Na razie głodówka
Treść
Za tydzień na kolei odbędzie się dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Powód - rząd nie wywiązuje się ze złożonych kolejarzom obietnic. Takiego zdania są przedstawiciele Krajowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego w Grupie PKP SA. Na razie w warszawskiej siedzibie PKP głodówkę rozpoczęło kilkunastu związkowców. Przygotowywany przez rząd projekt regionalizacji kolei nie przewiduje możliwości dotowania przewozów regionalnych z budżetu państwa. Obowiązek finansowania przynoszącej obecnie największe straty spółki PKP Przewozy Regionalne mają przejąć urzędy marszałkowskie. Samorządowcy twierdzą jednak, że dostaną zbyt małe środki, niewystarczające nie tylko na zwiększenie liczby połączeń, ale nawet na utrzymanie dotychczasowych.
Kolejarze zapowiadają, że jeśli w najbliższym tygodniu nie dojdzie do rozmów z rządem, to wznowią zawieszony 12 listopada protest i 16 grudnia na dwie godziny staną pociągi w całej Polsce. Według nich, strona rządowa nie dotrzymuje uzgodnień zawartych w kwietniu i lipcu oraz w pierwszych dniach listopada tego roku. Związkowcy protestują m.in. przeciwko decyzji o likwidacji połączeń regionalnych. Nowy rozkład jazdy, który będzie obowiązywał od 14 grudnia, przewiduje likwidację ponad 300 pociągów. Zwiększyć się ma za to liczba pociągów ekspresowych i InterCity.
- Uważamy, że porozumienie zostało złamane. Nikt z nami nie rozmawiał o likwidacji połączeń - stwierdził Kazimierz Gontarczyk, przewodniczący Związku Zawodowego Maszynistów. Przypomniał również, że obok innych postulatów komitet domagał się zniesienia akcyzy na paliwo zużywane przez kolej. Jednak na zniesienie akcyzy rząd się na razie nie zgadza, a zatem kolej finansuje budowę, modernizację i utrzymanie dróg w sytuacji, kiedy eksploatowane przez nią pojazdy nie korzystają z dróg publicznych i nie wpływają na ich stan. Przedstawiciele związków zawodowych działających na kolei, zrzeszeni w Krajowym Komitecie Protestacyjno-Strajkowym w Grupie PKP SA, postanowili rozpocząć strajk głodowy. Na razie zdecydowało się na to 11 osób. - Strajk generalny na kolei uderzyłby w grupy najsłabsze, w tych, których chcemy bronić, czyli w młodzież szkolną oraz dojeżdżających do pracy
- oświadczył Stanisław Kogut, przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność".
- Jeżeli wicepremier Marek Pol i wicepremier Jerzy Hausner nie rozpoczną z nami negocjacji, to planujemy rozszerzenie strajku głodowego na poszczególnych węzłach kolejowych - dodaje Kogut.
Program restrukturyzacji PKP zakłada regionalizację części przewozów i współorganizowanie ich przez samorządy. Według rządu, w ustawie o dochodach jednostek samorządu terytorialnego 500 mln zł, które w postaci podatków PIT i CIT otrzymają samorządy, przejmą przewozy regionalne. Przedstawiciele resortu infrastruktury przekonują, że rząd nie zamierza przekazać samorządom tylko finansowania przewozów regionalnych, ale chce, żeby miały one własne spółki operacyjne, tworzyły własny układ regionalny i nimi zarządzały. Zgodnie z założeniami, przejmowanie przewozów powinno rozpocząć się od początku 2004 roku, a wszystkie samorządy powinny zakończyć ten proces do końca przyszłego roku. Tłumaczenia, że takie rozwiązanie jest najlepszym sposobem na racjonalne wydawanie pieniędzy na kolej, są mało przekonujące. To wybieg, dzięki któremu rządząca ekipa pozbywa się odpowiedzialności za przewozy regionalne. Nie ma żadnych mechanizmów obligujących samorządy do wydawania pieniędzy na przewozy kolejowe, a nie np. autobusowe. Bez jasnego programu określającego zasady restrukturyzacji przewozów nic się nie zmieni. Przypomnijmy, że spółka Przewozy Regionalne planowała już zawieszenie ponad tysiąca pociągów, ale pod naciskiem związkowców i groźbą strajku wycofała się z tego pomysłu. Złej sytuacji na kolei nie można tłumaczyć jedynie spadkiem przewozów pasażerskich (z 789 mln pasażerów w 1990 r. do 331 mln w 2001 r.), ale przyczyniło się do tego również zmniejszenie środków przeznaczanych przez państwo na inwestycje w infrastrukturę i na przewozy pasażerskie. Nie można zapominać, że rząd nie wywiązał się nawet z obowiązku zwrotu pełnych kwot za przewóz osób, które korzystały z ustawowej ulgi. Dla przykładu: Niemcy dofinansowują swoją kolej rokrocznie 4,5 mln euro, Francuzi dają nawet 8 mln euro, a u nas kolej nie może się doprosić 250 tys. euro.
Samorządy nie znają kwot
Organizowanie przewozów kolejowych oznacza, że samorządy muszą opracować rozkład jazdy i zgodnie z nim zamówić dostęp do sieci kolejowej w Polskich Liniach Kolejowych, wagony w Przewozach Regionalnych, lokomotywy w PKP Cargo oraz energię elektryczną w Energetyce Kolejowej. Już teraz tłumaczą, że nie mogą dofinansować dodatkowych pociągów, ponieważ nie będą miały odpowiednich środków. Samorządowcy mówią, że kwoty, które zostaną przekazane, mogą nie pokryć wszystkich kosztów kolei. Zabezpieczą jedynie podstawowe potrzeby mieszkańców. - W województwach bogatych, gdzie jest duża liczba firm płacących podatki, to kilkanaście procent z CIT i PIT da dużą kwotę. Natomiast w województwach biednych, gdzie przedsiębiorczość nie jest rozwinięta, to te kilkanaście procent da małą kwotę - wyjaśnia Jan Kiciak, zastępca dyrektora infrastruktury technicznej w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubelskiego. - Jesteśmy najmniej zasobnym województwem, no i na pewno będziemy mieli kłopoty - dodaje. Samorządowcy nie podzielają entuzjazmu ministra finansów i twierdzą, że do końca nie mogą powiedzieć, czy kwota w takiej wysokości, przypadająca na dane województwo wpłynie. - Symulację przeprowadziło Ministerstwo Finansów i ustaliło, że z CIT i PIT wpłynie tyle i tyle. To jest wielka niewiadoma. Nikt nie wie, czy wpływy będą na takim poziomie. Jest to po prostu symulacja. Może być obarczona dużym błędem i nie wpłynie taka kwota do budżetu - zauważył Eugeniusz Mańkowski z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. - Tutaj muszą być konkrety, to jest planowanie, przygotowywanie umowy i budżetu województwa. Nie możemy planować na zasadzie wielkiej niewiadomej. Nie można w budżecie zapisać jakichś środków, skoro nie mamy potwierdzenia, że one będą - dodaje. Kłopoty w sfinansowaniu przewozów regionalnych sygnalizują nie tylko najbiedniejsze województwa. - Ustawa o dochodach samorządów określa jako dochody własne procent z wpływów z CIT i PIT. Minister finansów tak skalkulował, żebyśmy dostali więcej pieniędzy niż w ubiegłym roku, ale problem wynika w szacunkach. Otóż minister założył wpływ podatku z CIT na poziomie roku ubiegłego, czyli 2002. Już w tej chwili widzimy, że wpływ z podatku CIT w obecnym roku 2003 będzie o około 30 procent mniejszy, niż zakładało Ministerstwo Finansów - stwierdził Bogusław Kowalski, wicemarszałek Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Według niego, ekonomiści szacują, że wpływy województwa mazowieckiego w przyszłym roku będą na poziomie obecnego roku, czyli około 30 proc. mniej, niż założył resort finansów. - W sytuacji Mazowsza oznacza to, że pieniędzy na przewozy regionalne będziemy mieli nie więcej, tylko mniej. Mazowsze jest w tej szczególnej sytuacji, że płaci podatek wyrównawczy - stwierdza Kowalski. Mazowieckie jako najbogatsze województwo musi do budżetu państwa odprowadzać pewną kwotę, która jest wyliczana na podstawie dochodów z roku 2002. - Dzisiaj można to precyzyjnie wyliczyć, jest to 380 mln zł. Natomiast wpływ podatku w przyszłym roku, według szacunków ekonomistów, będzie o 30 proc. mniejszy. Musimy jeszcze więcej do budżetu wpłacić, niż realnie ściągniemy w tym roku - mówi wicemarszałek. Według niego, dochody, które województwo przeznaczy na przewozy regionalne, będą nie większe, a nawet znacznie mniejsze w stosunku do roku obecnego. - W bieżącym roku wydaliśmy prawie 30 mln zł na dopłaty do przewozów regionalnych i WKD. Natomiast w przyszłym roku według wstępnych założeń budżetu województwa mazowieckiego będzie to 28 mln zł. Jeżeli więc kolejarze bazowaliby tylko na środkach z samorządu, może dojść do tego, że nawet jedna trzecia połączeń zostanie zawieszona - stwierdza Kowalski.
Na razie jasna sytuacja jest jedynie w przypadku rozkładu jazdy. Pociągi pojawiły się zgodnie z życzeniami samorządów, tyle tylko, że jest przy nich litera "f", co oznacza, że kursują po ogłoszeniu. Jeżeli pieniędzy nie będzie, w dalszym ciągu nie będą kursowały. Dotychczas samorządy dysponowały na transport kwotą niewspółmierną do potrzeb. Może się zdarzyć, że w przypadku braku środków przewoźnik będzie zmuszony nawet do odwołania składów, które już kursują. Zmniejszenie liczby pociągów wiązałoby się z ograniczeniem zatrudnienia na kolei, a co za tym idzie protestami związkowców. Jednak byłby już to problem konkretnych samorządów, a nie resortu infrastruktury.
Robert Popielewicz
Nasz Dziennik 9-12-2003
Autor: DW