londynie. Zaznaczył przy okazji, że stać ją na więcej.
- Staramy się patrzeć realistycznie, ale gdybyśmy nie wierzyły, że stać nas na przynajmmniej piąte miejsce, to nie powinnyśmy się w ogóle spotykać i trenować. Taki jest plan, ale mamy też swoje małe, pośrednie cele. Chcemy krok po kroku iść do przodu, wygrywać kolejne mecze, na nich właśnie skupiając całą swoją energię. O końcowym efekcie nie myślimy, na razie mamy nadzieję jak najlepiej wypaść w grupie i awansować z niej z jak najwyższego miejsca. Kiedy to się uda, zastanowimy się, co dalej, sporo zależy od tego, z kim przyjdzie nam rywalizować w kolejnej fazie mistrzostw.
W pierwszej przyjdzie Wam walczyć z Hiszpankami, prowadzonymi przez Jose Ignacio Hernandeza, który polską ligę zna jak mało kto (jest trenerem Wisły Can-Pack Kraków, mistrzyń kraju).
- No tak, trener Hernandez zna doskonale wszystkie zawodniczki z naszej ligi, szczególnie te występujące na co dzień w Krakowie [czyli Paulinę Pawlak, Ewelinę Kobryn i Katarzynę Krężel - przyp. red.]. Tyle że trener Maciejewski też wie sporo na temat filozofii pracy selekcjonera Hiszpanek, zatem siły się chyba wyrównują. Hiszpanki z pewnością będą naszymi najtrudniejszymi rywalkami w grupie, to zespół mierzący w tytuł i zaliczany do wąskiego grona faworytek. Cieszę się, że zagramy z nimi ostatni mecz, bo najważniejszy będzie pierwszy, z Czarnogórą. Udana inauguracja turnieju dodaje skrzydeł, dlatego lepiej zmierzyć się z rywalem trochę niżej notowanym.
Pamięta Pani, co robiła w historycznym dla naszej żeńskiej koszykówki 1999 roku?
- Pamiętam, rozpoczynałam naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Warszawie. Śledziłam bacznie mistrzostwa organizowane w Polsce, przeżywając je niesamowicie. Dziewczyny szczęśliwie obroniły się przed odpadnięciem już w fazie grupowej, a potem zaczęły grać rewelacyjnie, pokonując jedne po drugich wielkie faworytki. Na koniec wygrały z Rosjankami i sięgnęły po tytuł. To był niesamowity turniej, a praktycznie nikt o nim nie mówił, bo nikt nie spodziewał się sukcesu. Był on takim zaskoczeniem, że w zamieszaniu finału nie pokazała nawet żadna stacja telewizyjna. Gdzieś tam wewnątrz każda z nas sobie marzy, żeby pójść w ślady starszych koleżanek...
Turniej sprzed 12 lat potwierdził, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Warto chyba o tym pamiętać za miesiąc...
- W ogóle koszykówka jest nieprzewidywalna, zdajemy sobie sprawę, że można wygrać z najlepszym i przegrać z najgorszym. Na nas nikt specjalnie nie liczy, przynajmniej tak to odczuwamy, kuleje też promocja mistrzostw, czyli pod pewnymi względami sytuacja przypomina tę sprzed 12 lat. Z drugiej strony podbijanie bębenka niczemu nie służy, czasem lepiej startować z niższych pozycji. Wyniku nie przewidzę, mogę jednak obiecać, że zostawimy na boisku serce i udowodnimy, że warto na nas stawiać.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Mistrzostwa Europy koszykarek (18 czerwca - 2 lipca) rozgrywane będą w Łodzi, Katowicach i Bydgoszczy. Rywalkami Polek w grupie C będą Hiszpania, Czarnogóra i zwycięzca dodatkowych kwalifikacji.
Nasz Dziennik 2011-05-19
Autor: jc