Naciski nie wyjdą na zdrowie
Treść
Biały Dom naciska na przedstawicieli Partii Demokratycznej, aby już w tym tygodniu "ostatecznie" przegłosowali w Kongresie ustawę o reformie służby zdrowia - informuje portal CNA. Demokraci chcą przeforsować tę wersję ustawy, która dopuszcza możliwość finansowania aborcji z kieszeni podatników. Według "Washington Post", liderzy partii rządzącej wykazują w tej kwestii zdumiewający optymizm, zważywszy na to, że mogą nie uzbierać nawet zwyczajnej większości głosów, pozwalającej na przepchnięcie reformy.
Wersja ustawy reformującej opiekę zdrowotną, którą przyjął Senat, a która nie uwzględnia poprawek mających na celu uniemożliwienie dofinansowywania aborcji z budżetu państwa, wróciła obecnie do Izby Reprezentantów i czeka na zatwierdzenie. Amerykańskie media podkreślają, że projekt "senacki" może nie znaleźć uznania wśród większości członków niższej izby parlamentu, bo nawet wśród pełniących tam mandat Demokratów są zwolennicy ochrony życia człowieka od momentu poczęcia. Przedstawiciele opozycji niezmiennie podkreślają, że nie zamierzają popierać jakiejkolwiek wersji reformy. Postulują, żeby wypracowane do tej pory zapisy wyrzucić do kosza i napisać ustawę od nowa.
Komentatorzy są zgodni, że wynik głosowania może być wyjątkowo wyrównany. Wraz z głosowaniem nad ustawą jednocześnie będzie głosowana forma jej przyjęcia. Obecnie Demokraci chcą, by odbyło się to przy pomocy tzw. procedury rekoncyliacji, czyli zwykłą większością głosów. Parlamentarzyści uczestniczyć będą tylko w pojedynczym głosowaniu. Jeśli opowiedzą się za wprowadzeniem ustawy w drodze rekoncyliacji, będzie to zarazem oznaczało, że popierają samą ustawę. Już dziś pewne jest, że przynajmniej 11 demokratów nie poprze senackiej wersji. To grupa kongresmanów, której przewodzi Bart Stupak z Michigan, współautor antyaborcyjnych poprawek do ustawy. Ustawa w takim kształcie może też nie znaleźć akceptacji dwóch innych członków Partii Demokratycznej - Jasona Altmire'a z Pensylwanii i Johna Boccieriego z Ohio, głosujących przeciwko ustawie zdrowotnej w całości, a popierających poprawki Stupaka. Ponadto jeszcze co najmniej 9 demokratów media opisują jako charakteryzujących się postawą pro-life i podkreślają, że to ich głosy mogą zaważyć na ostatecznym losie reformy.
Dziennik "Washington Post" zauważa, że liderzy Partii Demokratycznej starają się pozyskać jak najwięcej głosów dla poparcia ustawy, jednocześnie prezentując w mediach niezachwiany optymizm, iż wymaganą większość uda się zebrać bez problemu. Prezydent Barack Obama odłożył nawet zaplanowane wcześniej podróże do Australii i Indonezji, aby zabiegać o przychylność niezdecydowanych parlamentarzystów; prowadzona jest też kampania internetowa. Oprócz trudności z uzyskaniem poparcia wewnątrz własnego ugrupowania Demokraci mogą mieć problem, by pozyskać jakiekolwiek głosy opozycji. - Przysięgamy uczynić wszystko, aby utrudnić im, a może wręcz uniemożliwić przyjęcie tej ustawy - powiedział lider parlamentarnej mniejszości John A. Boehner. Zdaniem republikanina, partia rządząca zapłaci wyjątkowo wysoką cenę za ten pośpiech, przegrywając w jesiennych wyborach znacznie dotkliwiej, niż wskazują na to obecne sondaże.
Przedstawiciele Białego Domu wykazują dziwny spokój. Doradcy Obamy - David Axelrod i Robert Gibbs - podkreślają, że ich partia uzbiera potrzebne głosy. Aby przeforsować swoją wersję reformy, Demokraci potrzebują dokładnie 216 głosów. - Na dzisiejszy ranek nie mamy tych głosów, ale pracowaliśmy ciężko nad tym cały weekend. Jestem przekonany, że osiągniemy wymaganą liczbę - mówił w wywiadzie dla stacji NBC James E. Clyburn, demokrata z Karoliny Południowej.
"Aborcyjny język" nie jest oczywiście jedynym problemem, z powodu którego autorzy ustawy mogą nie zyskać tak poszukiwanych głosów. Część lewicowych kongresmanów jest wyjątkowo niezadowolona z rezygnacji z tzw. opcji publicznej, która zakładała obowiązkowe ubezpieczenia z budżetu.
Izba Reprezentantów może poddać pod głosowanie ustawę o reformie służby zdrowia już pod koniec bieżącego tygodnia. Część komentatorów mówi o czwartku, jednak bardziej realnym terminem wydają się piątek lub sobota.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-03-16
Autor: jc