Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Najtańszy jest zwrot w naturze

Treść

Z Krzysztofem H. Łaszkiewiczem, wiceministrem skarbu, rozmawia Krzysztof Losz

W rządzie Jerzego Buzka odpowiadał Pan za przygotowanie ustawy reprywatyzacyjnej. To najważniejsze zadanie, jakie przed Panem stoi?
- Trudno powiedzieć, czy to będzie moje główne zadanie, bo tych obowiązków w ministerstwie skarbu mam sporo. Ale na pewno będzie to jedna z najważniejszych spraw, jakimi przyjdzie mi się zająć.

Czy ministerstwo skarbu przygotowuje już projekt ustawy reprywatyzacyjnej?
- Ten problem będziemy musieli rozwiązać, ale w racjonalny sposób. W tej chwili trwają w ministerstwie prace studyjne: ile mamy majątku, jak wyglądają roszczenia, bo od lat 1998-2001, gdy była przygotowywana pierwsza ustawa reprywatyzacyjna (została potem zawetowana tylko z powodów politycznych przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego), takich badań nie robiono. Z kolei projekty zgłaszane przez SLD były przygotowywane tylko po to, aby pokazać, że coś się robi. Przepisy okazywały się potem niekonstytucyjne i z tego powodu nigdy nie były przedmiotem poważnych prac. Zapomniano o tym, że najpierw trzeba wiedzieć, czym dysponujemy, by ten problem rozwiązać.

Od początku procesu transformacji ustrojowej znaczna część majątku, także tego zabranego dawnym właścicielom, została sprywatyzowana. Pytanie, czy wystarczy nam tego majątku publicznego, który mamy, żeby zaspokoić roszczenia dawnych właścicieli?
- To właśnie trzeba sprawdzić, co zostało, co można oddać dawnym właścicielom lub ich spadkobiercom i wtedy dopiero będzie można mówić o formie reprywatyzacji. Ostatnie dane na ten temat pochodzą z lat 1997-1998, a od tego czasu przecież wiele się w gospodarce zdarzyło.

Czyli możliwe jest jeszcze oddawanie choćby części majątku w naturze?
- Na pewno zwrot majątku w naturze jest najtańszą formą reprywatyzacji. Gdyby to zrobiono na samym początku transformacji ustrojowej, to byłoby to nie tylko bardziej racjonalne, ale i tańsze.

Biorąc pod uwagę upływający czas, trwającą wiele lat prywatyzację, wiadomo, że nie wszystko da się zwrócić w naturze, bo i trudno wyobrazić sobie sytuację, aby komuś, kto kupił majątek od państwa, teraz go zabierać i oddawać byłemu właścicielowi...
- Na pewno tak. Trzeba też mieć na uwadze interesy tych, którzy w dobrej wierze nabyli majątek i nie ma mowy, aby komukolwiek cokolwiek odbierać. Chyba że - ale to wynika z innych przepisów i tak się dzieje - ktoś nabył majątek na drodze przestępstwa, wtedy można mu go zabrać. Ale to już są inne przypadki i inne procedury.

Czasami można jednak usłyszeć opinie, że skoro tyle lat nie przeprowadzaliśmy reprywatyzacji, to można ten proces jeszcze odłożyć. Czy jednak zwlekając z reprywatyzacją, państwo nie naraża się na różne konsekwencje prawne i finansowe?
- Tak samo mówiono o roszczeniach zabużańskich, dopóki nasz Trybunał Konstytucyjny i Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu nie orzekły, że państwo polskie naruszyło prawo. Wszystko można mówić, ale jeśli się przeprowadza transformację ustrojową i jeżeli podstawą systemu gospodarki rynkowej, do której żeśmy przeszli, jest własność prywatna, to nie można budować tego systemu na niejasnych podstawach. Przecież wszystkie roszczenia dawnych właścicieli hamują inwestycje. Poza tym nie da się zbudować klarownego prawa własności bez rozliczenia tego wszystkiego. Nie zapominajmy też o tym, że znaczna część dawnych właścicieli ma prawo dochodzić swoich roszczeń w trybie obowiązujących ścieżek prawnych i wtedy też się zaczynają schody, bo trzeba natychmiast wypłacać im pieniądze.

Te odszkodowania finansowe to także efekt wieloletnich zaniedbań...
- Polska jest jedynym krajem w naszej części Europy, który nie załatwił problemu reprywatyzacji, a przecież chcemy być uznawani za demokratyczne państwo prawa.

Część posłów uważa, że ustawa reprywatyzacyjna powinna także zmusić samorządy, nie tylko Skarb Państwa, do oddawania mienia, którym zarządzają, dawnym właścicielom. Czy takie zapisy powinny się rzeczywiście w takiej ustawie znaleźć?
- Prawnie jest to możliwe, wynika to choćby z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. Nie chciałbym jednak już teraz tej sprawy rozstrzygać, bo nie wiemy jeszcze, jakie będą formy reprywatyzacji.

Czy można oszacować wartość obecnych roszczeń?
- Trudno jest powiedzieć. To było szacowane 10 lat temu. W międzyczasie część roszczeń została zaspokojona w trybie indywidualnych procesów, część dawnych właścicieli, niestety, nie doczekała reprywatyzacji, zmarli, nie pozostawiając spadkobierców. To wszystko trzeba teraz przeanalizować.

Na ile prawdziwe są wyliczenia podawane przez różne źródła, że te roszczenia mogą wynieść 150-180 mld zł, a nawet ponad 200 miliardów?
- Można to przyjąć, jeżeli się liczy wartość majątku, jaki państwo zabrało właścicielom. Natomiast to nie są roszczenia. A ile będzie roszczeń? Tego nie wiemy, to trzeba dopiero określić.

Kiedy możemy się spodziewać skierowania do Sejmu projektu ustawy reprywatyzacyjnej?
- Nie określamy konkretnego terminu, chcemy to przede wszystkim zrobić racjonalnie. To jest podstawowa przesłanka. To nie jest bieg na czas, choć ten czas jest istotny. Ale ustawa musi być dobra, a nie bubel, który się zrobiło tylko po to, aby pokazać, że coś się robi. Dlatego najpierw trzeba precyzyjnie określić, jaka jest wartość majątku, który trzeba oddać, i jaki majątek ma państwo do dyspozycji, który można by przekazać na cele reprywatyzacyjne.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-12-14

Autor: wa