Najsłabszy punkt US Army
Treść
Ostatnie nasilenie ataków irackiego podziemia zbrojnego na żołnierzy sił okupacyjnych, a zwłaszcza współpracujących z okupantami Irakijczyków, świadczy, że sytuacja w Iraku coraz bardziej wymyka się spod kontroli Waszyngtonu. Z wyjątkiem propagandzistów z Białego Domu w zasadzie nikt już nie wierzy w to, że zaplanowane na 30 stycznia wybory odbędą się w tym terminie. W Iraku codziennie w setkach ataków giną dziesiątki osób. Chociaż głównym celem wydają się iraccy kolaboranci, to praktycznie nie ma dnia, aby w różnego rodzaju atakach nie ginęli żołnierze USA.
Jak zauważyli ostatnio amerykańscy eksperci wojskowi, około jednej trzeciej z blisko 1400 (według danych Pentagonu) poległych amerykańskich żołnierzy stanowili ci, którzy zginęli w atakach irackich partyzantów na konwoje. Straty Amerykanów w jednostkach liniowych są stosunkowo małe i wynoszą 10:1. To znaczy, że w potyczce za każdego zabitego amerykańskiego żołnierza z jednostki bojowej iraccy partyzanci tracą 10 swoich. Wynika to z tego, że są oni lepiej wyszkoleni i nieporównywalnie lepiej wyposażeni niż ich przeciwnicy. Bardzo często też to Amerykanie są stroną atakującą i to do nich należą inicjatywa i cała przewaga techniczna oraz ogniowa. Dlatego też - o ile to możliwe - iraccy partyzanci unikają starć z regularnymi oddziałami amerykańskiego wojska i wolą atakować tak zwane miękkie cele. Są nimi zwykle posterunki irackiej policji i konwoje transportowe zaopatrujące amerykańskie bazy wojskowe.
Walczące w Iraku amerykańskie wojska potrzebują codziennie olbrzymich ilości zaopatrzenia - wyposażenia wojskowego, amunicji, paliwa, leków i żywności. To wszystko dostarczane jest do Iraku z ościennych krajów specjalnymi konwojami. Jako że konwoje są bardzo łatwym celem, ich ochrona jest obecnie najniebezpieczniejszym odcinkiem służby amerykańskich żołnierzy w Iraku. Nad bezpieczeństwem konwojów czuwają zwykle rezerwiści z jednostek pomocniczych i to właśnie oni giną najczęściej. Tutaj straty wynoszą już 2:1 (2 zabitych Irakijczyków na 1 Amerykanina). W klasycznych konfliktach zbrojnych 80-90 proc. wszystkich strat ma miejsce w jednostkach liniowych. Tymczasem wojna w Iraku jest pierwszym konfliktem zbrojnym, gdzie straty wśród jednostek pomocniczych są większe niż wśród liniowych. Wynika to z tego, że żołnierze jednostek pomocniczych są gorzej wyszkoleni i bardzo rzadko mogą korzystać z ochrony opancerzonych pojazdów, co wynika ze specyfiki środków transportu, jakie są przez nich używane. By zmniejszyć straty wśród tych żołnierzy, Amerykanie wprowadzili dla nich obowiązkowe szkolenia zarówno przed wyjazdem do Iraku, jak i zaraz po ich przyjeździe. Kiedyś ci żołnierze mieli obowiązek odbywać ostre strzelanie na strzelnicy raz na 30 miesięcy. Obecnie w ciągu 3-tygodniowego kursu zużywają więcej amunicji niż kiedyś w ciągu 2-3 lat służby.
Niestety, umiejętności strzeleckie niewiele im pomogą, gdy w chwili przejazdu konwoju eksplodują podłożone przez Irakijczyków przydrożne ładunki wybuchowe. Najlepszą obroną w takim przypadku jest zwiększenie prędkości i jak najszybsze odjechanie. Niewiele mogą pomóc próby opancerzenia tych pojazdów. Cysterna z paliwem czy ciężarówka załadowana amunicją są w sumie łatwymi do zniszczenia celami. Jedynym rozwiązaniem jest tu zastosowanie do ochrony konwojów helikopterów bojowych. Niewiele mogą one jednak pomóc w przypadku dobrze zamaskowanych przydrożnych ładunków wybuchowych odpalanych przy pomocy telefonów komórkowych. Materiałów wybuchowych używanych do tych ładunków jest w Iraku pod dostatkiem. Ocenia się, że w tym kraju jest dalej około 120 niestrzeżonych magazynów z amunicją. Średnio jest w nich 10-20 tys. ładunków wybuchowych, a zdarzają się i takie, gdzie jest ich około 100 tys.
Chociaż w mediach niewiele się o tym mówi, sprawa ataków na konwoje jest niezwykle istotna. Od tego zależy nie tylko poziom zaopatrzenia walczących jednostek, ale ataki na konwoje wpływają także rujnująco na morale żołnierzy. Dodatkowym czynnikiem obniżającym morale wojska w Iraku jest fakt, że konwojowanie transportów jest często powierzane prywatnym firmom zatrudniającym najemników z firm ochroniarskich. Wykonując takie same zadania, zarabiają oni ogromne pieniądze, podczas gdy zwykli żołnierze dostają jedynie swój skromny żołd.
Świadectwem upadku ducha wśród amerykańskich żołnierzy w Iraku była odmowa wykonania rozkazu kilka tygodni temu przez rezerwistów, którzy mieli za zadanie konwojować transport paliwa do jednej z amerykańskich baz. Ten pierwszy jawny przejaw niesubordynacji żołnierzy jednostek pomocniczych jest ewidentnym świadectwem, że to właśnie oni są najsłabszym ogniwem amerykańskiej armii okupacyjnej w Iraku.
Krzysztof Niewola
"Nasz Dziennik" 2004-12-30
Autor: kl