Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Na razie poza igrzyskami

Treść

Pomimo wspaniałego zwycięstwa nad Niemcami polscy piłkarze ręczni nie zdołali awansować do półfinałów rozgrywanych w Serbii mistrzostw Europy. Ba, wobec wygranej Macedonii nad gospodarzami spadli na piąte miejsce w tabeli grupy 1., turniej zakończyli na dziewiątym i nie są pewni gry w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Londynie. Wystąpią w nim tylko wówczas, gdy tytułu nie wywalczy Serbia.

Przed środową serią spotkań jeszcze wszystko zdarzyć się mogło. Biało-Czerwoni mieli teoretyczne szanse awansu do półfinału, ale nie wszystko zależało od nich. Musieli przede wszystkim pokonać Niemców, jak i liczyć na to, że Dania nie wygra ze Szwecją, a Macedonia z Serbią. Podopieczni Bogdana Wenty swoje zrobili, po ciężkim i heroicznym boju zwyciężyli 33:32. W pozostałych spotkaniach walki jednak nie było. I Szwecja, i Serbia zagrały tak, by rywalom żadnej krzywdy nie zrobić. W zasadzie już po kilku minutach tych potyczek było wiadomo, jakim zakończą się wynikiem, a prawdziwie kuriozalnie wyglądała otoczka pojedynku gospodarzy. Na trybunach przytłaczającą większość stanowili bowiem kibice Macedonii, no ale oba kraje są zaprzyjaźnione, co na boisku było widać. Oczywiście można się denerwować na taki scenariusz ostatniego dnia drugiej rundy mistrzostw, jednak nie sposób zrzucać winę za niepowodzenie Polaków na coś (kogoś) innego. Niestety, mimo wspaniałych wrażeń, jakie chwilami zostawiali, sami są sobie winni i muszą uderzyć się we własne piersi.
Potencjał, jaki nasi pokazali w meczach z Niemcami czy drugich połowach starć z Danią i Serbią, był tak ogromny, że powinien wystarczyć nawet do zdobycia mistrzostwa Europy. Polacy grali w nich doskonale, świetnie, agresywnie w obronie, skutecznie w ataku, pomysłowo, kombinacyjnie, z wielkim sercem i zaangażowaniem. Dokonywali niemożliwego, odwracając losy potyczek ze Skandynawami czy po niesamowitym boju odprawiając z kwitkiem pewnych siebie Niemców. Gdyby cały czas poczynali sobie w ten sposób, w Serbii nie zatrzymałby ich nikt, nawet sędziowie z Islandii (jak w starciu z Macedonią). Niestety, Polakom przytrafiały się przestoje. Straszliwe przestoje, nieprzystające tak klasowej drużynie. Kompromitujące pierwsze połowy starć z Danią i Szwecją nie miały konsekwencji, bo potem naszym udała się pogoń, ale już fatalne z Macedonią - tak. W tym właśnie meczu, przegranym na własne życzenie, Biało-Czerwoni stracili szanse na półfinał, medal i być może przepustkę do Londynu. Dlaczego tak było, dlaczego nasi rozpoczynali grę od drugich połów, dlaczego nie zdołali wykorzystać drzemiącego w nich potencjału, musi odpowiedzieć Bogdan Wenta. Trudno usprawiedliwiać się problemami kadrowymi. Brak Sławomira Szmala nie był aż tak widoczny, jak się obawiano, radzili sobie młodzi, Kamil Syprzak, Adam Wiśniewski czy Piotr Wyszomirski.
Dla Polaków teoretycznie mistrzostwa już się skończyły, ale nie ostatecznie. Wciąż bowiem pozostaje otwarta kwestia ich gry w olimpijskich kwalifikacjach, która zależeć będzie od wyniku rywalizacji w Serbii. Na razie Biało-Czerwoni są poza igrzyskami. Jeśli złoty medal w niedzielę zdobędą gospodarze, nasi olimpiadę obejrzą w telewizji, a do Londynu pojadą - prócz zwycięzców - Macedonia oraz Słowenia. Gdy jednak na najwyższym stopniu podium stanie ktoś z trójki: Hiszpania, Dania bądź Chorwacja, zwolni się miejsce do turnieju kwalifikacyjnego wywalczone podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w Szwecji. Zajmie je ósma drużyna championatu, czyli Polska.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Piątek, 27 stycznia 2012, Nr 22 (4257)

Autor: au