Na straży apanaży
Treść
Chadecy i socjaliści zablokowali raport ujawniający wydatki Parlamentu Europejskiego za ubiegły rok. W ramach Komisji Kontroli Budżetu dwa największe ugrupowania przegłosowały ponad 200 poprawek do raportu flamandzkiego deputowanego Barta Staesa. Chodziło mu o wprowadzenie mechanizmu większej przejrzystości budżetu PE i reformy instytucji unijnych. Brak odpowiedniej kontroli wydatków publicznych wystawia na szwank reputację parlamentu. Maskowanie rzeczywistej skali rozrzutności unijnej biurokracji potępiły wszystkie ugrupowania opozycyjne.
Flamandzki poseł z Partii Zielonych przedstawił Komisji Kontroli Budżetu wyjątkowo niepochlebny raport dotyczący wydawania pieniędzy podatników przez władze Parlamentu Europejskiego. Zazwyczaj przy przedstawianiu raportów wnosi się poprawki pozytywne, np. o uzupełnienie dokumentu o daną kwestię. W tym konkretnym przypadku koalicja chadeków i socjalistów zaczęła konstruować poprawki na zasadzie "wycinania" z niego różnego typu sformułowań. Ostatecznie członkowie Europejskiej Partii Ludowej (EPP) oraz Socjalistów i Demokratów (S&D) przegłosowali około 200 poprawek do raportu, demolując jego treść i usuwając najważniejsze założenia. Część z poprawek miała wprawdzie charakter pozytywny, wprowadzała do dokumentu wnioski merytoryczne, jednak większość z nich decydowała o usunięciu określonych treści. Zlikwidowano w ten sposób aż 23 pełne akapity. - Postępując w ten sposób, koalicja chadeków z socjalistami stanęła na straży ukrywania wydatków Parlamentu Europejskiego i całkowitej ich nieprzejrzystości. Zablokowała także wprowadzenie mechanizmów, które doprowadzą do większej jawności finansów i wydawania pieniędzy europejskich podatników - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" europoseł PiS Ryszard Czarnecki (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy). Dodaje, że taka postawa jasno pokazuje, iż ugrupowania rządzące bardzo nie chcą, aby ktokolwiek patrzył im na ręce.
Jak podkreślił Bart Staes, autor raportu, jego dokument przedstawiał także wyjątkowo "zawstydzający obraz" decyzji dotyczących rozdysponowania wartego 1,4 miliarda euro budżetu PE. Staes zadaje pytanie, czy stosowne było wydawanie tak olbrzymich kwot na usprawnienie parlamentarnej telewizji internetowej, zaopatrzenie sekretariatów czy... renowację sali fitness. W pierwszym rzędzie belgijski polityk wzywał jednak do doprowadzenia do większej jawności i przejrzystości audytów wewnętrznych oraz wydatków poszczególnych gałęzi parlamentu. Staes w swoim raporcie zakwestionował także wszechwładną rolę sekretarza generalnego PE, którym obecnie jest Niemiec Klauss Welle, wcześniej szef ogólnoeuropejskiej młodzieżówki EPP. - Funkcja, którą pełni, jest naprawdę potężna. Jak wiadomo, przewodniczący PE zmieniają się na swoim fotelu co dwa i pół roku, a Welle swoją funkcję może sprawować latami. Jego poprzednik sprawował ten urząd przecież blisko 20 lat - dodaje Czarnecki. Autor raportu skrytykował taką sytuację.
Światła dziennego nie ujrzą także krytyczne wypowiedzi Staesa, w których podkreśla, że dziś o wydatkach PE decyduje w zasadzie grupa 20 jego przedstawicieli. W jego opinii, ciało złożone z przewodniczącego, 14 wiceprzewodniczących i 5 kwestorów jest zbyt potężne. Deputowany wnosił o wprowadzenie organu nadzorującego pracę tej dwudziestki, na czele której stanąłby wiceprzewodniczący komisji budżetowej. Niemieccy przedstawiciele komisji wraz z jej przewodniczącą Ingeborg Grässle jednoznacznie odrzucają apele Staesa, twierdząc, że zarówno wszelkie konkursy, jak i audyty w parlamencie przeprowadzane są z wystarczającą starannością. Ich zdaniem, sekretariat działa bez zarzutu. Poparli ich chadecy i socjaliści z innych państw.
Sekwencja tych wydarzeń doprowadziła do pierwszej w historii PE sytuacji, kiedy tak różne ugrupowania, jak Liberałowie i Zieloni wraz z Grupą Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, a nawet Zjednoczoną Lewicą, zorganizowały wspólną konferencję prasową, występując przeciwko dyktatowi dwóch największych partii. Jak podkreślają przedstawiciele wszystkich ugrupowań opozycyjnych, raport miał być odpowiedzią na podnoszone publicznie postulaty dotyczące lepszej kontroli wydatków w Brukseli i większej przejrzystości jej działania. Niektórzy europosłowie już wielokrotnie wnosili o ograniczenie zbędnych wydatków i ukrócenie procederu bezsensownego wydawania pieniędzy podatników. Francuska deputowana z EPP apelowała o zlikwidowanie puli przeznaczonej na pokrywanie kosztów podróży dla osób, które na zaproszenie posłów odwiedzają PE. Z kolei Szwed Christofer Fjellner, także chadek, chce zlikwidowania wartej 87,5 tys. euro dorocznej nagrody dla dziennikarzy. Według niego, taka gratyfikacja jest nieakceptowalną próbą wywierania wpływu na przedstawicieli mediów. Do legendy przeszły już także historie o rodzinnych wypadach na narty unijnych oficjeli, których koszt sięgał 80 tys. euro. A wszystko to z pieniędzy podatników.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-03-25
Autor: jc