Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nadchodzi 40-lecie "Humanae vitae"

Treść

Ks. prof. Jerzy Bajda Niedługo minie 40 lat od chwili, kiedy Paweł VI napisał w zakończeniu epokowej encykliki "Humanae vitae" następujące słowa: "Wzywamy was do wielkiego naprawdę dzieła wychowania, postępu i miłości. To rzeczywiście ogromne dzieło wychodzi wedle naszego głębokiego przekonania na korzyść zarówno świata, jak Kościoła. Człowiek bowiem nie zdoła osiągnąć prawdziwego szczęścia, do którego tęskni całą swą istotą, inaczej, jak zachowując prawa, wszczepione w jego naturę przez Najwyższego Boga. Do tych praw powinien on odnosić się w duchu mądrości i miłości" (HV 31). W encyklice Paweł VI wyjaśnił i potwierdził autorytetem Najwyższego Pasterza owe prawa, czyli "zasady moralne w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego". Czy świat zrozumiał i przyjął to nauczanie? Encyklika okazała się "znakiem sprzeciwu", jak to określił Dietrich von Hildebrand. Świat nie okazał wobec encykliki ani mądrości, ani miłości. Po ukazaniu się dokumentu Pawła VI rozpętała się podstępna i sofistyczna propaganda buntująca nieświadomych problemu ludzi do pójścia "własnymi drogami". Było to największe odstępstwo od nauki Kościoła, porównywalne z odstępstwem ariańskim w IV wieku lub protestanckim w XVI wieku. W tym to trudnym czasie Duch Święty posłał Kościołowi wielkiego Papieża, Jana Pawła II, aby leczył rany tego odstępstwa i ukazywał drogi Boże ludziom "dobrej", choć słabej woli, i pomagał im wrócić do pełnej prawdy, jaka "była na początku". Propaganda grzechu dysponowała bardzo licznymi i powabnymi środkami uwodzenia i zaślepiania sumień, stąd obraz świata jest obrazem ruin i moralnych zgliszcz małżeństw i rodzin. Klęska cywilizacji Nad tą sytuacją, jaka się wytworzyła w ciągu tych 40 lat, snuje smutną refleksję Judie Brown, przewodnicząca Amerykańskiej Ligi Życia (Cultural Consequences, MichNews, 26 marca 2008 r.). Wychodzi od faktu stwierdzonego przez Centrum Kontroli Chorób Zakaźnych, że co czwarta nastolatka w USA jest obciążona chorobą przenoszoną drogą płciową. De facto nie jest to tylko jakaś jedna choroba: zwykle jest ich kilka naraz. "I choć wielu może otwierać buzię ze zdziwienia - pisze pani Brown - lub uważać, że jest to nieodłączny składnik aktualnej kultury, to twierdzę, że jest to dobry przykład, pokazujący, ku czemu idzie Ameryka ulegająca fascynacji 'seksem'". Ponadto sytuacja tych dzieci dowodzi, że dorośli, a między nimi rodzice, zdradzili je - dodaje. I pisze: "Czego możesz oczekiwać, kiedy umieszczasz lisa w kurniku? Kiedy zachęca się rodziców, by szczepili dzieci przeciw chorobom przenoszonym drogą płciową, kiedy dzieci przedszkolne są atakowane komiksowymi książkami przedstawiającymi prezerwatywy lub kiedy dzieci oglądają non stop programy telewizyjne bez żadnej kontroli, czego możemy oczekiwać? Zbyt wielu rodziców zgadza się na to, aby telewizor pełnił rolę 'piastunki z wyboru'. Dla wielu zarabianie pieniędzy w jakikolwiek sposób stało się ważniejsze niż formowanie charakteru swoich dzieci". Judie Brown komentuje jeszcze inne zjawiska w życiu Ameryki. Na przykład "dyskusje" o sprawach seksualnych prowadzone bez potrzeby, penetrację szerokiej dziedziny oświaty przez Planned Parenthood, która prowadzi indoktrynację seksualną drogą totalnej manipulacji, brutalną propagandę seksualną prowadzoną pod szyldem "edukacji seksualnej", przy całkowitej niemal bierności czy może bezbronności rodziców. Nawet statystyki pokazujące wzrost skali zachorowań i rozprzestrzeniania się epidemii seksualnych nie tyle odstraszają, ile oswajają młodzież z zachowaniami, ściągającymi na nich nieodwracalne nieszczęścia. Specjaliści propagują jedynie "zapobieganie i ochronę" sprowadzające się do użycia prezerwatyw. Wszystkie te "zabezpieczenia" stają się jakby "wyposażeniem" ułatwiającym i skłaniającym młodzież do aktywności seksualnej przed małżeństwem. Pomimo tych dramatycznych statystyk odpowiedzialni za życie publiczne nie mają nic więcej do powiedzenia oprócz tych samych wyświechtanych zaleceń: "prevention and protection". Nigdy nie pojawi się w ich ustach słowo mówiące o czystości i samoopanowaniu, i gotowi są tylko rzucić drwiące spojrzenie pod adresem tych, którzy zachęcają do cnoty. Firmy produkujące prezerwatywy i inne tak zwane zabezpieczenia ciągną coraz większe zyski, a normalni ludzie wpadają w coraz większy smutek. "Nasze dzieci stały się ofiarami amerykańskiej kultury nasączonej seksem, kultury, w której dzieci już przyzwyczaiły się do tego, że żyją z jednym rodzicem, a wiele z tych dzieci spotyka w swoim domu licznych 'partnerów' i 'partnerki'. Kiedyś, gdy dom odwiedzał dziadek, miał przygotowany specjalny fotel; dziś takim meblem jest obszerna kanapa". Trawestując równanie Einsteina E=mc2, można ująć dzisiejszą sytuację równaniem: "more condoms=more sex=more STDs and pregnancies". "To równanie wytrzymało próbę czasu. Jest nie do obalenia" - twierdzi Judie Brown. Dzieli się także smutną refleksją na ten temat, że z ambon niezwykle rzadko słychać nauczanie Chrystusa o małżeństwie i rodzinie. Przytacza także zdanie, jakie na ten temat wypowiedział o. Tom Euteneuer, prezes Human Life International: "Milczenie kapłanów na temat antykoncepcji ma swoje konsekwencje na wieczność. Ceną tego milczenia jest zguba ludzkich dusz". Zdrada prawdy i zdrada człowieka Paweł VI w encyklice "Humanae vitae" dał Kościołowi zarys doskonałego programu pastoralnego i ostrzegał przed konsekwencjami dla ludzkości, jeśli świat nie przyjmie nauki Kościoła. Opierając się na Objawieniu Bożym i całej tradycji nauczania kościelnego, ukazał powołanie małżeńskie w kategoriach teologicznych i moralnych. Równocześnie różni samozwańczy "mędrcy" propagowali poprzez dostępne (zwłaszcza im) środki informacji ideologię bezpiecznego i przyjemnego seksu, dzięki podobno niezwykłym odkryciom naukowców (Pincus), pozwalającym praktykować seks bez "niebezpieczeństwa" niechcianej ciąży. Myśliciele katoliccy (np. Dietrich von Hildebrand, Rocco Buttiglione) ostrzegali, że zgoda na antykoncepcję w kontekście małżeństwa burzy cały etyczny porządek w dziedzinie płci. Wielki zamęt w opinii katolickiej spowodowali pewni etycy, być może dobrej woli, którzy głosili, że dawna, tradycyjna teologia moralna, powołująca się na teorię celów małżeńskich, stała się rzekomo nieaktualna, względnie nieprzekonująca, w obliczu nowych idei filozoficznych, eksponujących prymat miłości w imię fenomenologii, a nawet personalizmu. Wprawdzie tę fenomenologię i personalizm przeanalizował dokładnie Karol Wojtyła (patrz: "Miłość i odpowiedzialność"), ale głos nawet tak uczciwego myśliciela był za słaby na tym targowisku idei, aby przekonać świat. Świat poszedł za tym, co łatwe, powabne i strojne w krzykliwe kolory reklam. Wielu uwierzyło naiwnie (np. Bernard Haering), że za pomocą antykoncepcji można uratować miłość. Dowodziło to, iż właśnie zagubiono dokładnie pojęcie miłości, utożsamiając je z aktem seksualnym (Boeckle, Rahner). W rezultacie skazano na banicję cnotę czystości małżeńskiej, która jest fundamentem całej etycznej struktury małżeństwa i która określa ludzki charakter relacji między mężczyzną i kobietą oraz umożliwia zrozumienie moralnego (=ludzkiego) wymiaru odpowiedzialnego rodzicielstwa. To ostatnie może być należycie pojęte jedynie jako posłannictwo (misja) powierzone przez Boga w ramach powołania, które jest małżeństwem, a nawet sakramentem. Z tej integralnej wizji małżeństwa wynika cały normatywny porządek w dziedzinie płci, który nadaje społeczeństwu charakter ludzki (kard. Ratzinger, Benedykt XVI) i jest podstawą autentycznej kultury, opartej na bezwarunkowej afirmacji godności osoby, co wyklucza wszelkie zachowania mające charakter używania osoby (kard. Wojtyła, Jan Paweł II). Tymczasem, jak powiedzieliśmy, świat poszedł za falą tzw. rewolucji seksualnej, która doprowadziła do ruiny całą etykę małżeńską i całą kulturę międzyludzką. Ludzie zachowują się jak zwierzęta (bo odrzucając etykę, wyrzekli się rozumu), żerują na swoim seksualizmie, wyrzucają owoce swojej rozpusty na śmietnik lub do kanałów, nie bacząc na to, że barbarzyńsko mordują, także za pomocą środków chemicznych, nowo poczęte istoty ludzkie. Ponieważ zagubili więź między płciowością i etyką, zagubili poczucie więzi między płcią a człowieczeństwem, redukując "seks" do rzędu rzeczy, którą można dowolnie używać i dowolnie interpretować. Jednak ta reinterpretacja płci rykoszetem zwraca się ku osobie ludzkiej, która zostaje poniżona do rzędu obiektu rozrywkowego, do poziomu towaru lub wymiennej waluty, do poziomu surowca przemysłu seksualnego, do narzędzia, które po zużyciu wyrzuca się do lamusa rzeczy zbędnych lub po prostu morduje, aby usunąć niewygodnego świadka przeżytych obrzydliwości. Czy świat się obudzi? Drugi raport zlokalizowanego na terenie Hiszpanii Instytutu Polityki Rodzinnej (Evoluzione della Famiglia in Europa, 2008), przedstawiony unijnym władzom w Brukseli (Zenit, 15 maja 2008 r.), rysuje smutny obraz rodziny w Europie. Antonio Gaspari, referujący zwięźle treść raportu, zatytułował swój tekst następująco: "Między aborcją a rozwodem rodzinie w Europie grozi to, że zniknie" (Tra aborti e divorzi la famiglia europea rischia di scomparire). Ludność Europy wzrasta tylko dzięki imigrantom; przyrost naturalny jest ujemny. Gwałtownie zmienia się proporcja między procentem młodzieży i ludności po 65. roku życia. Włochy, Niemcy i Grecja stają się krajami ludzi starych. Rodzi się coraz mniej dzieci. "Z powodu aborcji ginie każdego roku w Europie ludność równa ilościowo sumie populacji Luksemburga, Malty, Słowenii i Cypru. Ginie jedno na każde pięcioro poczętych dzieci. W roku 2006 na 6.390.014 możliwych urodzeń, 1.167.683 dzieci zamordowano przez aborcję. Suma aborcji dokonanych we Francji, Wielkiej Brytanii, Rumunii, Włoszech, Hiszpanii stanowi 77% całkowitej liczby aborcji. W Hiszpanii między rokiem 1996 a 2006 liczba dokonanych aborcji podwoiła się". Spada gwałtownie liczba zawieranych małżeństw, konsekwentnie wzrasta procentowo liczba dzieci urodzonych poza małżeństwem (33,9%). W Belgii, Luksemburgu i Hiszpanii częstość rozwodów jest największa: jeden na dwa zawarte małżeństwa. W obliczu tych smutnych statystyk (podanych tu jedynie fragmentarycznie) Raport zwraca uwagę na fakt, że instytucje europejskie niemal zupełnie nie interesują się rodziną. Jakkolwiek Komisja Europejska liczy 5 wiceprzewodniczących i 21 komisarzy, żaden z tych urzędników nie interesuje się rodziną. Tak zwane Obserwatorium dla Polityki Rodzinnej, ustanowione w 1989 roku, zostało rozwiązane w roku 2004 i zastąpione urzędem nazwanym Obserwatorium dla Demografii i Sytuacji Społecznej. Tak zwane Zielone Księgi, które ukazały się od 1984 roku już w liczbie 95, ani w jednym egzemplarzu nie zostały poświęcone rodzinie. Raport wraca do postulatów już wcześniej przekazanych urzędom europejskim, mianowicie proponuje (i wymaga) ustanowienie specjalnego Instytutu Rodziny w ramach Komisji Europejskiej, nakłonienie poszczególnych państw członkowskich do ustanowienia urzędu ministra dla rodziny, wydanie "Zielonej Księgi" poświęconej rodzinie, promocję europejskiego Paktu dla Rodziny, który już był postulowany przez Europejską Komisję Ekonomii Społecznej. Oczywiście są to postulaty słuszne wobec faktu, że władze europejskie nie tylko nie interesują się rodziną, ale także robią bardzo wiele takich rzeczy, które mogą przyspieszyć zniknięcie rodziny z mapy Europy. Wszystko będzie zależało od tego, czy w ramach tych proponowanych instytucji znajdą się ludzie rozumiejący problem, na czym polega i skąd pochodzi śmiertelne zagrożenie rodziny. Dopóki to będą ludzie uformowani jedynie socjologicznie, będą - być może - pojmować swoją rolę na podobieństwo kardiologicznego monitora, sygnalizującego zanikające sygnały umierającego serca. Nie bez powodu użyłem tego podobieństwa: Jan Paweł II nazwał rodzinę "sercem cywilizacji" (List do Rodzin), co wymaga także zrozumienia, że sercem rodziny jest sakrament, czyli życie pochodzące od Boga w darze Ducha Świętego. Jeżeli Europa nie zwróci się do tej nauki, którą Paweł VI oraz Jan Paweł II głosili z mądrością i mocą, stanie się niechybnie miejscem samych cmentarzy. "Humanae vitae": prawda wciąż żywa W Rzymie na Uniwersytecie Luterańskim odbyło się niedawno sympozjum naukowe poświęcone 40. rocznicy encykliki "Humanae vitae". Zabrali głos znakomici fachowcy, podkreślający profetyczne i nadal aktualne znaczenie tego dokumentu. Ich wypowiedzi zasługują na upowszechnienie we wszystkich środowiskach zainteresowanych tematyką małżeństwa i rodziny; tu jednak z braku miejsca nie poświęcę im uwagi. Odniosę się natomiast do wypowiedzi Papieża Benedykta XVI, który na specjalnej audiencji skierował do grupy uczonych ważne słowa. Stwierdził, że tematyka "Humanae vitae", dotycząca odpowiedzialności i czci dla daru ludzkiego życia, ma znaczenie rozstrzygające dla dalszych dziejów ludzkości. Papież nawiązał do Soboru Watykańskiego II, który wzywał uczonych, by zjednoczyli swe wysiłki w celu naukowego pogłębienia warunków, które "sprzyjałyby etycznie uczciwej regulacji poczęć" (GS 52). Akcentując aspekt etyczny zagadnienia rodzicielstwa, Papież tym samym pokazał, na jakiej płaszczyźnie znajduje się istota problemu. Nauka jedynie wtórnie wspomaga małżonków w podejmowaniu decyzji rodzicielskiej, która z istoty swej leży na płaszczyźnie relacji do Boga jako Stwórcy. Tak właśnie pojmował swoją wypowiedź Paweł VI, odwołując się do planu Bożego, w którym człowiek (małżeństwo) uczestniczy na mocy powołania. W tym celu Paweł VI zdefiniował jasno istotę miłości małżeńskiej (przypominając jej założenia antropologiczne i personalistyczne), podkreślając, że ta właśnie miłość, dzięki uczestnictwu w miłości Boga jako Ojca i Stwórcy, jest z istoty swej płodna, czyli otwarta na dar życia. Nie jest to więc płodność czysto biologiczna, która mogłaby się stać przedmiotem wyłącznie naukowych interpretacji, ale jest to płodność objawiająca się jako dar Boga wewnątrz oblubieńczego daru małżonków. Stąd wypowiedź Pawła VI ma charakter teologiczny, także dlatego, że Papież ten z całą stanowczością postanowił być wierny tradycji nauczania kościelnego. Jakkolwiek Paweł VI odpowiadał na pytania, jakie pojawiły się w kontekście nowoczesnej kultury, jego odpowiedź posiada charakter niezmienny i ponadczasowy, ponieważ dotyczy prawdy człowieka i prawdy miłości, a ostatecznie prawdy relacji między człowiekiem a Bogiem, poza którą nie ma adekwatnej odpowiedzi na pytanie o istotę miłości, a szczególnie miłości małżeńskiej. Tajemnica małżeństwa rzuca światło na znaczenie ludzkiej płciowości, widzianej w integralnej jedności osobowego bytu. Dlatego płciowość nie może być traktowana jako "narkotyk" służący przeżywaniu chwilowych wzruszeń. Kiedy odrywa się płeć od osoby jako podmiotu powołania, ginie zarówno godność osoby, jak i sakralny charakter daru życia: wszystko staje się przedmiotem manipulacji. Benedykt XVI przypomniał głębokie znaczenie prawa naturalnego, które na poziomie przymierza osobowego otwiera się na wymiar tajemnicy, umożliwiając małżeństwu twórczą i odpowiedzialną rolę w dziedzinie rodzicielstwa. Dzięki prawom Bożym przenikającym naturę człowieka, małżonkowie stają się zdolni "doświadczyć cudu życia", który dokonuje się w nich i ponad nimi. "Żadna technika nie jest w stanie zastąpić aktu miłości, w którym dwoje staje się dla siebie darem jako znak wielkiej tajemnicy, w której stają się rzecznikami i uczestnikami Stworzenia". Papież celowo podkreśla ten wymiar tajemnicy i zawierający się w niej wymiar świętości małżeństwa i daru życia, ponieważ cała historia upadku rodziny wskutek odrzucenia nauki Pawła VI pokazuje, że źródłem zła i czynnikiem popychającym ludzkość ku katastrofie było zredukowanie pojęcia rodziny i całej antropologii do kategorii definiowanych przez nauki empiryczne, a więc psychologizm, naturalizm, sekularyzm, i idące z nimi w sojuszu konsumizm, utylitaryzm i praktyczny materializm. W takim zeświecczonym obrazie człowieka i małżeństwa nie było miejsca na relację do Boga i tym samym nie było miejsca na etykę i na prawidłowe rozumienie sumienia, które zostało po prostu zredukowane do psychologicznego przeżycia "osobistego przekonania". Mocne światło na te problemy etyczne rzuca wprawdzie encyklika "Veritatis splendor", ale aby ją zrozumieć, trzeba wrócić do metafizyki bytu, prawdy i dobra. Tymczasem prądy kulturowe ostatniego wieku popychały myślenie ludzkie raczej w kierunku nie-myślenia, aby ułatwić potęgom światowym masową manipulację świadomością ludzką. Dlatego Benedykt XVI w swoim wystąpieniu (którego jedynie fragmentów dotknąłem) akcentuje konieczność oparcia się na prawdzie w dziedzinie wychowania młodego pokolenia, aby wyzwolić młodych od kłamstw i mitów, jakie narosły wokół dziedziny seksualności człowieka. Temat oczywiście wymaga kontynuacji. Wezwanie, jakie skierował Paweł VI do świata, pozostaje aktualne. "Nasz Dziennik 2008-06-06

Autor: wa