Na prostej do tytułu
Treść
Legia Warszawa została w niedzielę nowym liderem piłkarskiej ekstraklasy i zarazem głównym kandydatem do mistrzowskiej korony. Ma bowiem wszelkie atuty w swoich rękach, najkorzystniejszy, spośród drużyn czołówki, kalendarz spotkań i wreszcie skład, który powinien zagwarantować realizację celu, jakim jest już tylko i wyłącznie tytuł.
Maciej Skorża odetchnął głęboko. Młody trener, uważany za jednego z najzdolniejszych w kraju, objął Legię 1 czerwca 2010 roku. Miał dać drużynie nową jakość i sukcesy w stylu porównywalnym z pierwszym rokiem pracy w Wiśle Kraków. "Biała Gwiazda" zdeklasowała wówczas konkurencję. W 30 kolejkach zdobyła 77 punktów, aż o 14 więcej od... Legii. Wygrała 24 mecze, przegrała jeden, strzeliła 68 bramek. Jej dominacja nie podlegała żadnej dyskusji. Gdy Skorża przychodził na Łazienkowską, działacze i kibice liczyli, że będzie podobnie, z tym że to Legia teraz zdystansuje Wisłę. To się nie udało, a początki przygody szkoleniowca z zespołem były więcej niż trudne. Grał bowiem źle, bardzo źle, tracił mnóstwo bramek, plasował się w dolnych rejonach tabeli. Skorża próbował znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy, część z nich wyszukał w głowach zawodników. Ci mogli bowiem poczynać sobie dobrze, dominować, ale wystarczyło, by stracili bramkę, a ich koncept rozsypywał się całkowicie. Szybko pojawiły się spekulacje, że trener może zaskakująco szybko pożegnać się z posadą. Skorża był jednak cierpliwy. Robił swoje, choć wiedział, że jego szefowie negocjują z potencjalnymi następcami. Gdyby w maju ubiegłego roku doszli do porozumienia z Vladimirem Weissem, to selekcjoner reprezentacji Słowacji przeprowadziłby się do Warszawy, a Skorża pewnie prowadziłby obecnie Lecha Poznań. Weiss ostatecznie jednak na Łazienkowską nie trafił, były asystent Pawła Janasa pozostał na stanowisku i dostał drugą szansę. Przesądziło zwycięstwo w finale Pucharu Polski i przepustka do Ligi Europejskiej. Dziś Skorża triumfuje. W sobotę, pierwszy raz, odkąd objął Legię, doprowadził ją do pierwszego miejsca w ligowej tabeli. Dzień później, po remisie Śląska Wrocław z Widzewem Łódź, stołeczna ekipa pozycję lidera utrzymała i wiele wskazuje na to, że już nie pozwoli sobie jej odebrać. Ma bowiem wszystkie atuty w ręku. Mocny skład, z doświadczonymi piłkarzami znającymi smak walki pod presją i doskonały układ spotkań, zdecydowanie najlepszy spośród drużyn czołówki. Owszem, czeka ją wyjazd do Krakowa i mecz z Wisłą, trudny, ale poza tym pozostałych rywali walczących o tytuł (lub puchary) podejmie na własnym boisku: Polonię Warszawa, Ruch Chorzów, Lecha i Koronę Kielce. Podobny kalendarz ma również Wisła, którą czeka wyjazd do Chorzowa, a u siebie zmierzy się z Lechem, Legią i Śląskiem, ale "Biała Gwiazda" traci do podopiecznych Skorży aż osiem punktów i sama już nie wierzy, że może ich prześcignąć.
Dziś Legia jest liderem i głównym kandydatem do tytułu, a jeszcze kilka tygodni temu - po sprzedaży Macieja Rybusa, Ariela Borysiuka i Marcina Komorowskiego - wydawało się, że sama sobie podkłada nogi. Na początek wiosennych zmagań przegrała do tego z Górnikiem Zabrze 0:2. Potem jednak nastąpił przełom. Działacze parafowali umowy z Nacho Novo i Ismaelem Blanco, dzięki czemu Skorża dostał ofensywne trio (jest jeszcze Danijel Ljuboja), jakiego jeszcze w naszej lidze nie było. Co jednak ciekawe, Hiszpan i Argentyńczyk (na razie?) znaleźli się w cieniu młodych Polaków. Bohaterem starcia na szczycie we Wrocławiu, wygranego 4:0, był Janusz Gol, a ŁKS Łódź w sobotę pogrążyli Rafał Wolski i Michał Kucharczyk. Skorża, pierwszy raz, odkąd objął Legię, może cieszyć się nadmiarem bogactwa w ofensywie, do tego dochodzi solidna obrona kierowana przez Michała Żewłakowa, który w każdym niemal spotkaniu daje sporo do myślenia Franciszkowi Smudzie.
Legia, jak na swoje ambicje, długo czeka na tytuł, bo od 2006 roku. Wiele na to wskazuje, że w tym sezonie się wreszcie doczeka. Jeśli nie, sama sobie będzie winna.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Wtorek, 6 marca 2012, Nr 55 (4290)
Autor: au