Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nasiona o politycznym wydźwięku

Treść

Jednym z ważnych elementów kampanii wyborczej do parlamentu będzie kwestia ochrony rolnictwa przed nasionami i uprawami genetycznie modyfikowanymi. To skutek m.in. tego, że dopiero teraz, czyli na samym starcie kampanii, parlament przyjął ustawę o nasiennictwie, która zdaniem przeciwników GMO, umożliwi obrót w Polsce nasionami modyfikowanymi. Nowe prawo atakuje opozycja, a broni rząd.
Ustawa, mimo protestów m.in. organizacji ekologicznych i zrzeszeń branżowych skupiających rolnictwo ekologiczne, została przyjęta przez Sejm i Senat. Na nic zdały się też próby zablokowania ustawy o nasiennictwie ze strony PiS. Teraz ustawa czeka na podpis prezydenta, dlatego jej przeciwnicy zorganizowali protest przed Pałacem Prezydenckim, aby w ten sposób skłonić Bronisława Komorowskiego do jej zawetowania. Prezydent, jak informuje jego kancelaria, jeszcze nie podjął decyzji i zapewne szybko to nie nastąpi, bo "będzie on dokładnie" analizował problem, sięgając do opinii ekspertów z różnych środowisk. Bez względu na to, jaka będzie decyzja głowy państwa, kwestia GMO może rozpalić tegoroczną kampanię wyborczą. Premier Donald Tusk, który broni rządowej ustawy, mówi, że GMO to dylemat "nierozwiązywalny". Z jednej strony bowiem nie chcemy, aby żywność genetycznie modyfikowana zalała nasz rynek, ale z drugiej - musimy mieć też na względzie interesy polskich producentów mięsa, którzy po wprowadzeniu zakazu stosowania pasz zawierających GMO "straciliby konkurencyjność na rzecz tych, którzy używają produktów genetycznie modyfikowanych, czyli np. soi, kukurydzy, do produkcji pasz dla trzody czy kurczaków".
Z kolei wicepremier Waldemar Pawlak uspokaja, że ustawa o nasiennictwie nie otworzy furtki do rejestrowania w Polsce nasion GMO, jak twierdzą jej przeciwnicy, bo nie ma w niej zapisu, który by pozwalał na uprawę takich roślin. W ten sposób prezes koalicyjnego PSL odpierał zarzuty, że ustawa o nasiennictwie jest bublem prawnym, a rząd chce "tylnymi drzwiami wprowadzić nasiona genetycznie modyfikowane na polski rynek". Reakcja premiera i wicepremiera nie może dziwić, bo chodzi nie tylko o obronę tej ustawy, ale także o uspokojenie społeczeństwa, które w zdecydowanej większości (70 proc.) jest przeciwne GMO - tak wynika z badań konsumenckich. Trzeba także uspokoić tych rolników, którzy np. prowadzą gospodarstwa ekologiczne i boją się, że GMO może zanieczyścić ich uprawy. Wielu rolników i przetwórców obawia się również, że wprowadzenie masowej produkcji roślin transgenicznych może załamać nasz eksport żywności, bo europejscy konsumenci cenią te produkty rolnicze, które nie są modyfikowane.
Polityka rządu jest krytykowana także przez Prawo i Sprawiedliwość. Na kanwie dyskusji o ustawie o nasiennictwie prezes Jarosław Kaczyński przypomniał, że jego partia jest przeciwna wprowadzeniu na polski rynek żywności genetycznie modyfikowanej. - Jesteśmy przekonani, że nie ma pewności co do tego, jakie będą tego konsekwencje dla ludzi i dla przyrody - podkreśla Kaczyński. PiS przypomina, że to za jego rządów parlament przyjął ustawę, która wprowadzała zakaz używania roślin GMO do produkcji pasz, ale to prawo zostało uchylone przez obecną koalicję, a ściślej zakaz dla GMO przesunięto o kilka lat i ma wejść w 2013 roku. Ponadto PiS od kilku lat prowadzi kampanię, aby Polska została ogłoszona krajem "wolnym od GMO", czyli żeby obowiązywał zakaz stosowania GMO, tak jak m.in. w Niemczech, Austrii i Francji. Trzeba też zauważyć, że choć w tych państwach nie uprawia się GMO, to w obrocie są tam pasze zawierające modyfikowane składniki - głównie soję, która jest najważniejszym źródłem białka. Co jednak nie oznacza, że zastąpienie soi innymi roślinami nie jest możliwe. I taki jest też cel działań przeciwników GMO w całej Europie.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2011-08-17

Autor: jc