Nareszcie "Halka" naszych czasów
Treść
Najnowsza inscenizacja "Halki", wystawiona na scenie oddanej do użytku po ośmioletnim remoncie i z okazji 60-lecia Opery Wrocławskiej, wyprana została ze skostniałej tradycji i pozbawiona cepeliowskiej otoczki. Jej akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przestrzeni i czasie. Ten prosty zabieg sprawił, że dramat głównych bohaterów mógł przemówić z pełną siłą i nabrać zarazem prawdziwie ludzkiego wymiaru oraz zrozumiałego wszędzie uniwersalizmu.
Motywem przewodnim inscenizacji uczynił reżyser czerwony pas, który Halka zabiera Januszowi w chwilach miłosnego uniesienia. Będzie jej towarzyszył przez cały czas. Nim okręci rękę, do niego tuląc głowę, zaśpiewa swoją dramatyczną cavatinę "O mój maleńki", za nim skoczy w finale do rzeki. Niemal zupełnie pozbawiona rekwizytów inscenizacja utrzymana w biało-czarnej kolorystyce ostro odgranicza dwa zupełnie różne światy. Kolor biały przypisano otoczeniu Stolnika i Janusza, czarny należy do świata Halki i Jontka. Tak samo podzielona została scena II aktu: na górze salon Zofii, pełen gości zupełnie nieświadomych dramatu biednej Halki rozgrywającego się poniżej. Ten sam zabieg zastosował reżyser w finale. Halka nie pędzi przez scenę w poszukiwaniu miejsca, z którego może skoczyć do rzeki. Scena z kościołem i weselnymi gośćmi podjeżdża w górę, a Halka, rzucając czerwony pas Janusza, pogrąża się za nim w odmętach rzeki, zjeżdżając na zapadni w dół.
Trzeba przyznać, że reżyseria jest niesłychanie konsekwentna i zwarta dramaturgicznie od początku do końca. Wszystkie elementy przedstawienia łączą się ze sobą harmonijnie w wyjątkowo spójną całość. Nawet sceny baletowe podnoszą temperaturę przedstawienia, szczególnie żywiołowe tańce góralskie w III akcie. Mam wrażenie, że w tej inscenizacji najbardziej liczy się człowiek, stąd reżyseria nastawiona na stworzenie wyrazistego studium ludzkich charakterów: Janusz - młody człowiek mocno przestraszony sytuacją, nad którą zupełnie przestał panować; Halka - przechodząca od stanu najwyższego szczęścia w chwili spotkania z Januszem do zwątpienia i niepokoju podczas oczekiwania na spotkanie z nim, później rezygnacji i finałowego szaleństwa; zakochany bez wzajemności Jontek, wreszcie nieco cukierkowata Zofia, jakby nieświadoma rozgrywającego się na jej oczach dramatu, i jej dystyngowany ojciec zapatrzony we własny świat.
Przyznać trzeba, że śpiewacy z pasją zrealizowali zadania aktorskie postawione przed nimi przez reżysera. Największy sukces w tym względzie odnieśli: Mariusz Godlewski tworzący przekonywający obraz pełnego wątpliwości, rozterek i wyrzutów sumienia Janusza, oraz Tatiana Borodina w roli nieszczęśliwej Halki.
Pamiętam gromy, jakie posypały się na głowę Marii Fołtyn, która w 1995 roku zdecydowała, że premierę "Halki" wyreżyserowanej przez nią w Operze Narodowej zaśpiewa nie polska śpiewaczka, lecz Ukrainka Tatiana Zacharczuk. Ewa Michnik powierzyła premierę dwóm śpiewakom zza wschodniej granicy. Partię Halki zaśpiewała na premierze wspomniana już Tatiana Borodina, Jontka - Oleg Lykchach, ściągnięty nagle, w zastępstwie niedysponowanego Olega Balachova, na 15 minut przed rozpoczęciem przedstawienia. Oboje zaprezentowali interesujące - w barwie i brzmieniu - głosy.
Muzyka Moniuszki pod wytrawną batutą dyrektor Ewy Michnik płynęła szerokim, wartkim strumieniem. Świetnie, jak zwykle, grała orkiestra oraz śpiewały i brzmiały przygotowane przez Małgorzatę Orawską chóry.
Najnowsza wrocławska "Halka" z pewnością usatysfakcjonuje w pełni wszystkich, którym jest bliski dobry nowoczesny teatr muzyczny. Wielbicieli tradycji, lubiących oglądać góry i góralskie rekwizyty, czeka srogi zawód. Jeżeli ta premiera jest zapowiedzią nowego stylu inscenizacji, jakie mają być realizowane w odrestaurowanej Operze Wrocławskiej, to przed nami wyjątkowo interesujące wydarzenia.
Adam Czopek
Stanisław Moniuszko "Halka"; kierownictwo muzyczne: Ewa Michnik; reżyseria: Laco Adamik; scenografia: Barbara Kędzierska, choreografia: Irina Mazur
Premiera 8 września 2005 r.
"Nasz Dziennik" 2005-09-15
Autor: ab