Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Najgorsza jest obojętność

Treść

Czasem w życiu robi się bardzo ciemno. Jak w wielkim, nieoświetlonym pokoju, pełnym domowych sprzętów, o które zmęczone nogi ciągle się potykają i boleśnie ranią. Wystarczy wtedy mały strumyk światła - taki, który sączy się przez dziurkę od klucza - aby odnaleźć kierunek zagubionej drogi. Światło znaczy wtedy wyzwolenie. Nie można bez niego żyć. Ono prowadzi. Daje nadzieję. Tak jak Bóg...

Świat można zniekształcić w różnoraki sposób - np. założyć różowe okulary i udawać, że w świecie nie ma szarości. Wtedy jego obraz jest fałszywy. Można też kierować się refleksami światła, które rozbłyska to tu, to tam, i za nim podążać. Nieszczęsny wędrowiec, który co rusz zmienia kierunek wędrówki, mamiony kolejnymi złudnymi znakami. Wreszcie można w poszukiwaniu drogi rozglądać się tylko za wielkim płomieniem, lekceważąc i depcząc wszystkie małe płomyki, i narzekać, że Bóg jest okrutny, nieczuły, że stworzył świat i zdezerterował z niego, opuszczając własnego dzieło. O tragedię wtedy nietrudno: przegapienie małych płomyków - drogowskazów darowanych przez Stwórcę - sprawia, że ciemność staje się jeszcze większa i zaczyna brakować nadziei.
Bóg to Światło. Prawda ta staje się szczególnie wyrazista na progu Adwentu. Elementem łączącym dziś w Liturgii Słowa wszystkie fragmenty biblijne jest przeświadczenie o nieuchronności Bożych obietnic. Jest nim też potwierdzenie prawdy, iż człowiek otrzymał czas na wzrastanie w miłości, ale on kiedyś się skończy - przyjdzie moment rozliczenia. Świat nieuchronnie zbliża się ku ostatecznej przemianie, choć nie wiemy, jak i kiedy to nastąpi. Apokaliptyczne wizje, zaczerpnięte zapewne z księgi proroka Daniela, które dziś przypomina Jezus, to tylko jedna odsłona tego, co ma się wydarzyć. Dramatyczność sytuacji nie polega wcale na tym, że "moce niebios zostaną wstrząśnięte", a ludzie "mdleć będą ze strachu", oczekując apokalipsy, ale na pełnym uświadomieniu sobie prawdy, że nie została wykorzystana jedyna szansa na to, by owa fundamentalna metamorfoza, która ma nastąpić, była ruchem ku życiu, nie zaś ku śmierci. "Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask" - upomina nas Chrystus. I dodaje: "Podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie!". W ludziach nadziei - a takimi przecież mamy być - nie powinno być lęku. Wszak do tego momentu dojrzewamy przez całe życie. Tym, co zabija ducha, jest stagnacja, spychanie rzeczy ważnych "na później", jakaś przerażająca obojętność, które na dobre rozpanoszyły się w naszym życiu, prowadząc do skamienienia serc.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-11-28

Autor: wa