Nasi zagrają o brąz
Treść
Nie spełniły się marzenia polskich piłkarzy ręcznych o drugim z rzędu finale mistrzostw świata. Wczoraj w półfinale rozgrywanego w Chorwacji turnieju podopieczni Bogdana Wenty przegrali z drużyną gospodarzy i jutro zmierzą się z Duńczykami w spotkaniu o trzecie miejsce. Nie ma jednak powodów do rozpaczy - nasi i tak osiągnęli wielki sukces, i wciąż mają szansę stanąć na podium mistrzostw. W pojedynku o złoto znakomici Chorwaci zagrają z Francuzami.
Przed meczem obie drużyny wypowiadały się o rywalach z szacunkiem, spodziewając się niezwykle twardego i wyrównanego boju. Choć nieco więcej szans przyznawano Chorwatom, gospodarze nie byli hurraoptymistami. Owszem, nie dopuszczali do siebie myśli o porażce, ale Polaków się obawiali. Nasi mieli świadomość, że czeka ich wyprawa pod stromą i wysoką górę, lecz obiecywali, że zrobią, co w ich mocy, by osiągnąć szczyt. Początek spotkania, zgodnie z przypuszczeniami, należał do Chorwatów. Biało-Czerwoni wyszli na boisko bardziej poddenerwowani, mieli kłopoty z wykańczaniem akcji. Gospodarze z większą swobodą przedzierali się przez nasze szyki obronne i po kilku minutach było 2:0. Polacy odpowiedzieli trafieniem Marcina Lijewskiego, który w pierwszych fragmentach wziął na siebie ciężar zdobywania bramek - był autorem czterech z pięciu, jakie nasi strzelili przez kwadrans (jedną, z rzutu karnego zapisał na swoje konto Tomasz Tłuczyński). Gdy Chorwaci objęli prowadzenie 9:5, zrobiło się niewesoło, tym bardziej iż Polacy nie potrafili uporządkować gry. Pomogła im wymuszona przerwa, spowodowana... odklejeniem się podłogi. Po kilku minutach wrócili na boisko odmienieni, przewaga rywali zaczęła topnieć. Kilkoma kapitalnymi interwencjami popisał się zmiennik Sławomira Szmala - Adam Malcher, przebudzili się Mariusz Jurasik i Karol Bielecki. W efekcie nasi złapali wiatr w żagle, a przeciwnicy tracili grunt pod nogami. I to dosłownie, bo nieszczęsna podłoga co kilka minut się odklejała - taka wpadka organizacyjna miała miejsce chyba po raz pierwszy w meczu o tak ogromną stawkę. Gdy tuż przed przerwą Michał Jurecki doprowadził do wyrównania (13:13), wydawało się, że będzie dobrze. I choć po chwili Igor Vori znów wyprowadził Chorwatów na prowadzenie, nasi mogli być zadowoleni z wyniku.
Minimalna strata była bowiem jak najbardziej do odrobienia, tyle że w drugiej połowie swój koncert zagrali gospodarze, a Polacy nie byli w stanie im dorównać. Szalał Ivan Cupić, który zdobywał gola za golem, świetnie bronili bramkarze, przewaga Chorwatów rosła. Kiedy w 40. minucie niesieni dopingiem 15 tysięcy widzów prowadzili 22:15, nasza sytuacja stała się niemal beznadziejna, a wynik praktycznie rozstrzygnięty. Kilka chwil później przewaga piłkarzy z Bałkanów sięgnęła już dziewięciu bramek (25:16) i stało się jasne, iż staną oni naprzeciw Francji w jutrzejszym finale. Polacy jeszcze strzelili dwie bramki, mieli szansę na kolejną, ale losów pojedynku już nie mogli odmienić. Wczoraj Chorwaci byli po prostu lepsi, zagrali doskonale, nawet ich teoretycznie słabsze ogniwo - bramkarze - dorównali poziomem do kolegów. Biało-Czerwoni jutro zmierzą się z Danią o brązowe medale.
Polska - Chorwacja 23:29 (13:14). Polska: Sławomir Szmal, Adam Malcher - Bartłomiej Jaszka, Krzysztof Lijewski, Patryk Kuchczyński, Karol Bielecki 1, Artur Siódmiak 3, Damian Wleklak, Bartosz Jurecki 3, Mariusz Jurasik 6, Michał Jurecki 2, Tomasz Tłuczyński 4, Marcin Lijewski 4, Rafał Gliński.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-01-31
Autor: wa