Najważniejsza bitwa przed nami
Treść
Wystąpienie Jana Olszewskiego, premiera w latach 1991-1992, doradcy politycznego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Gdańsku (fragmenty).
(...) Wtedy, kiedy jeszcze tylko mogliśmy przeczuwać przyszłą wolną Polskę i nikt z nas wtedy nie miał pewności - mając pewność, że ona przyjdzie, nie miał pewności, że tej chwili dożyje. Tamta tradycja, ten wspaniały czas "Solidarności", jej wielki dorobek dzisiaj w Polsce, nie są właściwie doceniane. Dzisiaj w Polsce trzeba do tych spraw wracać, trzeba o nich przypominać, bo lata po Okrągłym Stole te wspomnienia w znacznej mierze zatarły.
Dla nas, starszych, tych, którzy tamten czas świadomie przeżyli, on zawsze zostanie niezatarty w pamięci, ale dorastają już kolejne młode pokolenia Polaków, którym tej wielkiej tradycji solidarnościowej, wielkiej tradycji walki o wolną Polskę, a może więcej nawet - o wolny świat, o wolną Europę - nie przekazano właściwie. To zadanie przed nami stoi. Z tym zadaniem przyszło mi się przed 15 laty zmierzyć, wtedy kiedy po pierwszych wolnych wyborach w Polsce po pół wieku został z tych wyborów wyłoniony polski Sejm i ten Sejm powołał pierwszy rząd Rzeczypospolitej.
Przypadł mi zaszczyt, ale i ogromny ciężar przewodniczenia temu rządowi. I wspomnienia tamtego czasu, choć krótkie, nie ukrywam - są dla mnie ciągle jeszcze dzisiaj sprawą niezwykle żywą, a tym bardziej aktualną, gdy patrzę na zadania stojące przed tymi, którzy postawione wtedy cele tamtego rządu muszą przyjąć na siebie i próbują je - skuteczniej niż nam się to wtedy udało - dzisiaj w Polsce realizować.
Proszę Państwa, w tamtym czasie, w tamtych dniach, było jasne, że jeżeli chcemy doprowadzić do tego, aby Polska, aby Polacy mogli rzeczywiście z tych czterdziestu paru lat, spadku czterdziestu paru lat sowieckiej dominacji mogli wybić się na niepodległość trwale, a nade wszystko zbudować własne, rzeczywiście niepodległe, demokratyczne, praworządne i sprawne państwo, to trzeba się będzie zmierzyć z siłami przeszłości, z tymi, którzy reprezentowali spadek po PRL-u w dwóch bardzo ważnych płaszczyznach naszego życia.
Stały przed tym rządem dwa naczelne zadania. Po pierwsze, oczyszczenie struktur państwa, może szerzej - struktur życia publicznego w Polsce, z głęboko zakorzenionych w tych strukturach pozostałościach dawnego aparatu, aparatu przede wszystkim policyjnego, aparatu bezpieczeństwa, bo on był główną kanwą tamtego ustroju i tamtej struktury. I dlatego zagadnieniem naczelnym, jednym z pierwszych, był problem dekomunizacji, ale przede wszystkim problem lustracji. I była druga dziedzina naszego życia, dziedzina gospodarki. Wchodziliśmy w zupełnie nowy system, wchodziliśmy z ogromnymi opóźnieniami, z bardzo ograniczonym zakresem kapitału i majątku narodowego - ale od tego, jak ten majątek zagospodarujemy i jak go sprawiedliwie rozdzielimy - od tego zależała pomyślność Polski i pomyślność Narodu. A więc powstawał drugi problem, problem przeprowadzenia reprywatyzacji, różnych form powszechnego uwłaszczenia, udostępnienia tego majątku rzeczywistym jego właścicielom, Polakom.
W tych obydwu płaszczyznach opór tych, którzy przyzwyczaili się i państwo, i majątek narodowy traktować jako swoje, przekazane im na użytek żerowisko. Że ten opór był i będzie ogromny - wiedzieliśmy. Tym niemniej trzeba się było z nimi zmierzyć i nawet w sytuacji, w której od początku zdawaliśmy sobie sprawę z ogromnej dysproporcji sił i z niepewnego końcowego rezultatu - uchylić się od tej konfrontacji nie było można.
Nie ma i nie będzie taryfy ulgowej
Od pierwszej chwili doświadczeniem tamtego czasu, moim doświadczeniem, doświadczeniem moich współpracowników, doświadczeniem tych naszych politycznych przyjaciół, którzy stanowili wsparcie i bazę tego rządu w parlamencie, od samego początku naszym doświadczeniem była absolutna bezwzględność przeciwnika w walce z nami. Tu od początku było jasne, że nie ma i nie będzie taryfy ulgowej, że nie ma co liczyć na jakiś odruch, refleks przyzwoitości, a może tylko przypomnienie, że jednak jest coś takiego jak dobro kraju. Nie ukrywam - ja na takie odruchy liczyłem. To tylko dowód - dzisiaj jak to widzę - mojej naiwności.
Przebieg wydarzeń Państwo znają. Myślę, że to nie były miesiące mimo wszystko stracone. Udowodniliśmy jedno: udowodniliśmy, że ta solidarnościowa strona, bo tak ją chyba najsłuszniej jest określić, mimo braku doświadczenia, mimo że właściwie jej kapitałem państwowym jest tylko dobra wola - potrafi skutecznie przejąć państwo i zająć się jego sprawami. Ale to właśnie było powodem dla drugiej strony jednoznacznego larum. To właśnie spowodowało, że już po kilkunastu tygodniach naszego działania rozpoczęły się z prawdziwą furią nasilać przede wszystkim medialne ataki i manipulacje prowadzone w sposób, którego ja Państwu nie potrzebuję przypominać, bo dzisiaj też Państwo mogą to wszystko zobaczyć.
Formalnym powodem obalenia rządu była, jak Państwo wiedzą, akcja lustracyjna przeprowadzona w warunkach narzuconych i przeprowadzona w warunkach, których, muszę powiedzieć, moja nawet wtedy już dosyć bogata fantazja i wyobraźnia na temat tego, czego mogę się spodziewać, nie starczyła, nie potrafiła ocenić. Ja Państwu tylko przypomnę, że w momencie, kiedy zbliżaliśmy się do tego kulminacyjnego kryzysu, zaczęły oto "płonąć lasy" wokół Warszawy, w niektórych mediach oczywiście. Został postawiony w stan pogotowia i zmobilizowany garnizon wojsk wewnętrznych w celu zorganizowania zbrojnego zamachu stanu przez mój rząd. Został ogłoszony stan alarmu w związku przygotowywanym przez nas zamachem. Nic z tego nie było prawdą i nic z tego nigdy nikt nie potrafił udowodnić.
Nigdy nie przeprosili
Ale ci, którzy to wtedy bardzo głośno, szeroko i publicznie głosili, ci, którzy jeszcze dzisiaj występują jako autorytety moralne Polski w dzisiejszym życiu publicznym, nigdy nie zdobyli się na słowo przeproszenia. Mało tego, nawet nigdy nie przeszło im przez gardło, żeby powiedzieć, że może jednak byli wtedy niezupełnie dobrze zorientowani. To nawet dobrze o nich świadczy, bo wszyscy przecież wiedzieliśmy, że to jest oczywista, cyniczna gra. To, co pozostało po tamtych pomówieniach, co zdołało się w pewnych kręgach nawet naszej opinii utrwalić, to przekonanie, że może zamachu nie było, może to nawet byli ludzie mający tam jakieś resztki dobrej woli, ale byli to straszliwi nieudacznicy, a największym - poza premierem - był oczywiście Antoni Macierewicz, autor tej akcji, akcji narzuconej. Uważam, że trzeba przywołać to nazwisko, dlatego że z niego zrobiono jakby takiego klasycznego na szereg lat diabełka, który miał straszyć wszystkich, którzy by się chcieli porwać na to zadanie, lustracją, i który ponosi odpowiedzialność za to, że swoimi - czy to wrednymi, czy przynajmniej krańcowo nieudolnymi - działaniami wszelką lustrację stale uniemożliwiał. Otóż trzeba, proszę Państwa, powiedzieć, bo to będzie ważne w przyszłości, tak jak ważne jest dziś, że tamta lista osób, które zostały wskazane w świetle materiałów zgromadzonych w archiwach Służby Bezpieczeństwa, osób wówczas znanych w życiu publicznym, wskazanych jako agenci Służby Bezpieczeństwa, że z tej listy przypadków omyłek było tyle, że można je policzyć na palcach jednej ręki, co - zważywszy na okoliczności i czas akcji - naprawdę dowodzi, że została ona wykonana z niesłychaną sprawnością i z wielkim poczuciem odpowiedzialności.
Kto jest kim w Polsce
To, co wiemy dzisiaj, dowodzi, że poza tymi paroma przypadkami wszystkie wskazane tam nazwiska, zamieszczenie ich na tych listach - znalazło uzasadnienie w materiale dowodowym w różnych okolicznościach i w różnym czasie ujawnionym w ciągu następnego 15-lecia. Mówię to Państwu dlatego że przed kilkunastoma tygodniami mieliśmy oto powtórkę z tamtej batalii. Trzeba było wrócić, trzeba było wrócić do tej sprawy i nie można jej zostawić niezałatwionej.
Tym, którzy w lustracji widzą dla siebie, dla swojej pozycji politycznej - słusznie - śmiertelne niebezpieczeństwo, tym wszystkim trzeba powiedzieć: udało wam się jeszcze raz, ale z tej sprawy nie zrezygnujemy. Tę sprawę, to oczyszczenie Polski, oczyszczenie naszego życia publicznego, to wyraźne powiedzenie i określenie, kto jest kim w Polsce dzisiaj - przeprowadzimy, to się musi stać. To się stanie.
Proszę Państwa, myślę, że ten sukces, który siły starego peerelowskiego i postpeerelowskiego porządku odniosły w sprawie lustracji, był zarówno dla tamtej strony alarmem, jak i zachętą, pójściem za tym pierwszym, jak im się wydawało (wydaje może jeszcze ciągle), skutecznym uderzeniem. I jeżeli patrzymy na to, co teraz się dzieje, w tej chwili na scenie politycznej, na ten rozbudzony taniec upiorów - ja mam osobiście takie wrażenie, jakbym oglądał stary film z 1992 roku. Te same problemy, te same metody, te same twarze. I nawet te same słowne manipulacje. Drobny przykład, nie wiem, czy wszyscy Państwo, którzy tamten czas pamiętają, więc dotyczy to w znacznej części tej sali poza najmłodszymi, pamiętają Państwo ten termin wylansowany wówczas właśnie przez "Gazetę Wyborczą" - "olszewicy". Miało to budzić skojarzenia odpowiednie u odbiorcy z bolszewikami. Środowisko, które było w prostej linii spadkobiercą tamtej tradycji, podrzuciło ją niejako naszej stronie, używając do tego mojego nazwiska. A dzisiaj? A dzisiaj mamy "kaczyzm" - tego samego autorstwa, tego samego środowiska, który ma być odniesieniem, przypomnieniem do słowa "faszyzm". Nawet nazwisko może posłużyć do tego rodzaju plugawych operacji.
Proszę Państwa, myślę, że jeżeli już jesteśmy przy analogiach z tamtym czasem, to dzisiaj w każdym razie trzeba powiedzieć, że po naszej stronie jest nieporównanie większa siła i w związku z tym nieporównanie więcej szans. Ale główny takt konfrontacji, najważniejsza bitwa jest jeszcze przed nami. Tamten pierwszy i demokratyczny rząd, demokratyczny w swojej genezie i w swoich legalnych źródłach, udało się obalić w ciągu jednej nocy, przeprowadzić w parlamencie głosami - prawda, że wybranych w wolnych wyborach, ale według bardzo szczególnej ordynacji, w szczególnych warunkach - posłów. Dzisiaj jak patrzymy na to, co dzieje się w naszym Sejmie, to widać, że komuś bardzo się spieszy, aby tę operację powtórzyć. Ale dlatego trzeba zrobić wszystko, żeby to uniemożliwić.
Czyja będzie Polska
Ja wtedy, tamtej nocy, mówiąc do posłów polskiego Sejmu, powiedziałem, że muszą mieć świadomość, iż od sposobu ich głosowania, od tego, za czym lub przeciwko czemu podniosą rękę, tej nocy od tego będzie zależało, czyja będzie Polska. To pytanie nadal jest aktualne. Ono stoi dzisiaj na porządku dnia polskiego życia publicznego, polskiego życia narodowego. I trzeba zrobić wszystko, by tej odpowiedzi mogli udzielić wszyscy obywatele, wszyscy Polacy w demokratycznych wyborach. W takiej sytuacji byłbym o ten wybór spokojny, bo poza tym całym elementem medialnego jazgotu, propagandowych manipulacji - przecież w Polsce toczy się realne życie. A tak się jakoś zupełnie niespodziewanie, wbrew logice, którą lansują środki przekazu, tak się właśnie dzieje, że kiedy w Rzeczypospolitej do władzy dochodzi rząd złożony z ludzi, których druga strona określa jako nieudaczników, niemających zielonego pojęcia o gospodarce, wprowadzających tylko i wyłącznie spory polityczne, niewiedzących właściwie na dobrą sprawę, na jakim świecie żyją - otóż tak się dzieje, że właśnie gospodarka polska w tym czasie nabiera tempa i zaczyna się rozwijać! Przypomnę, że w roku 1992, w tej pierwszej jego połowie, kiedy byłem premierem i kiedy mój rząd odpowiadał za sprawy polskiej gospodarki - że to był po raz pierwszy czas od roku 1989, kiedy produkcja, która do tej pory spadała, zaczęła rosnąć; kiedy został zrównoważony, tragiczny do tej pory, bilans handlowy Polski; kiedy w sposób wyraźny hamowana była już inflacja i kiedy zaczęło - może jeszcze wtedy nieznacznie - ale już spadać bezrobocie. I wreszcie jeszcze jedna rzecz, którą trudno byłoby podejrzewać, jeżeliby poważnie potraktować te rozpowszechniane informacje o ignorantach w sprawach gospodarczych, którzy w tym rządzie przejęli odpowiedzialność za polską gospodarkę. Otóż myśmy przygotowali, opracowali i wprowadzili, pozostawiając naszym następcom, zasadniczy element porządkujący polską gospodarkę - mianowicie budżet w takiej sytuacji, kiedy w momencie, kiedy ten rząd przejmował odpowiedzialność za państwo, nasi poprzednicy, których w gospodarce reprezentował "najwybitniejszy" ekonomista Europy Środkowowschodniej Leszek Balcerowicz - budżetu nie było. Po prosu nie było.
I dziwna rzecz, proszę Państwa, dokładnie tak jest teraz. Dokładnie tak jest od tych dwóch lat, kiedy odpowiedzialność ponoszą ludzie, o których każde dziecko w Polsce nieomal może przeczytać w każdej - nie, prawie w każdej gazecie; może usłyszeć w rozlicznych radiostacjach, może obejrzeć z ekranów licznych telewizji - stwierdzenie zdawać by się mogło oczywiste, że są to ludzie, którzy mają zupełnie wypaczone wyobrażenie o współczesnej gospodarce i nie mają o niej pojęcia, którzy są nieszczęściem dla Polski, którzy przez międzynarodowych ekspertów są oceniani jako kompletnie nieprzewidywalni.
Dowód kompetencji premiera
Proszę Państwa, ja Państwa chcę przekonać tylko do jednej rzeczy, tylko jeden przedstawić Państwu dowód, dlaczego ten cały jazgot przeciwko nam teraz prowadzony - w parlamencie, poza nim, w środkach przekazu (krajowych, zagranicznych) - dlaczego te wszystkie dziwne figury retoryczne w zakresie życia politycznego wykonywane - są bez znaczenia, ale także - co one mają zakryć. Otóż dzisiaj, jak sobie Państwo otworzą telewizję czy otworzą radio, czy wezmą dziennik, to bardzo dużo usłyszą o tym, jak bezprawnie, straszliwie, okropnie straszny Jarosław Kaczyński wprowadza w Polsce ustrój totalitarny. Ale oprócz tego całego jazgotu - naprawdę zachowajmy do niego dystans, bo jak powiadam, nie jest on całkiem nowy, to już mieliśmy, tośmy już przećwiczyli przecież - jest oto dzisiaj jedna wiadomość, której nie słyszę w tych komentarzach, nie słyszę w tych wiadomościach. Oto jest dzisiaj opublikowany komunikat Głównego Urzędu Statystycznego, że bezrobocie w Polsce po raz pierwszy od piętnastu, właśnie od tych piętnastu lat, które dzielą ten rząd od tamtego - po raz pierwszy spadło poniżej 10 procent! I to jest, proszę Państwa, ta sprawa, która ma podstawowe znaczenie dla tych "zwykłych" Polaków, którzy będą wystawiali rządowi Jarosława Kaczyńskiego atest. Ten komunikat, ta wiadomość to jest rzeczywiście prawdziwy dowód - dowód kompetencji rządu i kompetencji premiera.
"Nasz Dziennik" 2007-08-27
Autor: wa
Tagi: jan olszewski