Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Na straconej pozycji

Treść

Na niespełna pół roku przed planowaną na maj 2004 r. akcesją do Unii Europejskiej Polska znajduje się w dramatycznej sytuacji gospodarczej i nie jest przygotowana do konkurencji na jednolitym rynku. Takie wnioski można wysnuć z kolejnej już debaty sejmowej na temat integracji, która odbyła się wczoraj w parlamencie. Część opozycyjnych posłów zwróciła uwagę, iż w sprawach gospodarczych niewiele możemy już zrobić. Unia może nam bowiem narzucać, i właśnie to czyni, niekorzystne rozwiązania na mocy art. 23 traktatu akcesyjnego. Przykładem tego jest m.in. zamrożenie przyznanych Polsce kwot mlecznych, odstąpienie od interwencji na rynku żyta, pozbawienie polskich rolników nowo wprowadzanych subwencji czy opodatkowanie naszych zapasów.
Podczas debaty parlamentarzyści zwracali uwagę, że sytuacja Polski na pół roku przed akcesją jest dramatyczna. Nie tylko polityczna pozycja naszego kraju w Unii nie została ostatecznie zapewniona. Okazuje się, że także przygotowania gospodarki, a zwłaszcza rolnictwa, stanowią jedną wielką niewiadomą. Informacja rządu nie rozwiała wątpliwości posłów. Minister ds. integracji Danuta Huebner skoncentrowała się na formalno-prawnych aspektach przygotowań, pominęła natomiast to, co najważniejsze - faktyczną zdolność gospodarki do funkcjonowania w warunkach zaostrzonej konkurencji na jednolitym europejskim rynku. Z kolei ocena skutków reformy unijnej Wspólnej Polityki Rolnej, dokonana przez ministra rolnictwa Wojciecha Olejniczaka, nie mogła być kompleksowa, ponieważ ostateczny kształt reformy nie jest dotąd znany, a Polska nadal zabiega, aby uzyskać jakikolwiek wpływ na decyzje.
Z wyjątkiem Józefa Oleksego z SLD, który namawiał parlamentarzystów do optymistycznego spojrzenia na przyszłość Polski w Unii, reprezentanci pozostałych klubów wypowiadali się w wyraźnie minorowym tonie. Dało się przy tym zauważyć wyraźne odwrócenie frontów - niedawni euroentuzjaści przybrali szaty eurosceptyków. Janusz Lewandowski, polityk PO, odpowiedzialny za "złodziejską prywatyzację" polskiej gospodarki i fatalny program NFI, który pozwolił na "hurtową" wyprzedaż przemysłu, w debacie starał się całą winę za dramatyczny stan kraju zrzucić na SLD. Zapewniał też, wbrew prawdzie, że "PO zawsze krytycznie oceniała warunki akcesji". Według Szymona Giżyńskiego z PiS - nowa polityka rolna UE nie powinna być przyjęta przed akcesją, a więc w gronie samych państw Piętnastki, lecz z udziałem dziesięciu nowych członków. Tymczasem od dawna było wiadomo, że UE spieszy się, aby reformę uzgodnić przed rozszerzeniem oraz że feralny art. 23 traktatu akcesyjnego pozwala Unii na jednostronne zmiany jego postanowień w celu dostosowania do zreformowanej Wspólnej Polityki Rolnej.
Fałszywy ton pobrzmiewał również w wystąpieniu Marka Sawickiego z PSL, który zrzucił na rząd Millera całą odpowiedzialność za zamieszczenie art. 23 w traktacie akcesyjnym, podczas gdy w czasie podpisywania traktatu prezes PSL Jarosław Kalinowski zasiadał w rządzie jako wicepremier.
Debata w Sejmie nad stanem przygotowań Polski do akcesji, dla której tło stanowić miał raport monitorujący Komisji Europejskiej z 5 listopada br., toczyła się w cieniu zbliżającego się szczytu Unii Europejskiej i batalii o kształt unijnej konstytucji. Posłowie podkreślali, że rząd podczas rozpoczynającej się w najbliższy piątek konferencji w Brukseli musi twardo bronić nicejskiego systemu głosowania, ponieważ jest on o wiele korzystniejszy dla Polski niż propozycja Konwentu. Bogdan Pęk (KP LPR) podkreślił, że obrona Nicei jest ostatnią szansą na utrzymanie politycznej pozycji Polski w Unii. W sprawach gospodarczych natomiast nic już, jego zdaniem, nie możemy zrobić, ponieważ UE może nam narzucać niekorzystne rozwiązania na mocy art. 23 traktatu akcesyjnego, i właśnie to czyni. Przykładem tego są takie decyzje Komisji Europejskiej, jak zamrożenie przyznanych Polsce kwot mlecznych, odstąpienie od interwencji na rynku żyta, pozbawienie polskich rolników nowo wprowadzanych subwencji czy opodatkowanie naszych zapasów. Pęk zapowiedział, że Liga nie poprze ewentualnego kompromisu w sprawie systemu głosowania w Radzie UE, który miałby polegać na odroczeniu decyzji i przyjęciu zasady, że będzie ona w przyszłości podjęta większością głosów, a nie jednomyślnie. - To byłaby zdrada interesów Polski, tyle że przesunięta w czasie - oświadczył poseł. Poczynania tzw. partii kompromisu, która naciska rząd, by ustąpił w sprawie Nicei, opozycja nazwała "nowożytną targowicą", zauważając, iż sam prezydent zadeklarował się jako zwolennik kompromisu i bardzo zabiega o to, aby zastąpić premiera na szczycie w Brukseli. W tej sytuacji Roman Giertych zaproponował, aby Sejm jeszcze raz poparł w przyjętej ad hoc uchwale twarde stanowisko rządu oraz zwrócił się do marszałka o zwołanie w tej sprawie Konwentu Seniorów.
Małgorzata Goss



W cieniu Brukseli
Opór SLD wobec uchwały, która znakomicie wzmocniłaby pozycję polskiego rządu podczas szczytu w Brukseli, musi budzić najwyższy niepokój. Trudno uwierzyć, że posłowie SLD nie znają arkanów polityki. Bardziej prawdopodobne, iż dostali sygnał (od Kwaśniewskiego? Millera?), że w sprawie Nicei wszystko już przesądzone. A co to może oznaczać? Oczywiście tzw. kompromis, czyli odsunięcie na stosowniejszy moment decyzji o zmianie systemu nicejskiego... w nadziei, że za kilka lat wyborcy nie będą pamiętać, komu zawdzięczają oddanie Polski pod niemiecko-francuski dyktat.
MaG
Nasz Dziennik 11-12-2003

Autor: DW