Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Na tym fundamencie można budować

Treść

Praca nie kończy się na awansie

Ma rację Zbigniew Boniek, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, mówiąc, że w awansie naszej reprezentacji do mistrzostw świata jest coś paradoksalnego. Że mimo kłopotów dręczących polski futbol, afer i korupcji udało się osiągnąć tak wielki sukces i to w niepodważalnym stylu. Ważne, by go teraz nie zmarnować. By na jego fundamencie zbudować coś trwałego.
Polska piłka od lat równa w dół. Drużyny klubowe co krok doznają upokorzeń na międzynarodowej arenie. Przegrywają z rywalami nisko notowanymi, spadają w rankingu, a co gorsza, nie widać widoków na lepszą przyszłość. Z kraju wyjeżdżają co zdolniejsi zawodnicy, wybierając np. występy w drugiej lidze hiszpańskiej ponad grę w ekipie mistrza Polski. Poziom naszej ekstraklasy z roku na rok się obniża, byłych gwiazd nie ma kto zastąpić. Raz na jakiś czas opinią publiczną wstrząsają mniej lub bardziej bulwersujące afery. Z trybun znikają kibice, a ci, którzy na przestarzałe stadiony nadal przychodzą, są najczęściej uczestnikami żenujących i pełnych przekleństw widowisk serwowanych przez pseudofanów. Wydawać by się mogło, że nic dobrego spotkać nas nie może, że nadal przeżywać musimy bolesne klęski Wisły Kraków z Dynami Tbilisi czy Legii Warszawa z FC Zurych, a tymczasem... Tymczasem reprezentacja Polski w błyskotliwym stylu awansowała do finałów mistrzostw świata, swą grą zyskała powszechne uznanie. Paradoks?
Pewnie tak. W sukcesie naszej drużyny nie było jednak przypadku. Powstawała w bólach, przeżywała trudne chwile, a jednak potrafiła odnieść wielki sukces, zamknąć usta krytykom. To cenne i godne podkreślenia. Ważne, by wypracowanego kapitału nie zmarnować. By na fundamencie sukcesu kadry podnieść i piłkę klubową. By poprawić atmosferę, przyciągnąć kibiców na trybuny, zdolniejszym graczom dać lepszą alternatywę.
W podobnej sytuacji byliśmy przed czterema laty. Prowadzona przez Jerzego Engela drużyna w równie efektownym stylu awansowała do mistrzostw świata w Japonii i Korei Płd. Wydawało się, że od tej pory może być tylko lepiej, że jej sukces zaowocuje, ale stało się inaczej. Tuż po awansie przyszło rozprężenie i rozpoczęło się świętowanie. Piłkarze i trener stali się bohaterami reklam, pojawiali się w idiotycznych programach typu reality show, liczyli zarobione pieniądze i te, które miały dopiero przyjść, nad euforią nikt nie panował. Jaki to przyniosło efekt, widzieliśmy w finałach.
Oby teraz było inaczej! I (chyba) można mieć nadzieję, że będzie. Wszyscy - i trener Paweł Janas, i piłkarze - zdają sobie doskonale sprawę z tego, że przed czterema laty został popełniony błąd. Że awans do mistrzostw świata jest sukcesem, ale malutkim w porównaniu z tym, co jeszcze można osiągnąć. 9 grudnia w Lipsku poznamy swych rywali w fazie grupowej turnieju. Już dziś prezes PZPN Michał Listkiewicz zapowiada, że celem minimum jest wyjście z grupy, że nie może się powtórzyć sytuacja z poprzednich mistrzostw.
Paweł Janas chce zabrać do Niemiec optymalnie przygotowaną drużynę. Wiadomo, że w terminie meczów barażowych o awans do finałów chciałby rozegrać dwa spotkania towarzyskie, jedno - być może - z gospodarzami MŚ. Polska otrzymała zaproszenie do Dubaju, gdzie pod koniec stycznia odbędzie się turniej z udziałem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Japonii i Danii lub Norwegii. W maju przyszłego roku reprezentacja ma rozegrać dwa lub trzy mecze sparingowe, najlepiej w kraju. Kierownictwo kadry planuje już także wybór ośrodka, w którym zamieszkają piłkarze w czasie finałów MŚ. Na razie są trzy propozycje, wszystkie w centrum Niemiec.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2005-10-13

Autor: mj