Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nasza historia dopiero się tworzy

Treść

Rozmowa z Dorotą Malczewską, reprezentantką Polski w piłce ręcznej

Już tylko kilkanaście dni pozostało do rozpoczęcia mistrzostw świata, emocje pewnie rosną?
- Owszem. Przeszłyśmy trudną drogę, by na tę imprezę pojechać, sporo nas kosztowała i bardzo byśmy chciałby pokazać się na niej z bardzo dobrej strony.

Co to oznacza?
- Konkretnym celem jest jednak zdobycie olimpijskiej kwalifikacji. By w ogóle o niej myśleć, musimy przede wszystkim zająć drugie miejsce w grupie, a co za tym idzie - awansować do kolejnej fazy mistrzostw. To absolutne minimum. Chcemy zatem pokonać Tunezję i Chiny oraz powalczyć z Rumunią.

Łatwe to nie będzie...
- ...bo na mistrzostwach nie ma już słabeuszy. Wiemy o tym dobrze. Piłka ręczna w ostatnim czasie mocno się rozwinęła, w najważniejszych turniejach trzeba ostro walczyć o swoje i to z rywalami teoretycznie sporo niżej notowanymi. Nie wiemy na razie zbyt dużo na temat Tunezji, zmierzymy się z nią jednak w turnieju o Puchar Francji w Dunkierce [początek dziś - przyp. red.], będącym ostatnią próbą przed mistrzostwami. Chiny od pewnego czasu niesamowicie idą do przodu. Słyną z dobrej, szybkiej gry kombinacyjnej, solidnej obrony, imponują wyszkoleniem technicznym. Będziemy musiały wspiąć się na wyżyny swych umiejętności, by je pokonać. A o Rumunii nie potrzeba nawet dużo mówić, to wicemistrzynie świata, fantastycznie zgrane, rozumiejące się bez słów, mające w składzie wiele gwiazd.

Jeszcze nie tak dawno, bo po październikowym turnieju Holland Cup, trener Zenon Łakomy przyznawał, że macie problemy z rozgrywaniem trzech dobrych meczów w krótkim czasie. Zabrzmiało to niepokojąco, wszak na mistrzostwach taki maraton również was czeka.
- Wynikło to pewnie z problemów kondycyjnych, wytrzymałościowych. Poza tym miałyśmy sporo problemów kadrowych, z powodu kontuzji wypadło kilka zawodniczek, przez co trener nie mógł dokonywać częstych rotacji w składzie, niektóre z nas przebywały na parkiecie non stop. Ale nie chcę się usprawiedliwiać, mam nadzieję, że we Francji będzie już dobrze. Przez ostatni czas dużo pracowałyśmy nad budowaniem wytrzymałości, na mistrzostwa jedzie 16 zawodniczek, trener będzie miał większe pole manewru.

Marzycie czasami, by pójść w ślady męskiej reprezentacji, która wróciła z mistrzostw świata ze srebrnym medalem?
- Pewnie! Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że nasza drużyna dopiero powstaje. Mężczyźni, zanim stali się rewelacją turnieju w Niemczech, przeszli razem długą drogę. Zaliczyli kilka porażek, niekiedy bolesnych, ale poznali dobrze smak wielkich imprez, zebrali niezbędne doświadczenie, obycie, zgranie, dojrzewali do zwycięstw. Później wszystko to zaprocentowało. My mamy młodą drużynę, która zaczyna tworzyć swoją historię. Medal byłby oczywiście czymś wspaniałym, jedziemy do Francji, by wygrywać, ale z drugiej strony wiemy, że to nie jest takie łatwe. Sukces mężczyzn nie był przypadkiem, oni lata na niego pracowali. Długo im nie wychodziło, nagle wystrzelili i dziś możemy im tylko gratulować.

Czego potrzebujecie, by podążyć tą samą drogą, co mężczyźni?
- Czasu, wspólnych treningów, meczów. Przyjeżdżamy na zgrupowania kadry z klubów, w których preferowane są różne taktyki gry, mamy inne przyzwyczajenia, nawyki. Dopiero razem pracując, poznajemy się lepiej, uczymy siebie nawzajem. A takich obozów nie mamy w ciągu roku zbyt dużo. Poza tym potrzebujemy wielu spotkań z mocnymi rywalkami, by porównywać się na ich tle. Pamiętajmy też o tym, że trener Łakomy prowadzi reprezentację dopiero od roku, bardzo krótko. Potrzebował tylko dwóch miesięcy, by doprowadzić nas do wysokiego, ósmego miejsca na mistrzostwach Europy, wierzymy, że pod jego okiem możemy osiągnąć coś więcej. Mamy zdolny zespół, panuje w nim dobra atmosfera, możemy na siebie liczyć, ufać sobie, co ma duże znaczenie. Prezentujemy podobny poziom, uzupełniamy się na parkiecie. To atut.

A przy okazji w drużynie nie brakuje indywidualności, które są w stanie same niekiedy rozstrzygać o losach meczów.
- No tak, piłka ręczna to co prawda gra zespołowa, bez pomocy koleżanek nic osiągnąć się nie da, ale faktycznie niekiedy jedna z nas musi i potrafi wziąć ciężar na siebie - w zależności od przeciwnika, taktyki.

Na koniec proszę powiedzieć, w jakim będzie Pani nastroju w połowie grudnia, gdy mistrzostwa się zakończą?
- To się okaże. Oczywiście chciałabym w jak najlepszym i mocno wierzę, że tak będzie.

Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-11-21

Autor: wa