Najpierw monitoring, później gaz
Treść
Szef Gazpromu Aleksiej Miller obiecał wczoraj wznowienie dostaw gazu do Unii Europejskiej, kiedy tylko międzynarodowi obserwatorzy rozpoczną monitoring przepływu paliwa na Ukrainie. Wcześniej minister spraw zagranicznych Czech Karel Schwarzenberg poinformował, że UE jest gotowa wysłać obserwatorów, jak tylko dojdzie do porozumienia. Kompletowanie ekspertów monitorujących gazociąg miało zostać zakończone dziś w nocy. Miller za zamkniętymi drzwiami rozmawiał z szefem Komisji Europejskiej José Manuelem Barroso oraz unijnym komisarzem ds. energii Andrisem Piebalgsem.
W Brukseli odbyło się wczoraj posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego. Temat: kryzys gazowy. Przedstawiciele komisji spotkali się z szefami rosyjskiego Gazpromu i ukraińskiego Naftohazu. Tymczasem władze Białorusi podniosły wczoraj opłaty za tranzyt rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej.
- Nie chcemy nikogo winić, chcemy jedynie przywrócić dostawy gazu - oświadczył przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski. W trakcie posiedzenia komisji przedstawiciele UE zaznaczyli, że jest to "dwustronny spór handlowy", dlatego Wspólnota nie zajmie stanowiska w tej sprawie, zadowalając się rolą mediatora. - Nasze sąsiedztwo powinno być źródłem bezpieczeństwa, a kraje europejskie nie powinny być zakładnikami w tego typu sporach - uzasadniał stanowisko komisji Saryusz-Wolski. Parlamentarzyści zwrócili uwagę na potrzebę wypracowania wspólnego systemu "bezpieczeństwa gazu".
- Deklaracje Komisji Europejskiej o "dwustronnym" i "handlowym" charakterze konfliktu między Rosją i Ukrainą poważnie osłabiły pozycję UE w tym sporze - mówił eurodeputowany PiS Konrad Szymański podczas nadzwyczajnego posiedzenia Komisji Spraw Zagranicznych PE z udziałem przedstawicieli rządu Ukrainy, Rosji oraz Naftogazu (nie wziął w nim udziału szef Gazpromu Aleksiej Miller). Podkreślił, że ta sprawa nie jest ani techniczna, ani nawet instytucjonalna. - Ma ona charakter czysto polityczny - stwierdził. Podobny pogląd wyraził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Piotr Woźniak, minister gospodarki w rządzie PiS. Jego zdaniem, przyczyną trwającego obecnie kryzysu gazowego, oprócz próby ratowania rosyjskiej gospodarki poprzez zwiększenie konkurencyjności własnego przemysłu, jest postawienie Ukrainy pod ścianą. - Rosji chodzi tutaj o coś więcej niż tylko o pieniądze - powiedział Woźniak. - Tak, jak my mamy swoją politykę energetyczną, tak samo Rosja ma własną, zapisaną w dokumencie z 2003 roku, formalnie przyjętym przez Dumę. Na stronie 71 zostało tam zapisanych pięć priorytetów dla przemysłu gazowego, wśród których jako piąty priorytet znalazł się zapis o wykorzystywaniu przemysłu gazowego do uprawiania polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej w Europie - przypomniał Woźniak. Strategia będzie obowiązywała do 2020 roku.
Woźniak zwrócił uwagę na to, iż Gazprom musi się jednak liczyć z tym, że jeżeli zażąda od takiego wielkiego odbiorcy jak Ukraina (importuje rocznie z Rosji 50 miliardów metrów sześciennych gazu, podczas gdy np. na polskim rynku sprzedaje się 14 miliardów metrów sześciennych tego surowca), żeby płaciła 450 dolarów za metr sześcienny, to nie ma na to szans. Bo takich pieniędzy nie ma.
Na wojnie gazowej traci nie tylko Ukraina. Rosja, chociaż posiada zabezpieczenia w zawartych z odbiorcami kontraktach, zatem nieryzykująca strat finansowych z tytułu odszkodowań, pozostaje uzależniona od pieniędzy swoich odbiorców. Jak przypomina Szymański, 65 proc. dochodów budżetowych Rosji płynie z eksportu surowców energetycznych. Ponadto, w jego opinii, Rosja potrzebuje partnerstwa politycznego Europy w sprawach światowych, ponieważ pozycja tego kraju na arenie międzynarodowej nadal nie jest sprawą zamkniętą.
Twarda rozgrywka
Na spotkanie do Brukseli Miller i Dubyna przylecieli jednym samolotem. Lot z Moskwy trwał 3 godziny, czy i jakie rozmowy toczono na pokładzie samolotu, nie wiadomo. Treści trwającej 20 minut rozmowy na korytarzu w siedzibie KE też nie ujawniono. Prezes Naftohazu oświadczył wcześniej, że jego spotkanie z Millerem zostało odwołane przez stronę rosyjską. Jeszcze w środę rosyjski ambasador Władimir Czyżow utrzymywał, że trójstronne rozmowy nie są planowane i że nie ma mowy, by UE była mediatorem w sporze między Rosją i Ukrainą. Wczoraj po południu rzecznik Gazpromu przyznał jednak, że prezesi rosyjskiego Gazpromu i ukraińskiego Naftohazu rozmawiali w Brukseli. Kilkanaście godzin wcześniej negocjowali oni w Moskwie warunki zażegnania trwającego konfliktu.
Delegacja rosyjska spotkała się z szefem Komisji Europejskiej José Manuelem Barroso, komisarzem ds. polityki energetycznej Andrisem Piebalgsem oraz przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Hansem-Gertem Poetteringiem.
Kraje europejskie, do których nie płynie rosyjski gaz, a nie posiadają zdywersyfikowanych źródeł dostaw, stanęły w obliczu poważnego kryzysu. Najgorzej jest w Bułgarii. - Bułgaria zwróci się o pomoc finansową do UE z powodu ogromnych strat, jakich doznaje jej gospodarka w wyniku rosyjsko-ukraińskiego konfliktu gazowego - powiedział wczoraj minister gospodarki i energetyki Petyr Dymitrow. W jego opinii, skutki tego kryzysu są porównywalne do tych wywołanych w gospodarce przez kryzys finansowy. Rząd bułgarski zaproponował budowę 70 km nitki, która podłączyłaby kraj do gazociągu Turcja - Grecja - Włochy. Ze względu na panujące w Bułgarii mrozy w wielu szkołach i przedszkolach odwołano zajęcia, a w szpitalach odwoływane są operacje.
Węgry złagodziły wprowadzone we wtorek ograniczenie na zużycie gazu przez dużych odbiorców przemysłowych. Węgierski premier Ferenc Gyurcsany zapowiedział również wsparcie Serbii 1-2 mln metrami sześciennymi "błękitnego paliwa". - W środę zużyliśmy mniej gazu, niż się spodziewaliśmy, dlatego możemy podarować Serbii między 1 mln a 2 mln metrów sześciennych gazu... co jest jedną czwartą zapotrzebowań Serbii w gaz - zapewnił Gyurcsany.
Na Ukrainie Naftohaz ograniczył dostawy paliwa do zakładów metalurgicznych i chemicznych. - Dostawy ograniczono o 50 proc. - do 15 mln metrów sześciennych gazu na dobę - powiedział na konferencji prasowej w Kijowie wiceprezes Naftohazu Wołodymyr Trykołycz.
Do konfliktu gazowego między Ukrainą a Rosją dochodzi co roku. W tym roku obydwie strony znalazły się w trudnej sytuacji o tyle, że tym razem Ukraina zgromadziła zapasy na wiele dni, natomiast Rosji zależy na jak najszybszym uruchomieniu dostaw - dochody rosyjskiego budżetu pochodzą bowiem głównie ze sprzedaży surowców naturalnych, w tym przede wszystkim ropy i gazu.
Wojciech Kobryń
Anna Wiejak
Współpraca Marta Ziarnik
"Nasz Dziennik" 2009-01-09
Autor: wa